Miałem kilka minut temu nie zbyt przyjemną przygode, ale fajna taka adrenalina, więc opowiem co się stało ;d
Polowałem na wyverny niedaleko orkowego miasta. Polowanie szło nie najlepiej. Mimo iż zabiłem wiele tych bestii nie zdobyłem zbyt wielu skarbów. W pewnym momencie zauważyłem, że dokładnie pod skałami na których się znajdowałem przechodzi grupa ludzi. Pomyślałem "posłańcy, zapewne spieszą do króla orków". Rzuciłem kolejną włócznię w dalekiego kuzyna smoka, gdy zauważyłem, że dwoje z nich jest bardzo do siebie podobnych, nawet ubrania mają tego samego koloru i kroju. Miałem przeczucie które zignorowałem. Już miałem zadać wyvernie ostateczny cios gdy kątem oka dostrzegłem, że na dole wyrosły dwa magiczne krzaki zagradzające wejście. Zorientowałem się odrazu co się dzieje. Wszedłem po schodach na wyższą półkę skalną i użyłem kilku czarów leczących oraz mikstur. Wiedziałem, że walka będzie nie unikniona. Gdy tylko pierwszy z nich pojawil się na tej samej półce odepchnąłem go i zbiegłem na dół. Rozepchnąwszy kolejnych dwóch zbiegłem po schodach. Niestety tutaj czekało na mnie kolejnych trzech zabójców wraz z żywiołakiem ognia. Biegałem trochę po schodach w górę i w dół aby utrudnić im trafianie runami, włóczniami i co tam jeszcze mieli. Skontaktowałem się telepatycznie z przyjacielem, miałem nadzieję, że mi pomoże, ale i tutaj spotkał mnie zawód - walczył w bitwie w Porcie Nadziei. "Bardzo mi przykro bracie, ale musisz radzić sobie sam.. cholerne noże.. rozcieły mi nogę!" Niezbyt pocieszony tą myślą, starałem się zachować zimną krew. Zdecydowałem, że pobiegnę do orkowego miasta. Być może jakiś rycerz się tam zapuścił i pomoże mi odeprzeć atak. Szybko zauważyłem przerwę między wrogami i puścilem się biegiem. Wyprzedziłem znacznie oprawców gdyż jak na moje oko nie byli zbyt doświadczeni. Tylko rycerz zdołał mnie dogonić, a wcześniej przyjrzałem się druidowi który był niewiele słabszy ode mnie. Prawdę mówiąc tylko oni stwarzali dla mnie zagrożenie. Uciekalem więc dalej, a rycerz co jakiś czas trafiał mnie tylko tym ogromnym mieczem. Przeliczyłem się jednak. Pierwsze kogo spotkałem przy bramie to oddział berserkerów wspomaganych przez kilku szamanów. Oczywiście dowódcy nie brakowało. Gdy otoczyły mnie orki oraz owy rycerz-dezerter, dobiegła pozostała grupa. Udało mi się jednak zabic jednego szamana i tym samym utorować sobie drogę ucieczki. Bylem znacznie szybszy od oprawców. I tym razem jedynie rycerz dotrzymywał mi tępa. Wydaje mi się, że tylko on miałby ze mną szanse w równym pojedynku, jeden na jednego. Zgrabnie lawirowałem między drzewami i krzakami starając się gubić orkowe oddziały, ale ich przewaga liczebna była naprawdę wielka. Atakowało mnie już przynajmniej tuzin zielonoskórych no i wciąż miałem na karku około siedmioro ludzi. Nagle zdecydowałem się cofnać. Być może teraz uda mi się pobiec w stronę Ab'dendriel. Odwróciłem się na pięcie i ruszylem w przeciwną stronę. Brakowało mi już tchu i nie mialem siły używać zaklęć leczących, a więc wspomogłem się dwoma miksturami które wypiłem jednym chaustem. Znajdowałem się już przy pierwszej bramie gdy znowu wpadłem w pułapkę. Miałem już tego dosyć. Wycelowałem włócznią prosto w pysk berserkera i pobiegłem dalej. W tym momencie przed moją głową pojawiła się magiczna ściana. To co mogło być dla mnie zabójcze okazało się zbawieniem. Otóż ja i mój "przyjaciel" rycerz zdążyliśmy przekroczyć teren który owa ściana zajęła, ale reszta jego towarzyszy oraz orków nie. Tak więc spokojnie biegłem osłaniając się tarczą przed rycerzem. Ten zdając sobie sprawę, że nie ma szans mnie zabić odpuścił. Zastanawiam się teraz tylko czy szukali łatwego złota.. czy mojej głowy. Tak czy inaczej, znajdę ich i zemszczę się.
No mam nadzieję, że się podobało. Dodam tutaj, że pkerów było 7. Znam lvle tylko trzech z nich bo co do reszty nie miałem czasu sprawdzić. 56 knight, 46 ed, 25 sorc. Reszte znajde bo mam zapis defaulta, a na nim ich hity. Aa ja posiadam 53 rp niestety bez pacc ;p Możecie uznać, że troche zmyślone bo prawie w ogole się nie leczyłem. Leczyłem się, ale nie było jak wpasować tego w opowieść więc to pominąłem. Cała reszta nie jest podkoloryzowana, ani nic. Jest całkiem prawdziwa. Aa świat - Aldora. Elo ;)
Ps. Jak ktoś znajdzie błędy to proszę PW, bo nie zaglądam bardzo często ;p
@2x down
Dzięki, poprawione ;) a cała historia opiera się głównie na ucieczce, no tak się stało i już, nie koloryzowalem nic wiec brak duzej akcji ;p A dodam jeszcze, ze zamiast mnie zablokowac m wallem zablokowali wtedy siebie. Poza knightem i jednym 32 sorcererem wszyscy zginęli od berserkerów ;P