Dziwnie się czyta takie posty.
Mam wtedy wrażenie, że w Polsce każdy zarabia 3tyś netto i każda stawka poniżej świadczy o tym jak daremny jesteś ;D
Luuudzie obudźcie się ;p
Wersja do druku
No ale pan znawca bnm, tak się wyraża o pracy, jak by spływały na niego oferty pracy tak lukratywne, że po miesiaću kupujesz wyspę sobie.
Średnia krajowa to 3.8 k brutto.
prześlij ssa jak dostaniesz taką robotę z umową o pracę. dopóki tego nie zrobisz to młody łbie trochę więcej szacunku, bo jest tu parę osób co srogo zapierdala i to ich szanuje, a nie jakiegoś typa, co za pracę traktuje wynoszenie śmieci, studiuje politologie i za rok planuje zostać milionerem
A oferty pracy poniżej 8 zł netto, to oszustwo i tyle.
Powiedz to kelnerom/kelnerom czy innym osobą z gastronomii pracujących np w Krakowie (mówię tu o tych na umowę legalnie oczywiście)Cytuj:
A oferty pracy poniżej 8 zł netto, to oszustwo i tyle.
Swoją drogą... poniżanie kogoś za to, że nie chce pracować za niskie stawki też nie jest ok. Moja siostra do końca studiów pracowała tylko raz z własnej woli bo chciała sobie na życie dorobić i robiła jako kelnerka. Dopiero po studiach zaczęła pracę i to już za ładne pieniądze. Więc.. nie każdy zaczyna od małych stawek.
Idąc tokiem rozumowania przyszłych Torgowych milionerów nie ma sensu iść do pracy za <3000zł netto. Ciekawa teoria jak na kogoś kto nie ma wykształcenia i doświadczenia. Niestety to jest bardzo przykre, że w tym temacie głównie wypowiadają się osoby, które nie mają najmniejszego pojęcia o życiu. Dla was jedynym zmartwieniem jest wbicie lvla w tibii (taka prawda XD). Jestem tylko ciekaw co by się stało jakby zabrakło tych waszych super rodziców, co wam wręcz zabraniają iśc do pracy za 2000 zł. Nie będziesz miał za co żyć, ale do pracy za 2000 nie pójdziesz. Powodzenia.
Nawet nie wiecie ilu ludzi w Polsce marzy o pracy za 2000zł (nie wspomnę już o "średniej krajowej", która jest abstrakcją).
Tak- ja też jestem studentem. Studiuje zaocznie, w tygodniu pracuję żeby sam sobie opłacić studia. Pomimo tego, że rodzice powiedzieli mi, że zrobią to za mnie, ja chodzę do pracy za 1900zł. I jestem z tego dumny, że mogę moich rodziców odciążyć, przez 20 lat mnie utrzymywali więc teraz mogą sobie troche odpocząć od tego. Przynajmniej za swoje pieniądze się uczę/ubieram itp. I JEST TO DLA MNIE SUKCES. Nie interesuje mnie opinia człowieka, który wypowiada się o pracy, w której nigdy nie był.
Ogółem nie opowiadam o sobie na forach internetowych ludziom, których nie znam ale krew mnie zalewa jak czytam, nie które bzdury.
Większość osób śmieję się z osób pracujących za marne grosze. Szkoda tylko, że Ci co się śmieją są to osoby siedzące na garnuszku rodziców, nie mające problemów typu "nie mam co do gara włożyć". Po co wypowiadacie się na takie tematy nie mając o nich pojęcia? Sporo osób robi za marne grosze, ale większość takich ludzi dostało "przekope" od życia w taki czy w taki sposób. Przytoczę tu trochę swoich doświadczeń by mój post nie był wypocinami bez poparcia jak większość tutaj.
