Nie, chodziłem po mieście i roznosiłem CV.
Jako asystent księgowej. Jestem po technikum ekonomicznym, więc jakieś 80% moich obowiązków potrafiłem robić bez "szkolenia".
Wersja do druku
Jestes dla siebie zbyt samokrytyczny.
Moja siostra po ochronie srodowiska pracowala dwa lata w biurze rachunkowym... hmm. Bez znajomosci. Wiec jakos sie chyba da taka robote zlapac.
Sorry, zle Cie zrozumialem - tak jakbys ich ganil za to co robia. A to, ze pracuja za mniejsze pieniadze nie oznacza, ze nie robia zupelnie nic albo tego, ze sa kompletnymi debilami.
Przeciez wiekszosc tutejszych to ludzie nie majacy pojecia o pracy, licealisci, ew. studenci guwnokierunkow. Jakikolwiek temat o pracy to kompromitacja 90% spolecznosci torga i pierdolenie takich glupot, ze nogi cierpna. Chociaz jak bylem gowniarz tez tak myslalem. Na szczescie po pol roku studiowania guwna zmadrzalem i cale szczescie.
btw.
Co do ilosci chetnych na "slabe" miejsca pracy. U mnie w oddziale ostatnio szukalismy kasjerki (1400 netto + ew. 150 premii, jednak te kwoty nie byly podane w ogloszeniu) w niecale dwie godziny przyszlo 148 CV. To takie smieszne i smutne zarazem, ze wiekszosc to byly niestety laski po studiach w wieku 26-30 lat, bez porzadnego doswiadczenia w jakimkolwiek zawodzie, tulajace sie od guwno firmy do guwno firmy. Wiadomo, ze nawet u nas takie nie mialy szans (chocby i kurwa profesure z ekonomii zrobily) bo brakowalo im doswiadczenia. W efekcie zatrudniona zostanie laska siedzaca przez 1.5 roku na kasie w DPD mimo tego, ze o ile sie nie myle jest po liceum (badz ma jakas guwno szkole policealna). Doswiadczenie w pracy to fajna rzecz, jak sie dobrze trafi to zdobyte w wieku 20-25 lat moze zapewnic prace juz na cale zycie w wielu roznych firmach bedacych w tej samej branzy.
btw2.
Jeszcze co do nic nie wartego doswiadczenia w pracy za 7h brutto/h - byly kierownik miedzynarodowego terminalu DHL w BBA (obecnie kierownik operacyjny w oddziale mojej firmy) zaczynal od stanowiska magazyniera w DHL (nie wiem ile tam placa, ale wiecej niz 8 brutto na pewno nie, zwlaszcza, ze bylo to z 6 lat temu).
Na kasę potrzebujecie 1.5 doświadczenia? Kuźwa, aż strach się spytać jakie wymogi macie na mycie podłóg, certyfikat z WOPRU?
A już bardziej poważnie, to ładne co tu piszesz, ale wątpię że komuś się będzie chciało 6 lat być magazynierem, można zrobić lepsze pieniądze nie uganiając isę jak wół. Ale to fajnie że kształtujesz tu kult sukcesu 1dnego faceta jako dowód że się tu mylimy, jesteś dla siebie za krytyczny.
Przy takim bezrobociu to i tak male wymagania bo szukajac troche lepiej pewnie mozna i znalezc kogos z lepszym doswiadczeniem, ale po zobaczeniu 200 CV juz sie odechciewa.
Nie wiem czy wyobraznia i umiejetnosc logicznego myslenia Ci na to pozowala - nie sadze - ale czlowiek nie byl przez 6 lat magazynierem tylko od tego zaczynal. Wiec jak zamierzasz podejmowac dyskusje to najpierw musisz sie zastanowic nad tym co chcesz napisac. Bo teraz robisz ewidentnie na odwrot - najpierw piszesz, a dopiero pozniej pewnie zastanawiasz sie co to za glupoty nabazgrales.
