Ale Ty naprawdę nie rozumiesz, że nie to, co z dziewczyną możesz robić bądź nie, definiuje ją jako partnerkę?
Jasne, że z koleżanką mogę robić to samo, co z dziewczyną, narzeczoną czy nawet żoną. Tylko, cholera jasna, CO Z TEGO?
Wersja do druku
Mysle, ze tutaj raczej chodzi o poczatek zwiazku aka flirtowanie - nie mozna byc zbyt nachalnym bo dziewucha sie za szybko znudzi. Kiedys jeszcze to ukrywaly, ze wola takich, ktorzy to maja w dupie, teraz mowia wprost (chwala im za to). Ty z tego co wiem jestes juz dlugo w zwiazku i tutaj tej zasady raczej nie mozna stosowac. :)
Zdecydowalem, ze zaczne "szukac" kobity jak bede dobrze zarabial. Nie wiem dlaczego, ale od pewnego czasu pieniadze i kobiety sa dla mnie scisle powiazane. Nie to, ze zamierzam byc jakis specjalnie hojny, ale stwierdzilem, ze nie moge byc z kobieta na powaznie jezeli nie bede w stanie zapewnic jej godnych warunkow zycia. Uznacie to za jebniete podejscie, ja sie z tym nawet zgodze, ale nie potrafilbym miec dziewczyny i wiazac z nia jakiejs przyszlosci zarabiajac przyslowiowe 1500 zlotych. Moze juz jestem po prostu za stary, ale chcialbym miec pewne zaplecze finansowe dla siebie i dla niej, a wiem, ze w tej chwili kobieta mocno utrudnilaby mi plany i droge do sukcesu zawodowego.
Już? Powyzywałeś? Dowartościowałeś się? No więc nie możesz czuć się całkowicie swobodnie w jej towarzystwie, nie możesz łazić nago, nie umyjesz zębów gdy ona bierze prysznic, nie możesz jej szczerze o wszystkim mówić, bo może komuś wygadać, nie ufasz jej do końca, nie przedstawiasz jej rodzicom. Jeszcze? Bo mi się więcej nie chce. Zresztą to i tak Cię pewnie nie zadowoli ;d
ja generalnie stwierdziłem, że jeśli będzie mi się dobrze układało ze swoją to jakieś formalizowanie związku dopiero po skończeniu moich studiów (ona już po) co wiąże się już ze znalezieniem sensownej roboty, dzieci też bym chciał mieć ale to już nie tyle co po znalezieniu roboty ale po znalezieniu i ustabilizowaniu się w zajebistej robocie, mnie bardziej przeraża fakt, że moja kobieta (lekarz dentysta) może zarabiać więcej ode mnie i nie wiem jak ewentualnie przyjdzie mi z tym żyć z drugiej strony wiem, że ona nie ma z tym kompletnie problemu szczególnie z tego względu, że u jej rodziców sytuacja wygląda identycznie ;d zasadniczo dzięki temu mam większego kopa do tego żeby jakoś się lepiej ogarnąć życiowo
a co do tego szukania to hehe, myślę, że wiesz jak to jest - nie szukasz a samo się znajduje, szukasz i nie możesz znaleźć - potwierdzone info
jeszcze można dodać, że koleżanka się przy Tobie nie wysika jak już jesteśmy tacy szczegółowi
;d
Nie wiem jaka ta Twoja luba jest, ale czesto jest ok, jest ok, jest ok az nagle przy jakiejs mocniejszej klotni tego typu teksty wymykaja sie z ust Kobietom...
Wiem na podstawie moich starych, ze cale zycie on duuuzo wiecej zarabial, a jak przez jakies tam 4 msc nie mogl znalezc nowej roboty, to juz zaczynaly sie jakies krzywe akcje itd, a na codzien niby super kochajaca sie para.
Ale z 2 strony nie mozna skreslac kobiety bo potencjalnie bedzie wiecej zarabiala xD
Mocno to. Tez ciezko byloby mi zyc z kobieta zarabiajaca wiecej ode mnie. To ja chcialbym byc tym glownym "filarem" rodziny pod kazdym wzgledem - takze ( i w szczegolnosci wrecz ) finansowym. Chyba bym nie przezyl gdbym nim nie byl - byc moze to przez to, ze sam nie mialem tak naprawde ojca... albo raczej nikogo godnego nazwania "tatą" w kim mialbym 100% oparcie i sam nie chcialbym byc kims takim.