Pracować zacząłem w wieku 12-13~ lat (przełom podstawówki i gimnazjum) dlatego, że w domu było ciężko, jeżeli chciałem sobie cokolwiek kupić, czy to jakąś głupie spodnie, koszulkę czy nawet plecak do szkoły to musiałem sam na to zarobić bo babcia, z którą mieszkałem miała tyle by kupić coś do żarcia i dać na czynsz. Za małolata jest to jedyna robota jaką możesz łatwo dostać, na ulotkach płacą różnie (zależy od pizzeri, knajpy - przynajmniej ja takie ulotki roznosiłem) od 5 do 7zł/h. Jest też system jedna ulotka/grosz, ale to gorsza opcja niż hajs/h. Na szczęście miałem opcje robić za godzinę. Robiło się 5h dziennie zazwyczaj 3-4 dni w tygodniu. Praca była o tyle dobra, że dostawało się te ileś ulotek, zapierdalało się 3h a potem siedziało 2h na dupie. Oczywiście sprawdzali nas więc nie było opcji wyjebać ulotek i iść po kasę bo była wylota.
Po gimnazjum gdy już miałem te 16 lat chciałem znaleźć sensowniejszą robotę. W roku szkolnym robiłem dalej na ulotkach + imałem się różnych dorywczych zajęć w weekendy jak się dało, w wakacje zacząłem jeździć po knajpach i pytać czy nie potrzebują kogoś do pracy (szukanie pracy na internecie to nie szukanie pracy), w końcu mi się udało znaleźć. Miałem szczęście bo trafiłem na zajebisty zespół. Kucharze byli lajtowi, zazwyczaj na lokalu był syn szefa, który był okej. Na początku robiłem w stylu przynieś podaj pozamiataj, a najczęściej zmywak. Robiłem od 8 rano do północy, wypłatę miałem codziennie po robocie co było dużym plusem. Po pewnym czasie chciałem robić coś więcej by lepiej zarabiać, proponowałem, że zrobię coś za kucharzy, uczyłem się co i jak. Na zmywak zatrudnili Ukrainke taką, miła kobieta była, ale strasznie życie jej dokopało, zawsze była smutna. Ja zostałem pomocnikiem kucharza, robiłem tam trochę i dostawałem zajebiste pieniądze, za "dniówke" czyli 16h dostawałem 180zł~+napiwki, zebrane przez kelnerki (dzielili je na kuchnie też, oczywiście ja dostawałem najmniej jako małolat). Lubiłem tą robotę, co prawda nie miałem zbytnio życia oprócz wolnego, ale na kuchni zawsze było z kim pogadać, wyjść na przerwę na papieroska. Niestety w końcu przyszła zima, obroty spadły i szef mi powiedział dowiedzenia. Potem robiłem w wielu miejscach, kuchnie, pomoc na imprezach, wszystko co było. Jak mówię chodziłem i pytałem czy nie potrzebują kogoś do pracy. Potem był okres w życiu, że straciłem szkołę i dom. Mieszkałem na squacie. Przez cały czas szukałem jakiejś roboty by się wyrwać stamtąd. Ludzie byli w porządku. Mimo wszechobecnemu myśleniu większość tych ludzi to nie były nieroby żerujące na "dobrych prawych ludziach" i nie chcące iść do roboty. Sporo z nich miało historie takie, że można by nakręcić o nich dramat, który by dostał oscara (życie ich tak przekopało, że by to na dziesięciu można podzielić). Oczywiście były też osoby mające gdzieś wszystko wolące chlać cały dzień. Więc nie można wsadzać wszystkich do jednego worka, ale dobra konkrety bo znów offtop.
Odbiłem się od dna i aktualnie mieszkam, ze znajomym w małym mieszkanku. Ostatnio pracowałem w fabryce. Wymogiem było tylko posiadanie statusu osoby uczącej się, akurat uczęszczam do zaocznej szkoły ( chcę zdać maturę, dla siebie, za gnojka sobie obiecałem, że ją zdam, trochę bezsens ;d). Pracowałem na nocki. Od 22 do 6 rano. Płacili dobrze, 8zł/h za normalny dzień i 9zł/h za weekend. Praca była o tyle fajna, że często nie było co robić. W nocy nie mogli odsyłać ludzi do domu jak się zjebała maszyna bo fabryka była na zadupiu i pierwszy autobus po 5 dopiero. Często były nocki, że robiło się z 3h a resztę czasu siedziało na papierosku lub w miejscu gdzie nas nie zobaczy czasem brygadzista lub szef działu robiący akurat obchód. Akurat w fabryce jest tak, że masz robić to co masz robić a więcej nie możesz bo dostaniesz opierdol (raz obsługiwałem maszynę nakładającą sklejki na gazety na taśmę i potem się dowiedziałem, że miałbym lipę jakby mnie szef zobaczył, że robię na maszynie, na którą nie mam uprawnień). No i ogółem praca polegała na układaniu gazet z taśmy na palety, kładzenie sklejek na taśmę, kładzenie jakiś gównianych dodatków na gazety na taśmie i takie bzdety. Niestety zrobili cięcia i sporo osób poleciało, niestety jako szarak też dostałem kopa w dupę i narazie. Aktualnie straciłem robotę, ale już praktycznie ogarnąłem nową, jutro idę na dzień próbny. I nie mogę powiedzieć, nie będę robić za tyle i tyle bo gadaniem nie zapłacę za czynsz ani nie włożę nic do gara.