Po za tym przyklad jest jeden bo po co mam sie dalej rozpisywac? Znam wielu takich ludzi, ktorzy zaczynali od zera. Ten akurat przyszedl mi pierwszy na mysl bo po za tym, ze zaczynal od gowna to mial ogolnie przejebane w zyciu i szczerze go podziwiam.
Ludzie, ktorzy mysla "nie bede robil za 7 zlotych na godzine, skoncze studia, jestem wygrany, praca 6k na reke, dziwki, koks, justin bimber" sa przegrani juz na starcie. Bezwzgledu na to czy studiuja "dobry" kierunek, czy "zly". To proste jak budowa cepa.
A to nie jest przypadkiem tak ze gówno-ofert nie byłoby gdyby nikt sie nie godził za nie pracować?Cytuj:
Ludzie, ktorzy mysla "nie bede robil za 7 zlotych na godzine, skoncze studia, jestem wygrany, praca 6k na reke, dziwki, koks, justin bimber.
Zmadrzales czy Cie wyjebali? To nie to samo pamietajCytuj:
Na szczescie po pol roku studiowania guwna zmadrzalem i cale szczescie
Niezbyt rozumiem ten hejt na studia, zreszta widac go tylko na torgu. 3/4 ludzi ma jakies tam znajomosci a mgr na papierze na pewno nie zawadzi.
Oczywiście że tak jest. Póki jest popyt na takie oferty, będą takie a ludzie będą próbowali schodzić jeszcze niżej aż dojdą do równości popytu i podaży ( jakoś się to mądrze nazywa, ludzie z ekonomii help! XD )
Mam do Was pytanie, bo zawsze mnie to ciekawiło. Dawno temu postanowiłem zrezygnować z formalnej edukacji i spróbować robić na własną rękę. Powtarzać się o swojej sytuacji nie będę bo tu nie o tym, ale ciekawi mnie jedno - ile, Waszym zdaniem, traci się omijając studia z punktu widzenia zawodowego? Pomijam tutaj wiedzę, bo akurat z tym problemu nie mam, chodzi raczej o jakieś formalne wymogi ( może np mieliście doświadczenie z kimś, kto nie mógł awansować z braku formalnego wykształcenia? ) , szczególnie interesuje mnie sektor IT ale chętnie posłucham o wszystkim innym ;)
sam przymierzam się do branży IT, konkretnie jako programista, wiec moge odpowiedziec.
Uważam, że w dzisiejszych czasach aby mieć niezłą, niefizyczną pracę trzeba mieć wykształcenie wyższe. Szczególnie w branży IT, gdzie wiedza jest weryfikowana na każdej rozmowie kwalifikacyjnej. Nie chodzi już tutaj nawet o to, że na studiach uczysz się sensownych rzeczy, bo akurat przy programowaniu to 4/5 wiedzy zdobyłem poprzez własną naukę ale nawet to, że pracodawca może nie dać Ci podwyżki. Kolega pracuje jako programista javascript, już chyba trzeci rok i jest na 3 roku studiow. Dostaje 2k na rękę i szef mówi, że zwiększy mu dopiero jak skończy studia.
@down
możesz napisać to co powiedziałeś, w taki sposób, aby ktokolwiek mógł zrozumieć Twoją wypowiedz?
Co ma jedno z drugim niby? W branży IT właśnie jest w tej kwestii bardzo luźno, bo 99% rzeczy znajdziesz w internecie, 1% to badania najlepszych w polu. Powodzenia w zdobywaniu 99% wiedzy medycznej z neta xDCytuj:
Szczególnie w branży IT, gdzie wiedza jest weryfikowana na każdej rozmowie kwalifikacyjnej.
Tak jest. Ale powiedz ludziom, ktorzy musza w tym kraju przezyc sami zeby nie pracowali za te 7 zlotych. Moze ty masz rodzicow, ktorzy ci pomoga i cie utrzymaja - niestety wielu nie ma i MUSZA gdzies pracowac zeby przezyc. Gdzie tu trudnosc w rozumieniu?
