najgłupsze pytanie w temacie ever XD
Wersja do druku
najgłupsze pytanie w temacie ever XD
Kurwa no wiedziałem xd
Oj mniejwięcej, chyba coś macie do powiedzenia na ten temat
Związek 2 lata
ee mam teorie taka ze one nigdy nie sa pozbierane i zawsze mysla o swoim bylym, ponadto slyszalem ze 60% kobiet ma problem ze stworzeniem zwiazku jesli ich pierwszy zwiazek (powazny) nie wypalil. piosenki adele dobrze to uwzgledniaja, wsluchaj sie w tekst np.
https://www.youtube.com/watch?v=7AW9C3-qWug
Patrzac z doswiadczenia - jakies kilka godzin, zazwyczaj szybko znajduja sobie nowego bolca, a wynika to z tego, ze zazwyczaj juz w trakcie zwiazku szukaja sobie "opcji B", co zreszta rodzi rozne rozterki u facetow patrzac chocby na ten temat. Wiekszosc przypadkow jakie ja spotkalem, widzialem to bylo zazwyczaj "hop siup".
A obiektywnie - jest to kwestia indywidualna dla kazdego czlowieka, raczej bezwzgledu na plec. Jedne typy np. ja sie rozklejaja i ich to meczy przez pol roku, a inni maja to w dupie po 3 dniach, a po tygodniu maja juz nowa sztunie.
btw.
Bardzo dziekuje za cieplutkie slowa, strasznie milo zrobilo mi sie na serduszku, bardzo sie ciesze, ze mam taka opinie u najbardziej szanowanych uzytkownikow najwiekszego forum mlodziezowo katolickiego zarowno w polsce jak i na swiecie
Czy ty kiedykolwiek napisales cos na tym forum nie rzucajac sie do kazdego na okolo? xD Pisanie tutaj codziennie tylko po to by sie do kogos dopierdolic nie jest mocniejsze niz pytanie jakie zadal Filip mimo, ze tak ci sie wydaje przyjacielu. xD
Takie wrazenie sprawiasz mniej wiecej
http://img2.garnek.pl/a.garnek.pl/01...wny-jamnik.jpg
Wiesz co bo tak mi sie cos wlasnie kojarzylo i wydaje mi sie, ze cos tutaj krecisz panie kolego.
https://d3higte790sj35.cloudfront.ne...ce2e0a89f.jpeg
Czy to te głośno zapowiadane ujawnienie brudów???
W 99% przypadków jest tak: oj jaka jestem biedna, nie mogę teraz być z nikim bla bla bla ale nie chcę cię tracić (xD). No to czekasz. Mijają dni, a ty czekasz, czekasz. Od czasu do czasu się spotykacie, co daje ci nadzieję, więc czekasz dalej. Kończy się remont Stadionu Śląskiego, a ty nadal czekasz. Aż w końcu spotykasz ją na ulicy z innym i budzisz się z łapą w nocniku. Ewentualnie sam tracisz cierpliwość i pytasz kórwa ile jeszcze. Wtedy dowiadujesz się, że leciała w chuja, ale wcale nie chciała cię zranić. Ty płaczesz, ona płacze. Potem się rozchodzicie, ty wciąż płaczesz, a ona idzie się dymać z tamtym typem i mają z ciebie bekę.
Reasumując, zajmuje tyle czasu, ile potrzebujesz na skapnięcie się, że wcisnęła ci kit.
Mam nadzieję, że pomogłem, polecam się.
najbardziej zabawne są takie sytuacje, gdzie panna rozstaje się z typiarzem, wtedy wkracza do akcji jej "pszyjaciel", ona mu mówi, że nie, że nie jest gotowa na kolejny poważny związek, on jej daje czas, po czym dwa dni później loszka bolcuje się z nastepnym typiarzem i big love. Akcja zatacza koło i znowu sie pojawia. Nie szkoda mi nawet tych zafriendzonowanowanych
Jak się zrywa z laską to najlepiej od razu jak powiedzieć, że nie chcesz się kontaktować i generalnie usunąć ze swojego życia wszystko co z nią związane. Z moją byłem cztery lata, niedawno zerwałem. Powiedziałem, że nie kocham i już. Sytuacja nie do odratowania. Przez pierwsze dwa tygodnie codziennie dostawałem smsy, że mnie kocha itd a jakiegoś dnia niespodziewanie wpadła na chatę, bo tęskni i z płaczem prosi żeby spróbować jeszcze raz... Więc mnie trochę dziwi jak piszecie, że wystarczy im kilka godzin :P nie każda musi mieć innego na boku.