Cieszcie się, że macie rodziców, którzy Wam dadzą to i tamto. Ja już trochę przeżyłem chociaż mam dopiero głupie 20 lat, i dalej uważam, że mało wiem o życiu. Sporo ludzi przeżyło tyle, że moja historia to dla nich komedia.
Ja w miarę dużo zarabiam, ale kiedyś pracowałem przy koszeniu trawy za 6,46 / h.
serio nie czaje po co wy piszecie, o ludziach którzy nie maja co do gara włożyć skoro przecietny torgowicz to czlowiek który ma co jesc i w co sie ubrac. ja nigdy nie musialem pracowac, wrecz jak poszedłem do 1 pracy to pokłóciłem sie z matka xD. sek w tym, ze ja po prostu chcialem, chocby za te 6zl popracowac, zdobyc doswiadczenie(i nie mam tu na mysli doswiadczenia zwiazanego np z załadunkiem xDD) poznac nowych ludzi, poszerzyc strefe komfortu, no i cos zarobic. za czesc hajsu z ostatniej wyplaty zrobilem sobie np. kurs na widlaki. co prawda jeszcze mi sie on nie przydal, ale lepiej go miec niz nie miec.
serio nie czaje przypierdalanka ludzi którzy nigdy nie pracowali o to, ze niektórzy chca sobie dorobic. co wam to przeszkadza bo nie czaje? no chyba, ze ktos wam podjebal prace za 5,5 brutto i teraz chcecie odreagowac xD jak to jest z wami co
Gorzej, bo potem albo rodzice muszą ich upychać gdzieś, albo rodzice zamykają źródełko i jest płacz i bieganie z cv w którym jest skoncozna szkoła i x lat przerwy :D
Jeśli nie jesteście turbo bogaci, albo starzy nie mają dochodowego rodzinnego biznesu, to życie wszystko zweryfikuje, spokojna głowa.
a wy dalej leczycie swoje kompleksy ;/Cytuj:
Jak wyglada praca w... Opisz swoje doswiadczenia
Co do pracy 10zł na rękę:
Praca w fabryce głowic samochodowych, wakacyjna. Od poniedziałku do piątku obowiązkowe, weekendy dla chętnych (i tak wpisywali wszystkich). W tygodniu 8 godzin i 10zł na rękę, sobota i niedziela 12h i 18zł. Robota zależała od tego na jakie stanowisko cię przydzielili. Były takie, że całą zmianę sprawdzałeś gwinty itp. a były takie, że po 8 godzinach nie umiałem palców wyprostować. Ja robiłem przez wynajętą firmę (nie wiem jak to się profesjonalnie nazywa :D). Ci z głównej mieli najłatwiejsze zadania, nas rzucali na typowe harówy. Najgorsze dwunastki, jednak dniówka 216zł w miarę motywowała. Szefostwo po****ane i trafiły mi się wizyty szefów wszystkich szefów z Niemiec. Wszystko musiało być idealnie. Gość sapał do mnie, że zacząłem sprzątać stanowisko o 5:50 (o 6 koniec zmiany) zamiast dalej robić. Hala ogromna, na początku parę razy się zgubiłem. I straszny hałas, bez stoperów można oszaleć. Przez miesiąc zarobiłem ponad 2000 więc dla ucznia bez doświadczenia to naprawdę dobrze.
