No tak, leczyła się, mija kilkanaście lat, kładą relikwie X obok jej łóżka, uzdrowienie, watykan ma o czym pisać. Genialne ;d
Wersja do druku
No tak, leczyła się, mija kilkanaście lat, kładą relikwie X obok jej łóżka, uzdrowienie, watykan ma o czym pisać. Genialne ;d
Ja już nie wiem co mam myśleć o sobie... zupełnie w kwestii wiary nie jestem zdecydowany. Na pewno ateistą nie jestem, ciągle określam siebie jako agnostyka, ale to też chyba nie to..
Agnostycyzm to takie pół na pół, a ja na obecną chwilę czuję, że chciałbym uwierzyć w Boga, a następnie mu zaufać (sama wiara w istnienie Boga dla mnie nie musi oznaczać, że mu ufamy ;o). Po prostu bardziej ciągnie mnie do wiary niż ateizmu, na pewno nie jest to 50:50 i nieważne co pisałem wcześniej. Piszę o tym jak jest teraz, a czuję, że chciałbym w Boga uwierzyć, ale problem w tym, że nie umiem. Nie wierzę całkiem, nie odczuwam tego co pewnie wierzący, czyli miłości do niego. Powiedzmy w 80% zakładam, że Bóg (mający dobre intencje, sprawiedliwy, niekarzący) istnieje, zaś w 20% to właśnie ten brak wiary.
Jeśli nie umiesz uwierzyć w byt duchowy i zacząć go kochać to mam dla ciebie dobrą wiadomość, jesteś zdrowy psychicznie. Jeśli ci nie idzie wiara w Boga sprawiedliwego etc (pomijam już to że to absurd, bo taki wariant Boga nie istnieje, każdy kto ma oczy to zauważy.) a czujesz potrzebę umiejscowienia gdzieś swojego przekonania o sprawiedliwości etc, to wierz w co innego, jak np. w bliskich ci ludzi.
Najprościej opisując, nie umiem uwierzyć w istnienie Boga, po prostu nie wierzę i czuję, że jak mówię sobie, że wierzę, to wywołuję sprzeczność z tym co czuję. Z drugiej strony odczuwam jakiś żal, tęsknotę (?), że nie wierzę, chciałbym "wrócić do Boga", ale to nie byłoby naturalne... Poza tym wróciłbym do wiary w kogoś komu nie ufam, lecz mam za egoiste z nadętym ego, lubiacym jak mówi sie do niego Ojcze itp. tak mam, nic nie poradzę, że nie wierzę w sprawiedliwego Boga (mógłby ktoś powiedzieć, że jest dobry, lecz nie w naszym rozumowaniu, ale psychopata też ma dobre intencje), mnie nie interesuje dobroć typu ktoś kogoś napada na ulicy, Bóg go natchnął, a po tym ofiara zapisuje się sztuki walki. Z szarej myszki zamienia się w silną osobowość. To jest rozumienie dobroci przez Boga i w takiego boga niestety bym uwierzył i musiałbym odrzucić.Cytuj:
Jeśli nie umiesz uwierzyć w byt duchowy i zacząć go kochać to mam dla ciebie dobrą wiadomość, jesteś zdrowy psychicznie. Jeśli ci nie idzie wiara w Boga sprawiedliwego etc (pomijam już to że to absurd, bo taki wariant Boga nie istnieje, każdy kto ma oczy to zauważy.) a czujesz potrzebę umiejscowienia gdzieś swojego przekonania o sprawiedliwości etc, to wierz w co innego, jak np. w bliskich ci ludzi.
Nie czuję nie tyle co zaufania, co także samej wiary w to, że Bóg jest. nie wiem co z tym zrobić. Chyba marny ze mnie agnostyk, bo agnostyk po 50% stawia, że coś może istnieć lub nie, a ja troche na siłe chcę uwierzyć w Boga, to raz, a dwa to jeszcze sprawić, że mu zaufam, a to kolejny problem. Co o tym myślicie? Brak wiary, ale dopuszczanie istnienia dobrego Boga w większym stopniu niż 50% dla tego i tego to dalej agnostycyzm? A jeśli byłby to brak wiary, ale nie całkowity, bardziej wątpliwości?
Zastanawiam się czy coś odpisać biorąc pod uwagę, że to ty, ale napiszę.