Wiem jak to jest, przychodzi z nienacka. Jasne, ze tak. Teraz jednak nie jestem na to nastawiony w szczegolnosci dlatego, ze jedyny wolny czas jaki mam to czasem po 21 i czasem kilka minut w pracy co i tak dosc mocno separuje mnie od powazniejszych kontaktow z kobietami. Nie potrafie polaczyc kariery zawodowej z zyciem prywatnym i zwiazkiem, juz kiedys mialem z tym problem i musialbym miec mocno wyrozumiala kobiete.
Co dla was jest wazniejsze w mlodym wieku torgi? Milosc czy rozwoj kariery zawodowej?
związek nie powinien blokować rozwoju zawodowego, trzeba umieć to jakoś połączyć a jeśli nie ma możliwości to siłą rzeczy, któryś element na tym ucierpi
no i jeszcze bardziej mnie zmartwiliście z tym zarabianiem hehe, nie chodzi mi, że martwię się o kwestie tego typu, że mnie rzuci bo zarabiam mniej bo to śmieszne szczególniej w jej przypadku ale bardziej chodzi mi o moje samopoczucie i sytuacje typu wspólne wakacje, zakup samochodu, nieruchomości gdzie ona wykłada więcej hajsu - no dziwna sytuacja dla faceta jednak związane wyłącznie z tradycjami i stereotypami bo jednak trzeba się zacząć przyzwyczajać do takich sytuacji bo kobiety stają się coraz bardziej samodzielnie, zajmują coraz wyższe stanowiska itepe... wiecie o co chodzi
edit : jestem wzruszony tym, że w końcu jakaś sensowna dyskusja wynikła i zawdzięczamy to wyłącznie nieobecności vegety
@koalanal
a Ty jako kobieta co sądzisz o sytuacji kiedy więcej zarabiasz od swojego faceta?
Ja sądzę, że zarabiać może ile chce, ale wypadałoby obciążenie odpowiednio rozłożyć, jeśli kosztem uzyskania większej pensji niż moja ma być znacznie większy stres, chujowe godziny itp to się nie zgadzam :D
Też chyba wszystko zależy od tego, jak duża to będzie różnica. No ale jednak, chyba trochę tak nieswojo bym się czuła, jeśli by tak było. A prawdopodobnie tak będzie (jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem). W moim odczuciu facet powinien zarabiać kwotę zbliżoną do kobiety, lub więcej. Ale nie, że będzie to 5-6 tysięcy różnicy.
To samo mam na mysli. Nie balbym sie, ze mnie rzuci, ale chodzi o moja... dume? Ogolnie samopoczucie, ze jednak nie jestem tym pierwszym.
Coz fakt faktem baby nas wypychaja z tego swiata, pod wzgledem finansowym takze, czeka nas niedola i trzeba sie przyzwyczajac ._. Jestes chyba na dobrej drodze Udarr[*]
Pol zartem, pol serio. ;)
No tak zwiazek nie powinien blokowac rozwoju zawodowego... dlatego ja na przyklad nie jestem w zwiazku i raczej nic by mnie do tego teraz nie zaciagnelo bo duzo wazniejszy jest dla mnie rozwoj zawodowy i pracuje tak naprawde od rana do poznego wieczora czego prawie zadna kobieta by nie zniosla, i nie wiem jak bardzo musialbym sie zakochac zeby porzucic taki styl zycia. Choc jak o tym teraz mysle - mam juz troche lat na karku i boje sie, ze w pewnym momencie obudze sie z tzw. "reka w nocniku" majac swoja firme i pieniadze, a nie majac przy sobie nikogo kto by mnie wspieral i kochal za to kim jestem.
Chyba mozna to zaliczyc... Tylko, ze studia to "pikus" bo to jedynie kilka godzin dziennie/tygodniowo. Mialem na mysli raczej powazny rozwoj, prace, byc moze wlasna firme, projekt, ktore zabieraja wiele godzin kazdego dnia co w wiekszosci przypadkow uniemozliwia trwaly i uczciwy zwiazek badz jego rozwoj. :)