Stacja Lotos - weekendowy podjazdowy :D
Wtedy byłem jeszcze niepełnoletni. 6,5zł / h. Praca po 8-10h, tylko weekendy. Robiłem na 2 stacjach, sobota na jednej i niedziela na drugiej. Nie była to typowa praca podjazdowego, przede wszystkim dbałem o czystość stacji na zewnątrz. Czyli musiałem umyć dystrybutory, parapety, pozamiatać, pozbierać śmieci, skosić trawnik itp. tak żeby było dobrze przez następne 6 dni. Czasami jak ktoś chciał żebym mu zatankował to tankowałem, ale rzadko. Parę razy tankowałem gaz ale później zabronili. Ogólnie robota byłaby lajtowa gdyby nie szef-pedant. Gościowi przeszkadzało dosłownie wszystko. Zazwyczaj sprzątanie zajmowało 4-6h a reszta zmiany to palenie głupa, że się coś robi i gadanie z kasjerami jak nie było kierownika. Trochę im (kasjerom) zazdrościłem bo ja musiałem robić w upale (w końcu lato) a oni siedzieli w klimatyzowanym pomieszczeniu. Dla niepełnoletniej osoby robota marzenie :)
jak studiowałem finanse i rachunkowość zaocznie to połowa osób robiła w biurach rachunkowych i nie parzyli tam bynajmniej kawy, to nie jest trudna robota, ktoś Ci pokaże co masz robić i jedziesz z fakturkami czy czymś tam, nie mówię oczywiście o prowadzeniu księgowości cocacola poland ale jakieś łatwiejsze rzeczy do ogarnięcia nawet przez ludzi tylko z maturą i nie trzeba tu skończonych studiów
@udarr ; Skończyłeś czy zmieniłeś?Cytuj:
jak studiowałem
zmieniłem na inżynierskie dzienne z tych finansów, niby spoko ale brakuje mi tego, że pracowałem, miałem ułożony dzień, pieniądze, spokój. na dziennych cały dzień rozjebany, jak dużo zajęć/nauki to nie ma jak pracować i ogólnie średnio mi się to podoba, zastanawiam się czy na ostatni rok nie przejść na zaoczne tylko muszę się dowiedzieć co wtedy będzie na papierze (jakby to miało znaczenie hehe)
Jestes dla siebie zbyt samokrytyczny.
Moja siostra po ochronie srodowiska pracowala dwa lata w biurze rachunkowym... hmm. Bez znajomosci. Wiec jakos sie chyba da taka robote zlapac.
Sorry, zle Cie zrozumialem - tak jakbys ich ganil za to co robia. A to, ze pracuja za mniejsze pieniadze nie oznacza, ze nie robia zupelnie nic albo tego, ze sa kompletnymi debilami.
Przeciez wiekszosc tutejszych to ludzie nie majacy pojecia o pracy, licealisci, ew. studenci guwnokierunkow. Jakikolwiek temat o pracy to kompromitacja 90% spolecznosci torga i pierdolenie takich glupot, ze nogi cierpna. Chociaz jak bylem gowniarz tez tak myslalem. Na szczescie po pol roku studiowania guwna zmadrzalem i cale szczescie.
btw.
Co do ilosci chetnych na "slabe" miejsca pracy. U mnie w oddziale ostatnio szukalismy kasjerki (1400 netto + ew. 150 premii, jednak te kwoty nie byly podane w ogloszeniu) w niecale dwie godziny przyszlo 148 CV. To takie smieszne i smutne zarazem, ze wiekszosc to byly niestety laski po studiach w wieku 26-30 lat, bez porzadnego doswiadczenia w jakimkolwiek zawodzie, tulajace sie od guwno firmy do guwno firmy. Wiadomo, ze nawet u nas takie nie mialy szans (chocby i kurwa profesure z ekonomii zrobily) bo brakowalo im doswiadczenia. W efekcie zatrudniona zostanie laska siedzaca przez 1.5 roku na kasie w DPD mimo tego, ze o ile sie nie myle jest po liceum (badz ma jakas guwno szkole policealna). Doswiadczenie w pracy to fajna rzecz, jak sie dobrze trafi to zdobyte w wieku 20-25 lat moze zapewnic prace juz na cale zycie w wielu roznych firmach bedacych w tej samej branzy.
btw2.