Mam podobnie, po prostu nie wierze, jest to dla mnie tak naturalne jak to, że trawa jest zielona. Nigdy się z tym nie wychylałem, jako gimbus nie krzyczałem, że jestem ateistą żeby wyrazić siebie etc., dla mnie takie zachowania to pozerstwo. Czasem sobie myślę, że wygodniej byłoby mi uwierzyć. Moja rodzina jest mocno wierząca i mimo, że wiedzą o tym, że nie wierzę, lub właśnie myślą, że to jakaś oznaka mojego buntu to nie przyjmują tego do świadomości. Więc chodzę raz w miesiącu do kościoła, wchodzę sobie na balkon i mam pompę z ludzi. Dla mnie to największa sekta świata. Spojrzeć na kościół tak obiektywnie to można się dobrze uśmiać. 200 osób mówiących do siebie i wykonujących dziwne gesty.
Ale ja nie wierzę i po uczuciach to zauważam, dopuszczam istnienie Boga (tego pozytywnego), tylko czuję coś często, że chciałbym uwierzyć, nie dla wygody, bo nikt o tym nie wie, raczej nie są to też przebłyski miłości (?), wiary. Po prostu coś ciągnie mnie jednak do wiary, trudno to nazwać poszukiwaniami, bo ewidentnie za bardzo chcę uwierzyć, już teraz, ale nie czuję tego i lekki żal się pojawia, agnostyk by się tak nie zachowywał raczej, więc kim jestem? bo ateistą nie sądzę.
80% - zakładanie, że Bóg jest
20% - nie ma (to przykład, nie musi mnie dotyczyć)
to też nie agnostycyzm z tego co wiem... Może niepotrzebnie chce sobie przyczepić etykietke, ale to troche irytujące..
To po cholerę robisz coś wbrew sobie? Masochistą chcesz być?
Jesteś księdzem czy co?Cytuj:
Z drugiej strony odczuwam jakiś żal, tęsknotę (?), że nie wierzę, chciałbym "wrócić do Boga", ale to nie byłoby naturalne... Poza tym wróciłbym do wiary w kogoś komu nie ufam, lecz mam za egoiste z nadętym ego, lubiacym jak mówi sie do niego Ojcze itp.
Przynajmniej masz poczucie humoru.Cytuj:
tak mam, nic nie poradzę, że nie wierzę w sprawiedliwego Boga (mógłby ktoś powiedzieć, że jest dobry, lecz nie w naszym rozumowaniu, ale psychopata też ma dobre intencje), mnie nie interesuje dobroć typu ktoś kogoś napada na ulicy, Bóg go natchnął, a po tym ofiara zapisuje się sztuki walki. Z szarej myszki zamienia się w silną osobowość. To jest rozumienie dobroci przez Boga i w takiego boga niestety bym uwierzył i musiałbym odrzucić.
Niema boga pozytywnego i negatywnego, jest jeden. Jeżeli uważasz się za katolika.
Olej temat, chyba że lubisz się zadręczać psychicznie, bo nie dojrzałeś najwyraźniej do wiary. Sądząc po ambiwalentnym stosunku jaki prezentujesz.Cytuj:
tylko czuję coś często, że chciałbym uwierzyć, nie dla wygody, bo nikt o tym nie wie, raczej nie są to też przebłyski miłości (?), wiary. Po prostu coś ciągnie mnie jednak do wiary, trudno to nazwać poszukiwaniami, bo ewidentnie za bardzo chcę uwierzyć, już teraz, ale nie czuję tego i lekki żal się pojawia, agnostyk by się tak nie zachowywał raczej, więc kim jestem? bo ateistą nie sądzę.
80% - zakładanie, że Bóg jest
20% - nie ma (to przykład, nie musi mnie dotyczyć)
to też nie agnostycyzm z tego co wiem... Może niepotrzebnie chce sobie przyczepić etykietke, ale to troche irytujące..
Dobre pytanie. Nie wiem co za idiota pisał Biblię, ale ta książka ma w sobie mnóstwo sprzeczności i zarazem hipokryzji.
Bo katolicyzm też zakładał (i obecnie pewnie też by to czynił, gdyby nie niemoc do wykonywania takich czynów) nawracania siłą, zabijanie i torturowanie niewiernych.
Macie ciekawy dokument, polecam wszystkie odcinki z tej serii. Nie jest to przyjemne w oglądaniu dla nikogo, kto nie jest po prostu pierdolnięty, ale pokazuje jakiego rodzaju spaczenia i choroby psychiczne wywołują religie :
Oczywiście 18+ http://www.youtube.com/watch?v=R9Idr0P7YKU
Spora część z takich urządzeń była opracowywana przez różne instytucje religijne (jak np. sławna inkwizycja) do siłowego "nawracania" i okrutnego mordowania niewiernych.
Wiele ludzi nawet nie wie kim był Hiob, a podaje się za wierzących katolików ;d