Palladni napisał
Jak ja zaluje, ze nie nagralem sobotniej, dosyc krotkiej rozmowie o wierze przy 'moim stole bozonarodzeniowym'. Myslisz, ze tylko Katolicy maja przerabane broniac sie przed ateistami? Bitch, please. Prawda jest taka, ze 90% nas tutaj dyskutujacych jest ciagle na utrzymaniu rodzicow. Przewaznie, nawet jesli nie na stale, to mieszkamy w ICH domach, ktore staly sie naszymi domami. Jest to nasza rodzina, bliskie, scisle relacje. Od malego dziecka uczony bylem szacunku, wiary i poboznosci. Kurwa, chyba ze 4 lata ministrantem bylem. I w sobote musialem tlumaczyc rodzinie, dlaczego nie ide na pasterke. No dlaczego? Bo nie wierze. A dlaczego nie wierzysz? Bo zwatpilem, bo wiem troche wiecej o religii niz 10 lat temu. Bo troche poczytalem, bo troche myslalem nad tym. Nie wierze, takie jest moje zdanie. Nie neguje boga, ale nie bede chodzil do kosciola jako miejsca gdzie swiadczone sa uslugi. Za pieniadze.
Ktos, kto probowal powiedziec cos takiego przy wierzacych (ta, dwa razy do roku w kosciele, nie liczac wesel) rodzicach, gleboko wierzacej babci, ciotkach, kuzynach itd? Cisza. A pozniej glupie pytania, ze jak mnie wychowano. No kurwa, wychowano mnie na czlowieka ktory potrafi miec wlasne zdanie w pewnych kwestiach. Czlowieka, ktory potrafi byc asertywnym i isc wlasnymi sciezkami. Jak sie szybko okazalo, zostalem zle wychowany - bo dziadek zawsze wierzyl. Jego dziadkowie tez.
No i ja mowie wtedy, ze nie chce zostawac w tyle z wierzeniami moich przodkow, tylko dlatego, ze tak wypada, ze nie akceptuja tego. No to wtedy ojciec sie zdenerwowal, jako prawy katolik powiedzial mi przy stole wigilijnym zebym sie zamknal. A pozniej znowu cisza i wszyscy powoli wrocili do poprzednich rozmow, udajac, ze nic sie nie wydarzylo. No bo czy cos sie zmienilo? Nie, jestem ta sama osoba, ktora ma kazde prawo 24 grudnia siasc przy stole z rodzina, bez zbednych pytan zyczyc im wszystkiego najlepszego i zjesc z nimi kolacje, pogadac. A mam do tego kazde i pelne prawo, bo od malenkosci wychowany zostalem w rodzinie, w ktorej 24 grudnia siada sie przy stole i je. I rozmawia, i cieszy sie z ich obecnosci. I jest to dla mnie tradycja, nie swieto. To, ze nie wierze w boga umniejsza moim emocjom i odczuciom co do spotkania z bliskimi? Z bliskimi ktorych czesto dlugo nie widze, a lubie z nimi przebywac? Bitch, please. Ateizm wypacza z emocji? Byc moze idiotow, ktorzy nie sa w stanie stanac murem po ktorejs ze stron. Ja jestem pewien swoich przekonan i jestem pewien, ze mam prawo byc egoista i byc przy tym stole wigilijnym tak jak bywam przy tym stole kazdego dnia, gdy jem obiad z rodzina. I zaden Jezus Chrystus nie spowoduje tego, ze w tym okresie nie bede spedzal czasu z rodzina (czasu, przede wszystkim wolnego, od nauki, od pracy etc) tylko dlatego, ze ktos uwaza, ze skoro nie wierze w Boga, to powinienem znalezc sobie wlasne swieta (no bo przeciez protestanckich nie obchodzicie jako chrzescijanie, nie?) i inne zajecie.
W telegraficznym skrocie:
Bede robil to na co bede mial ochote. Wychowano mnie w tradycjach katolickich i prawdopodobnie z nimi zostane. Bo moja dziewczyna wierzy, bo rodzice wierza. I ja nie chce nikogo przekonywac do mojej niewiary, ja ich akceptuje i oczekuje tego samego od nich. I przewaznie to sie sprawdza i nikomu to nie przeszkadza. Gorzej jest tylko podczas swiat, gdy kazdy pseudokatolik jak moi rodzice probuje udawac wielkiego katolika jakim nie jest, nie byl i prawdopodobnie nigdy juz nie bedzie. Ale ich szanuje, bo to moja rodzina.
ps. sorry za taka krotka historie z zycia, ale chcialem pokazac, ze nie tylko katolicy maja przesrane bo w internecie (lmao) najezdzaja na nich ateisci