Jeszcze co do nic nie wartego doswiadczenia w pracy za 7h brutto/h - byly kierownik miedzynarodowego terminalu DHL w BBA (obecnie kierownik operacyjny w oddziale mojej firmy) zaczynal od stanowiska magazyniera w DHL (nie wiem ile tam placa, ale wiecej niz 8 brutto na pewno nie, zwlaszcza, ze bylo to z 6 lat temu).
Na kasę potrzebujecie 1.5 doświadczenia? Kuźwa, aż strach się spytać jakie wymogi macie na mycie podłóg, certyfikat z WOPRU?
A już bardziej poważnie, to ładne co tu piszesz, ale wątpię że komuś się będzie chciało 6 lat być magazynierem, można zrobić lepsze pieniądze nie uganiając isę jak wół. Ale to fajnie że kształtujesz tu kult sukcesu 1dnego faceta jako dowód że się tu mylimy, jesteś dla siebie za krytyczny.
Przy takim bezrobociu to i tak male wymagania bo szukajac troche lepiej pewnie mozna i znalezc kogos z lepszym doswiadczeniem, ale po zobaczeniu 200 CV juz sie odechciewa.
Nie wiem czy wyobraznia i umiejetnosc logicznego myslenia Ci na to pozowala - nie sadze - ale czlowiek nie byl przez 6 lat magazynierem tylko od tego zaczynal. Wiec jak zamierzasz podejmowac dyskusje to najpierw musisz sie zastanowic nad tym co chcesz napisac. Bo teraz robisz ewidentnie na odwrot - najpierw piszesz, a dopiero pozniej pewnie zastanawiasz sie co to za glupoty nabazgrales.
Po za tym przyklad jest jeden bo po co mam sie dalej rozpisywac? Znam wielu takich ludzi, ktorzy zaczynali od zera. Ten akurat przyszedl mi pierwszy na mysl bo po za tym, ze zaczynal od gowna to mial ogolnie przejebane w zyciu i szczerze go podziwiam.
Ludzie, ktorzy mysla "nie bede robil za 7 zlotych na godzine, skoncze studia, jestem wygrany, praca 6k na reke, dziwki, koks, justin bimber" sa przegrani juz na starcie. Bezwzgledu na to czy studiuja "dobry" kierunek, czy "zly". To proste jak budowa cepa.
A to nie jest przypadkiem tak ze gówno-ofert nie byłoby gdyby nikt sie nie godził za nie pracować?Cytuj:
Ludzie, ktorzy mysla "nie bede robil za 7 zlotych na godzine, skoncze studia, jestem wygrany, praca 6k na reke, dziwki, koks, justin bimber.
Zmadrzales czy Cie wyjebali? To nie to samo pamietajCytuj:
Na szczescie po pol roku studiowania guwna zmadrzalem i cale szczescie
Niezbyt rozumiem ten hejt na studia, zreszta widac go tylko na torgu. 3/4 ludzi ma jakies tam znajomosci a mgr na papierze na pewno nie zawadzi.
Oczywiście że tak jest. Póki jest popyt na takie oferty, będą takie a ludzie będą próbowali schodzić jeszcze niżej aż dojdą do równości popytu i podaży ( jakoś się to mądrze nazywa, ludzie z ekonomii help! XD )
Mam do Was pytanie, bo zawsze mnie to ciekawiło. Dawno temu postanowiłem zrezygnować z formalnej edukacji i spróbować robić na własną rękę. Powtarzać się o swojej sytuacji nie będę bo tu nie o tym, ale ciekawi mnie jedno - ile, Waszym zdaniem, traci się omijając studia z punktu widzenia zawodowego? Pomijam tutaj wiedzę, bo akurat z tym problemu nie mam, chodzi raczej o jakieś formalne wymogi ( może np mieliście doświadczenie z kimś, kto nie mógł awansować z braku formalnego wykształcenia? ) , szczególnie interesuje mnie sektor IT ale chętnie posłucham o wszystkim innym ;)
sam przymierzam się do branży IT, konkretnie jako programista, wiec moge odpowiedziec.