A ty mi sie kojarzysz z sedzia tego tematu a pierdolisz jak potluczony, wielki osądzacz, ruchacz, doradzacz, wygryw. Wez chlopie zamilcz w koncu
#up
Zaraz ci wjada typki ze to dziecinne zrywac calkowicie kontakt, ze po co itp, ze przeciez mozna POGADAC.
Chociaz, jak ci wpadla na chate po 2 tyg, calkiem prawdopodobne ze wskoczyla komus w tym czasie na hydrant i dlatego przybiegla ;ddd
ja po 2,5 letnim zwiazku, który skończyłem po prostu w sposób 'nie kocham Cie elo' chyba ze 3 miesiące miałem jeszcze mocno przejebane, 1000 smsow dziennie itepe, wiec zalezy od loszki, co nie
Z własnego doświadczenia:
Nie układało mi się z panną. Dałem jej do zrozumienia, że przez jakiś czas nie chce jej widzieć i chce odpocząć od ciągłego pierdolenia i kłótni. Nie minęło 4 dni jak poszła się bolcować się z jakimś typem, a później było wielkie przepraszam, czułam się samotna, wybacz, kocham cie. Panny nie mają sentymentów, one są pojebane i tyle. Nie muszę chyba mówić, że popierdoliłem ją od tego momentu.
wyjebać ze znajomków na fejsie, spalić jej rzeczy co u mnie zostawiła, taaaa, bardzo dojrzale.
normalna sprawa, ale generalnie jest tak, że faceci zdradzają z powodów fizycznych (w skrócie myślą kutasem, brakuje im seksu i chce im się domknąć ładną blondynę, nie wybaczą jak ich panna się puści z typem, kiedy ona się tłumaczy "to nic nie znaczyło"). Kobiety zdradzają z powodów psychicznych - facet ich nie wysłuchuje, pozna takiego alvaro, któremu się wypłacze, po czym z wyrzutów sumienia przyzna się do zdrady facetowi i będzie się tłumaczyć "to nic nie znaczyło", bo dla niej liczy się zdrada fizyczna, nie psychiczna. Dlatego też, jeśli przyłapie faceta na zdradzie to będzie mu w stanie wybaczyć, jeśli była o jakaś przygoda a nie coś znaczącego.
To jest ogólny zarys, nie dotyczy się każdego przypadku.
xDDD
Raczej chodzi o to, żeby nie wchodzić dwa razy w to samo gówno. Jak się nie układa i nie ma chęci tego naprawiać to po co zostawiać sobie jaki kolwiek kontakt? Żeby kusiło do powrotu, jak się będzie miało chwilę słabości? Jeśli masz inne zdanie to spoko, ale nie mierz wszystkich swoją miarą.
Myślę, że niedługo. Pisałem tu już chyba o mojej sytuacji, gdzie poszedłem na taki układ z byłą dziewczyną. Nie rozstaliśmy się w przyjaźni, ale mamy wspólnych znajomych, często się widywaliśmy, więc ta złość się gdzieś rozeszła, zaczęły się ponowne rozmowy i w końcu poszedłem do niej wieczorem, a zostałem do rana... Po tym nie bardzo wiedzieliśmy, co mamy z tym zrobić, bo związku jako takiego oboje nie chcieliśmy (ona przynajmniej wtedy, podobno ;d), więc ona zaproponowała związek bez zobowiązań. Wyłożyliśmy kawę na ławę, ustaliliśmy reguły gry i tak się spotykamy od października... Tylko, że na przestrzeni czasu bardzo się ta relacja zmieniła, głównie z jej strony i inicjatywy. Zachowujemy się i traktujemy praktycznie jak para, ale oboje wiemy, że się nie kochamy i prędzej czy później zakończymy tę przygodę. Ona, co prawda, bardzo się przyzwyczaiła i widać, że się boi, że mógłbym ją zostawić (jestem jej pierwszym takim "prawdziwym" chłopakiem) ale zdaje sobie sprawę, że raczej ją to czeka.