Zrezygnowalem, pochwale ci sie, ze nawet zdalem pierwsza sesje (co z reszta dla mnie zadnym osiagnieciem nie bylo) i po chwili w nowym semestrze zadalem sobie zajebiscie wazne pytania - co ja tu robie, po co tu jestem, dlaczego? Po czym zrezygnowalem i poszedlem do pracy z czego teraz cholernie sie ciesze bo gdyby nie to bylbym teraz prawie jebanym magistrem, ktory przez ostatnie 5 lat sie bawil i nie ma pojecia co to jest zycie. Teraz mam niezla prace, a na oku bardzo ciekawy biznes, ktoremu daje spore szanse na rozwoj (transport, moja "branza").
To nie jest hejt na studia - znam ludzi, ktorzy nie tylko studiuja, ale wiaza swoja przyszlosc z tymi studiami i dodatkowo pracuja, zdobywaja doswiadczenie, cos soba reprezentuja, a nie tylko przychodza raz na jakis czas na zajecia, a podczas sesji napierdalaja fete czy inne chujwieco na zmiane z nauka i zdaja egzaminy z czegos co ich w ogole nie obchodzi i zapewne takim ten papier kiedys sie moze przydac (chocby przy awansie "z magazyniera na kierownika" bo wtedy juz samo doswiadczenie i umiejetnosci nie wystarcza i to jest moment, w ktorym przydaje sie taki papierek).
U mnie (czolowa firma kurierska) bez wyzszego wyksztalcenia (jakieby ono nie bylo, kierownik oddzialu - przy okazji najlepszego w polsce moge sie pochwalic - jest po AWF) nie da rady zostac kierownikiem w zadnym dziale albo przynajmniej nigdy takiej sytuacji nie widzialem i nikogo takiego nie znam (biurowy, handlowy, operacyjny).
Ja jestem na pierwszym roku studiów inżynierskich i rzygam tym - sama matma (to akurat lubię) fizyka i informatyka i reszta nieprzydatnych przedmiotów. Na szczęście tak jest podobno tylko w pierwszym semestrze i już na drugim zaczniemy się uczyć normalnych rzeczy, jeżeli nie - rzucam
PS: Jeśli chodzi o informatykę to sucha teoria -.-
Te śmieszne wynagrodzenia wynikają w głównej mierze z tego, że pracodawca jest obciążony wysokimi kosztami. Nikogo tu nie bronie, ale spójrzcie na to z kilku perspektyw. Jeżeli pracodawca płaci mi brutto 1680 zł (najniższa krajowa)- ja dostaje z tego jakieś 1200 zł- to pracodawca musi zapłacić za moją pracę łącznie jakieś 2000 zł (wliczając koszty pracodawcy).
A więc gdzie tu jest logika? Pracodawca płaci za moją pracę ponad 2000 zł, podczas gdy ja dostaje "realnie" 1200zł? 800 zł (!) pobiera państwo. A co dopiero przy wynagrodzeniach rzędu >5000zł?
W takiej sytuacji nie dziwie się, że każdy pracodawca chce płacić jak najmniej. Gdyby "obciążenia" pracodawcy były niższe, albo chociaż takie jak w 2012 roku to jestem pewny, że bezrobocie byłoby mniejsze.
Tak naprawdę to pisać w tym temacie można bez przerwy-każdy ma swoje zdanie i się go trzyma, nawet jeżeli wie, że nie ma racji.
A co do tego kto za ile/gdzie/jak pójdzie do pracy okaże się w przyszłości. Tak samo mogę napisać, że nie mam prawa jazdy, ale jak już je zrobię to do innego auta niż ferrari nie wsiądę. Życie pokaże, że jeszcze golf i matiz będą fajne :P