Uważam, że w dzisiejszych czasach aby mieć niezłą, niefizyczną pracę trzeba mieć wykształcenie wyższe. Szczególnie w branży IT, gdzie wiedza jest weryfikowana na każdej rozmowie kwalifikacyjnej. Nie chodzi już tutaj nawet o to, że na studiach uczysz się sensownych rzeczy, bo akurat przy programowaniu to 4/5 wiedzy zdobyłem poprzez własną naukę ale nawet to, że pracodawca może nie dać Ci podwyżki. Kolega pracuje jako programista javascript, już chyba trzeci rok i jest na 3 roku studiow. Dostaje 2k na rękę i szef mówi, że zwiększy mu dopiero jak skończy studia.
@down
możesz napisać to co powiedziałeś, w taki sposób, aby ktokolwiek mógł zrozumieć Twoją wypowiedz?
Co ma jedno z drugim niby? W branży IT właśnie jest w tej kwestii bardzo luźno, bo 99% rzeczy znajdziesz w internecie, 1% to badania najlepszych w polu. Powodzenia w zdobywaniu 99% wiedzy medycznej z neta xDCytuj:
Szczególnie w branży IT, gdzie wiedza jest weryfikowana na każdej rozmowie kwalifikacyjnej.
Tak jest. Ale powiedz ludziom, ktorzy musza w tym kraju przezyc sami zeby nie pracowali za te 7 zlotych. Moze ty masz rodzicow, ktorzy ci pomoga i cie utrzymaja - niestety wielu nie ma i MUSZA gdzies pracowac zeby przezyc. Gdzie tu trudnosc w rozumieniu?
Zrezygnowalem, pochwale ci sie, ze nawet zdalem pierwsza sesje (co z reszta dla mnie zadnym osiagnieciem nie bylo) i po chwili w nowym semestrze zadalem sobie zajebiscie wazne pytania - co ja tu robie, po co tu jestem, dlaczego? Po czym zrezygnowalem i poszedlem do pracy z czego teraz cholernie sie ciesze bo gdyby nie to bylbym teraz prawie jebanym magistrem, ktory przez ostatnie 5 lat sie bawil i nie ma pojecia co to jest zycie. Teraz mam niezla prace, a na oku bardzo ciekawy biznes, ktoremu daje spore szanse na rozwoj (transport, moja "branza").
To nie jest hejt na studia - znam ludzi, ktorzy nie tylko studiuja, ale wiaza swoja przyszlosc z tymi studiami i dodatkowo pracuja, zdobywaja doswiadczenie, cos soba reprezentuja, a nie tylko przychodza raz na jakis czas na zajecia, a podczas sesji napierdalaja fete czy inne chujwieco na zmiane z nauka i zdaja egzaminy z czegos co ich w ogole nie obchodzi i zapewne takim ten papier kiedys sie moze przydac (chocby przy awansie "z magazyniera na kierownika" bo wtedy juz samo doswiadczenie i umiejetnosci nie wystarcza i to jest moment, w ktorym przydaje sie taki papierek).
U mnie (czolowa firma kurierska) bez wyzszego wyksztalcenia (jakieby ono nie bylo, kierownik oddzialu - przy okazji najlepszego w polsce moge sie pochwalic - jest po AWF) nie da rady zostac kierownikiem w zadnym dziale albo przynajmniej nigdy takiej sytuacji nie widzialem i nikogo takiego nie znam (biurowy, handlowy, operacyjny).
Ja jestem na pierwszym roku studiów inżynierskich i rzygam tym - sama matma (to akurat lubię) fizyka i informatyka i reszta nieprzydatnych przedmiotów. Na szczęście tak jest podobno tylko w pierwszym semestrze i już na drugim zaczniemy się uczyć normalnych rzeczy, jeżeli nie - rzucam
PS: Jeśli chodzi o informatykę to sucha teoria -.-
Te śmieszne wynagrodzenia wynikają w głównej mierze z tego, że pracodawca jest obciążony wysokimi kosztami. Nikogo tu nie bronie, ale spójrzcie na to z kilku perspektyw. Jeżeli pracodawca płaci mi brutto 1680 zł (najniższa krajowa)- ja dostaje z tego jakieś 1200 zł- to pracodawca musi zapłacić za moją pracę łącznie jakieś 2000 zł (wliczając koszty pracodawcy).