Generalnie, to bardzo dziwna sprawa z tym naszym "związkiem" i większość ludzi, jak im mówię jak to się zaczęło i jak wygląda, to robi wielkie "WTF?!", no ale cóż... Na początku sam nie wiedziałem, co o tym myśleć, a i z jej rodzicami był problem (no bo nie powie raczej matce, że "nie, nie jesteśmy znowu razem, tylko się ruchamy", a często u niej śpię), ale w pewnym momencie przestałem się tym w jakikolwiek sposób przejmować i próbować to jakoś nazywać czy charakteryzować. Po prostu się spotykamy i tyle.
Od siebie mogę tylko powiedzieć, że ja jestem z tego bardzo zadowolony, bo mam z kim pogadać, kim się zająć, być komuś potrzebnym itd, ale też nie jestem w żaden sposób związany. Nie spotykam się z nikim innym i nie chcę, powiedziałem jej już na samym początku, że dopóki będziemy trwali w tej relacji - a wtedy była mowa tylko o fizycznych przyjemnościach - to nie będę ogarniał żadnych innych dziewczyn, bo ją szanuję i sam czułbym się źle z czymś takim. Ona ma takie samo podejście i jest gitara.
Także nie umiem na pytanie odpowiedzieć, bo u nas relacja sama poszła w tę stronę bliższą "normalnemu" związkowi - z inicjatywy dziewczyny, z moim przyzwoleniem, ale do samego związku jeszcze nie dotarła.
No ale postawiłbym spore pieniądze, że gdybym stawiał jednak jakiś opór, to szybko usłyszałbym "albo w lewo, albo w prawo" ;)
no właśnie, czym się różni Wasza relacja od "pełnoprawnego związku"? tym, że możesz odejść kiedy chcesz? XD
Tym, ze ona moze odejsc kiedy chce, bo przeciez nie byli razem.
Tym, że oboje zdają sobie sprawę z tego, że się nie kochają i prędzej czy później to pierdolnie - jak to opisał Astinus. Tylko z opisu też wynika, że ona jest bardziej into związek.
Ja mam o tyle dogodną sytuację, że spotykamy się średnio ze 2-3 razy w tygodniu na pogaduszki/kino/film/alko/innepierdoły, a potem zostaję na noc, ale zauważyłem, że jak na początku ja byłem bardziej w jej stronę, tak wszystko się odwróciło i mi się nie chce angażować emocjonalnie, a jej chyba tak. I tak się zastanawiałem, ile kobieta teoretycznie może tak wytrzymać, stąd pytanie o Wasze wnioski, doświadczenia etc.
Ja mam wrażenie, że większość ludzi w tym temacie prowadzi jakąś wojnę płci - "Kto ile wytrzyma"
Wytrzyma tyle ile jej się będzie chciało i dopóki nie znajdzie kogoś na stałe (Bo rozumiem, że Ty się nie umiesz określić co do Waszych relacji). Albo ma się pannę wyłącznie na dymanko albo jest się w związku.
I dzięki temu mamy dużo luźniejsze podejście do całej sprawy, bo nie jesteśmy do siebie tak przywiązani, jak kochający się ludzie. Dla przykładu: chciała się spotkać z kolegą, z którym od dłuższego czasu nie miała kontaktu, odnowić znajomość przy piwie, ale późno się zebrali, nie chciało im się jechać na miasto, więc usiedli u niej i siedzieli tak we dwójkę do nocy, popijając sobie alkohol. Ja sobie siedzę do rana niemalże u koleżanki i też nie ma żadnych jazd z tego powodu, bo mając ten dystans nie boimy się zdrady. Raz, że przy takim układzie po prostu byśmy sobie wcześniej powiedzieli, że chcemy już czegoś innego i każde poszłoby w swoją stronę, a dwa, nawet jeśli przespałaby się z kim innym, to mnie by to nie ruszyło. "Dzięki, nara" i tyle, nie byłoby żal relacji, czasu itd. Powiedzieć, że mi w ogóle nie zależy, to byłoby za dużo, ale jednak bliżej mi do wyjebki niż do przejmowania się tym wszystkim. Żadnemu z nas świat się nie zawali przy rozstaniu - w jakikolwiek sposób i z jakiejkolwiek przyczyny - także można powiedzieć, że wspólnie żyjemy sobie chwilą.
W tym pełnoprawnym związku, o którym @udarr ; napisałeś, nie ma miejsca na coś takiego. Normalne, że jak ludzie się kochają, to się bardzo do siebie przywiązują i każdy boi się takiej straty, bo od jakiegoś etapu gdzieś tam się patrzy wspólnie na przyszłość. Dużo jest kłótni, jakichś beznadziejnych spin, chorych fochów itd, bardziej żałosnych niż w jakikolwiek sposób sensownych, a u nas nie ma nic z tych rzeczy.
U Ciebie też chyba nie, jeśli dobrze pamiętam, ale Ty jesteś w związku z kilka lat starszą dziewczyną, można by się spodziewać, że już dojrzałą, a to jest zupełnie inna bajka (a przynajmniej powinna być).
Ile razy ktoś z Was pisał tutaj o kłótniach o pierdoły, fochach z dupy, bo dziewczyny się czepiają o to i o tamto - ja mam z tym spokój ;)
@Nigger ;
Jesteś kolejnym, który tak twierdzi, ale nie mam pojęcia gdzie podstawy do czegoś takiego. U nas samo dymanko zostało dawno temu, teraz jest dużo więcej ze związku, ale jednak nie jesteśmy ze sobą związani. I jak to wytłumaczysz?Cytuj:
Albo ma się pannę wyłącznie na dymanko albo jest się w związku.
No to skoro nie jesteście ze sobą związani to co niby jest z tego związku? Wyjście do kina/na spacer? Bycie w związku to nie tylko wykonywanie razem danych czynności ale też kwestia uczuć (nie uczuć bolca). To jakby powiedzieć "No trochę jesteśmy w związku ale w sumie troche to niee".
Żeby więc być w związku, trzeba się kochać? Bo nam również towarzyszą uczucia, ale po prostu nie tak silne jak miłość. Można by więc powiedzieć, że trochę w związku jesteśmy, ale w sumie trochę to niee ;) @Nigger ;
Twój podpis to tłumaczy
A czy Ty jesteś pewny, że ona na pewno nic do Ciebie nie czuje?
Z tego co pisałeś wcześniej jest to po prostu dymanko/wyjście gdzieś na zawołanie. Skoro macie na siebie "wyjebane" co kto zrobi za plecami to jak inaczej to nazwać? Według mnie bycie z kimś w stałym związku polega również na odwzajemnianiu uczucia jakim jest miłość. Jeżeli ktoś sobie pyka pannę na boku no to spoko, tylko niech nie mówi, że jest to trochę związek.
Mam tyle pewności, na ile można mieć - rozmawialiśmy o tym wielokrotnie i myślę, że nie wciskała mi żadnego kitu.
Nie wiem jak Ty to wywnioskowałeś z moich wypowiedzi ;d Przecież zaznaczyłem, że od dawna nie jest to tylko dymanko. I przecież nikt nikogo na boku tu nie pyka. I to nie ja wyskoczyłem z tym "trochę związkiem" - dla nas nasza relacja związkiem jako takim nie jest
Kwestia nazewnictwa jest tutaj mało istotna, przynajmniej tak mi się wydaje. Grunt, że wiadomo o co Astinusowi chodzi.
Stary, nie wiem jak to nazwać, żeby pasowało. Raczej się to chyba nie uda, bo jednak ramy związków, znajomości czy koleżeństwa nie są dla ludzi sztywne, jeden widzi granicę tu, a inny gdzie indziej. Nie spotkałem się jeszcze z relacją jak nasza, nie mam pojęcia czy ktokolwiek to jakoś nazwał ;d Dla mnie ona nie jest znajomą, bo znajomymi nazywam ludzi, z którymi mam słabszy kontakt, niż z kolegami. Koleżanką/przyjaciółką z którą sypiam? Już prędzej, ale to też nie to.
Ja sam przestałem się nad tym zastanawiać i tak jest dużo lepiej ;p
tym ze ktos jest za malo dojrzaly i zbyt ograniczony na cos serio i pewny siebie twierdzi ze to all planned i z wyboru i tak zajebiscie jest i wgle poleca ale tak serio to by chcial na serio ale nie wie jak zazwyczaj/na drodze stoją ograniczenia nie do przeskoczenia
Wysłane z mojego GT-I9305 przy użyciu Tapatalk 4
Nie rozumiem takich relacji. Mam podejście chyba konserwatywne w takim razie. Albo się z kimś jest właśnie na serio tworząc zgrany lub mniej zgrany związek albo się nie jest z nikim i pukamy wszystko co się rusza zgodnie z naszym upodobaniem. Te dwa stany zupełnie rozumiem, klasyka gatunku. Wszystko pomiędzy, czyli: niby brak związku+ale sex jest+jak trzeba to pomogę i wysłucham+jak ona się prześpi z innym to koniec znajomości - to coś niezrozumiałego i jestem pewny, że męczyłoby mnie tkwienie w czymś takim. Z jednej strony masz wyjebane ale z drugiej nie masz, z jednej strony nie jesteś zaangażowany ale z drugiej jesteś...