A więc gdzie tu jest logika? Pracodawca płaci za moją pracę ponad 2000 zł, podczas gdy ja dostaje "realnie" 1200zł? 800 zł (!) pobiera państwo. A co dopiero przy wynagrodzeniach rzędu >5000zł?
W takiej sytuacji nie dziwie się, że każdy pracodawca chce płacić jak najmniej. Gdyby "obciążenia" pracodawcy były niższe, albo chociaż takie jak w 2012 roku to jestem pewny, że bezrobocie byłoby mniejsze.
Tak naprawdę to pisać w tym temacie można bez przerwy-każdy ma swoje zdanie i się go trzyma, nawet jeżeli wie, że nie ma racji.
A co do tego kto za ile/gdzie/jak pójdzie do pracy okaże się w przyszłości. Tak samo mogę napisać, że nie mam prawa jazdy, ale jak już je zrobię to do innego auta niż ferrari nie wsiądę. Życie pokaże, że jeszcze golf i matiz będą fajne :P
@Winogrono
W 100% popieram.
Sam nie zatrudnie nikogo tylko chlopaki robia u mnie na czarno bo koszty z tytulu pracownika sa chore.
To jest kurwa nienormalne zeby drugie tyle co daje sie pracownikowi oddawac panstwu.
No dokładnie. Bo wielu z TORGa myśli, że pracodawca to jeden wielki chuj bo daje mało pieniążkuf. Dlatego część osób jak ma pracować za 1400 na umowe zlecenie/dzieło to woli pracować za 1700 na czarno.
Ten hejt na studia się z kwejków wział, gdzie jakieś typy jp po zawodówce beke mają że studenci=mcdonald. Fakt faktem jak ktoś jest przegrańcem i studiuję socjologie czy filozofie to może mieć problem z znalezieniem pracy, ale po mocnym kierunku na niegówno uczelni na której rzeczywiście uczą i wymagają nie ma w 90% problemu z pracą po/w trakcie studiów. Oczywiście trzeba coś od siebie włożyć, a nie przechodzić z semestru na semestr "od tak" tlko znaleźć jakąś specjalizację
"Witam jestem specjalista w innych dziedzinach"
"Cudownie! Jest jest Pan przyjety, czy 6 tysiecy netto, sluzbowy dom, komorka, samochod i pies Panu wystarcza czy mamy dorzucic jeszcze kobiete i kota?"
"Witam, skonczylem filologie angielska na wypizdowie mniejszym, prosze mnie zatrudnic"
"Dobrze czy 10 tysiecy to odpowiednia stawka? Na okres probny oczywiscie! Prosze nie wychodzic!!"
Legitne podejscie niektorych, ale czego sie spodziewac jesli ktos nie mial zadnej stycznosci z polskim rynkiem pracy hehs.
No dobra, ale po dobrym kierunku znajdziesz pracę w miesiąc. Na początku masz te 2-2,5 tysiąca, ale po 10 latach masz już 10-15 tysięcy. Oczywiście zależy od miasta, w Warszawie jest to jak najbardziej realne.
@co do pracowania za grosze
Moim zdaniem, mimo iż ktoś ma możliwość utrzymywania przez rodziców powiedzmy podczas edukacji, to zarobienie powiedzmy 1-2 tysięcy złotych w słabej pracy jest bardzo pozytywne. Po pierwsze pozwala poznać wartość pieniądze, może nauczyć że żeby zarobić trzeba robić, a po trzecie człowiek staje się bardziej zaradny, no bo jednak sam znajduje sobie pracę i musi załatwiać jakieś głupoty z nią związane, deklaracje podatkowe.
hehs to nie wiem co potrafisz Ty i jaka stycznosc z rynkiem pracy masz Ty, ale ja chwala bogu jak narazie oferty za 7zl /h przy znajomosci trzech jezykow obcych na poziomach B2/C1 jeszcze nie dostalem. I chyba by mnie musialo popierdolic, albo przycisnac w zyciu zeby do takiej isc. no chyba ze to by byla tasma jakas lina produkcyjna tam nie mozna spodziewac sie cudow. Ale potrafiac cokolwiek nie mozna sie dawac robic w ciula