to ze se powiesz ze jestes oficjalna para nie znaczy w sumie nic o ile tak nie jest wiec nie wiem z czym ty tu podbijasz do mnie
Wysłane z mojego GT-I9305 przy użyciu Tapatalk 4
Astinus jak nie czujecie nic do siebie to po chuj? Oczywiscie mozna byc w zwazku z innych powodow np. jakbyscie mieli juz dzieci, byli malzenstwem kilka lat i czesto jest tak ze po dlugim czasie ludzie nie sa juz ze soba ze wzgledu na "emocje" tylko na te inne sprawy. ale ty.. jestes chyba jeszcze mlody? to po chuj siedziec w czyms co nie wypali`? chyba ze czekacie obaj ze jakis cud sie zdarzy i ze jednak sie jakos zejdziecie. chyba ze jestescie obaj niedojebani emocjonalnie i poprostu nie potraficie zakonczyc pewnych spraw, takie dziecinne troche.
Napisal przeciez, ze ma sie komu wygadac, posluchac, zajac sie kims, jest dla kogos wazny, a do tego z szacunku do jego bylej nie kreci typiar na boku bo ja szanuje i pasuje mu w ten czas taka relacja. Sam nie wytrwalbym w takiej relacji, ale skoro sie rozumieja i sa ze soba szczerzy, a gdy ktorejs ze stron zechce sie czegos z kims innym to sie rozejda, wiec dlaczego nie.
przeciez mozna to wszystko robic nie bedac w "zwiazku". czemu nie powiecie sobie "hej, zostanmy przyjaciolmi na cale zycie, niech kazdy z nas teraz poszuka sobie partnera zamiast siedziec w tym gownie bez wyjscia przez nie wiadomo ile lat?". chyba ze ktos nie chce tu zrywac, bo chodzi o cos innego
Nie wiedziałem, że Astinus jest pedałem xD.
wut
Kolokwialnie mówiąc - może po prostu dobrze mu się rucha?
A trochę na poważniej - skoro gościowi to pasuje to czemu nie? Czemu od razu nazywasz sytuację "gównem" skoro znasz ją z kilku zdań na forum?
Wczoraj zerwalem z dziewczyną co rok z nia byłem. Sam pamietam kilka lat temu przegladałem ten temat i sobie myslalem ale z was farciarze, że macie dziewczyny, że ogarniacie te tematy itp. Po jakims czasie zacząłem sam ogarniac i trzeba pamietac jedną zasade: nie pytac sie Torga, lepiej samemu na błędach popróbowac niż sluchac sie kogos i potem myslec, a moglem zrobic tak jak chcialem ale chopaki z torga napisali inaczej. Własny bagaż życiowy > dobre rady. Wracajac do tematu kiedys juz bylem tak zdesperowany, że stwierdziłem ze moglbym miec nawet dziewczyne która leci na moje siano, byle jakas była. Teraz dziewczyna to nie problem. Do czego dąrze bo chyba sam sie zajebałem hmm ( tu sie serio zajebałem na dobre kilka minut) no nie wiem chodzi mi o to ze lepiej ogarnac sobie jakas dobra dziewczyna a gdy sie okaże ze to nie ta to sprobowac jak sie okaże na 100% ze to nie to, to lepiej odpuscic sobie niz trwac w chujowej relacji. Mam kilku znajomych co sa ze soba bo poprostu są długo ze sobą i szkoda. Po co oni sie męczą SICK
[nie znam celu tego posta nuda w robocie wyszły takie zagmatwane przemyslenia]
Przecież tu same prawiczki i stuleje. Tru story.
Serio tru story xD
Nie ma znaczenia czy pytasz ludzi z TORGa, babci, kolegi czy panią z okienka w Urzędzie Skarbowym. Po to człowiek ma mózg, żeby podejmować własne decyzje - pytanie innych może Ci tylko pokazać jakie spojrzenie na daną sytuację mają inni ludzie, ale decyzja jest Twoja i nikt nigdy jej za Ciebie nie podejmie.
TORG jest idealnym miejscem, bo masz tutaj pełny zakres ludzi - samców alfa, pseudo samców alfa, stulejarzy, chłopaczków co mieli styczność tylko z Renią i innych, więc każdy dorzuci jakieś swoje zdanie. To Twoim jest zadaniem przesianie tego i zdecydowanie.
@Dzzej
bo moze byc dobrze chwilowo a na dluzsza mete to wielkie gowno, jak heroina.
@micro
oczywiscie. moja teoria zyciowa mowi ze do czyichs zwiazkow nie powinno sie pakowac, bo tylko te dwie osoby ktore w nim sa wiedza jak jest naprawde i czemu sa ze soba. ale jak chce to moze sie spytac jak to wyglada z zewnatrz i moze rozjasni mu sie troche we lbie.
no chyba ze lubi ruchac i po co odstawiac ruchanie skoro jest za darmo
ayx w formie widzę. Mam już za sobą związek "na serio" z inną dziewczyną, z tą próbowaliśmy, ale nam nie szło, nie dogadywaliśmy się, więc związek zakończyliśmy. Co było potem i jest teraz już wiesz, i owszem, tak jest mi o wiele lepiej.
Wcześniej miałem takie samo podejście jak Ty, ale siebie w ogóle nie widziałem w relacji fwb, bo uważałem, że to nie dla mnie, na uwadze miałem tylko te poważne związki. No ale postanowiłem sobie sprawdzić jak to z tym jest, bo co miałem do stracenia? Tylko czas, ale nawet jeśliby się okazało, że cały ten pomysł to jedno wielkie gówno, to czasu poświęconego na zdobycie nowego doświadczenia i nowej wiedzy - w tym również o sobie - nie uważałbym absolutnie za stracony. Spróbowałem więc i było fajnie, relacja poszła w kierunku, o którym napisałem i jest jeszcze fajniej.
Nie czekamy na żaden cud. Może zwyczajnie na razie nie mam ochoty na szukanie jakiejś poważniejszej relacji, ale nie jestem też człowiekiem, którego jarałoby ruchanie randomowych panienek? Jak pisałem, mam osobę, z którą jest mi dobrze i na razie nie czuję potrzeby szukania czegoś więcej.
Ale żadne z nas nie potrzebuje teraz partnera na całe życie. I dla nas nie jest to żadne gówno, bo nam dobrze ze sobą w takiej relacji, w jakiej jesteśmy - próbując wcześniej "na serio" właśnie gówno nam wyszło, no i wyjście i dla mnie, i dla niej jest na wyciągnięcie ręki przecież. Będziemy chcieli do wyjścia, to wyjdziemy, żaden problem.
Różnica polega na tym, że heroina szkodzi, a nasza relacja nie, nie uzależnia i jak tylko któreś z nas stwierdzi, że przestało być fajnie, to podziękuje drugiemu i pójdzie w swoją stronę, bez odwyków, głodów i wszystkich nieprzyjemności związanych z rzucaniem nałogu ;)
I nie wiem co miałoby mi się we łbie rozjaśniać, tym bardziej, że nic mnie nie interesuje co ludzie na ten temat mówią. Większość komentujących ma w swoich "prawdziwych, poważnych związkach" przeróżne głupie i nieraz żałosne problemy, o których opowiada z rozżaleniem przy piwie, a ja na dobrą sprawę nie mam o czym opowiadać i tak jest dobrze :)
Nie trzeba się kochać i jest wiele związków gdzie ludzie się nie kochają. Trzeba się przedewszystkim dogadywać. Będąc w związku jesteście partnerami czyli wszystko wygląda jak kontrakt w interesach. Ciebie zadowala to i tamto, dajesz w zamian to czego oczekuje partnerka i jest git. Jak obie strony są zadowolone i wszystko im pasuje to nie ma chyba czego się bać.
Nawet wiele małżeństw wygląda jak kontrakty w interesach. Kobieta sprząta, gotuję, daje dupy, a facet daje kasę i wszystko kupuje i gra gitara. Kobieta uważa się za potrzebną, a facet za spełnionego jako głową rodziny. :P
Nikomu tam miłość nie potrzebna.
Ale zdajesz sobie sprawę, że pisząc to piszesz też i o samym sobie? :P