http://spodkopca.pl/wp-content/uploa...-%C5%BCaba.png
Wersja do druku
dokładnie
doskonale widać, że tylko zgrywa taką luzaczkę, żeby zatuszować swój ból i/lub zrobić typowi na złość, poza tym pewnie myśli, że takim zachowaniem, patolką w nicku i śmieszkowymi postami w rozmowach o seksie przyciągnie męską uwagę i że jej to pomoże 'zapomnieć'
w rzeczywistości jest pewnie wrażliwą osobą tkwiącą w poczuciu krzywdy i niezrozumienia, która desperacko szuka ujścia swojego bólu
niestety, w niewłaściwy sposób, bo wbrew jej przeświadczeniom o facetach - normalni faceci wcale nie lecą na takie 'krejzolki' ze zdjęciami cycków w avatarze, a jak sobie zda z tego wszystkiego sprawę, to będzie tylko gorzej
przykre, no ale co zrobić
ja to bym w ogóle zbanował ich oboje za zaśmiecanie całego forum swoimi prywatnymi wzajemnymi żalami (o ile to nie troll)
zauważcie też, że haxigi, którego w chuj długo tu nie było, też się nagle uaktywnił w mniej więcej tym samym czasie i od tamtej pory napierdala chujowymi postami, najwyraźniej na jego psychice też się to odbiło
wnoszę o bany @Archarius ;
Tej no, ale ja zadałem normalne pytanie w temacie do tego pasującym. To że jakieś wycieczki osobiste się zrobiły, to co ja na to poradzę?
@ola_patola ;
Jak profilowe jest legitne to możemy poklikać trochę, stałą pracę mam, wprowadzić się do jednego mieszkania też mogę. Sprzedam itemki w Tibii, Pleja i na pierścionek też będzie <3
foto legitne akurat, jedno z lepszych.
ale chuj to kogo obchodzi, kto zaczął, tak samo zaśmiecasz forum i chyba tak szamo szukasz atencji
wdawanie się w słowne przepychanki z "byłą" na forumku to jest w ogóle taka żenada, że albo to jest jakiś chujowy troll, albo musisz być intelektualnym impotentem
tamten marcel, czy jak mu tak, to przynajmniej zniknął po jednym poście, pewnie się spalił ze wstydu, a ty dalej siedzisz i pierdolisz w kółko, jakby całe forum miało koniecznie żyć twoim życiem
załatwiajcie swoje sprawy między sobą
No to jazda, daj fejsa Ola, poklikamy, poznamy się, przyjadę do Ciebie na pierwszą randkę :3
Nie ma co się dziwić, chociaż sam się nie spodziewałem w jakim tempie zacznę z biegiem lat widzieć śluby i zaręczyny wokół siebie :D
Biologicznie kobieta ma swój najlepszy okres atrakcyjności w wieku 20-25, a facet i do 40 może mieć powodzenie. Dochodzi do tego presja społeczna, jak koleżanki wokół się zaręczają to czemu nie ja?
Szkoda, że w bardzo wielu przypadkach dziewczyny nie rozumieją, że naleganie na małżeństwo często przynosi odwrotny skutek. Ola pisze wyżej, że facet sam z siebie nigdy się do zaręczyn nie zabierze. To ofc nieprawda, bo facet oświadczy się z własnej woli jeśli widzi, że to odpowiednia osoba. Przede wszystkim musi wiedzieć, że jego partnerka jest na tyle wartościową osobą, że poradziłaby sobie i bez niego - ma własne zainteresowania, znajomych, osiągnięcia zawodowe. Bo jeśli jedynym sukcesem życiowym kobiety jest bycie z wysokiej jakości facetem, to naleganie na ślub może być odpychające. Facet nie widzi w takim przypadku wymiernej korzyści z zalegalizowania związku, no bo po co? Będzie musiał ciągnąć wóz samemu, zamiast mieć równorzędną partnerkę. I potem laski się dziwią, czemu mija czwarty rok związku a on nie chce zrobić kroku naprzód.
Tutaj wydaje Ci się że masz rację, ale tak naprawdę jej nie masz ;d
które z ostatnich moich poruszonych problemów jest problemem prywatnym?
Przypomnę:
-Józek z Barw szczęścia
-Szantaż zaręczynami u ziomka i ogólna faza patrząc po feedach na fb.
No chyba, że lepsze są oftopy o upadku torga w tym temacie, to sorry, nie mam pytań
bierz przykład z Aureosa i podnoś merytoryczną dyskusję, a nie się sadzisz nie na temat.
osiągnięcia zawodowe?
kobieta-żona powinna być przede wszystkim strażniczką ogniska domowego, powinna być wierna, opiekuńcza i wrażliwa na problemy męża, jednym słowem ma być kobieca i ma być tą przystanią, która jemu też da poczucie pewności, że nie ciągnie wozu samemu
a nie kurwa pewną siebie biznesłumen w spodniach z sukcesami zawodowymi, czy inną karierowiczką
oczywiście może te sukcesy mieć, nikt jej nie broni, ale to nie ma znaczenia
nie wiem, kto wymyślił bzdurę, że niby faceci lecą na pewne siebie i wielce samodzielne kobiety, gdy akurat są to typowo męskie cechy, a nie kobiece
Kinematografia, media, na siłe chce się pokazać kobietom że są kimś kim nie są, taka sztuka dla sztuki i przeciwstawianie się czemuś co istnieje od lat
wybrałeś sobie 2 słowa z mojego całego posta i piszesz elaborat pełen oczywistości, a ja nigdzie nie napisałem że te cechy nie są ważne
nie mówię, że ma być super karierowiczka, po prostu kobieta którą trzeba utrzymywać to nie jest dobra kandydatka na żonę, nawet jakby była zajebistą strażniczką ogniska domowego
nie napisałeż, że te cechy nie są ważne, ale w ogóle o nich nie wspomniałeś, a to akurat są najważniejsze i od tego należało zacząć
mówisz, że piszę oczywistości, ale akurat oczywistością to jest to, że powinna mieć jakieś zainteresowania (poza swoim facetem), a to co napisałem chyba jednak nie do końca
co mają do rzeczy "osiągnięcia zawodowe"? wybrałem te dwa słowa, bo akurat tego nie rozumiem
niech sobie pracują i się spełniają, nikt nie mówi, że tylko dom, kuchnia i dziecko, moja babcia pracowała, druga babcia pracowała i matka też pracuje
ale równorzędność partnerów nie polega na tym, co napisałeś
oczywiście, fajnie jeżeli ma sukcesy, ale ty zrobiłeś z tego wymóg, dodatkowo w tym kontekście (statusu materialnego i społecznego) napisałeś o "wysokiej jakości facecie", więc jego rolę również spłyciłeś
generalnie to rozminąłeś się zupełnie z sednem, bo problem małżeństw, nazywając to tak ogólnikowo (niechęć do ślubów, faceci się nie chcą oświadczać, rozwody itp.), nie ma zupełnie związku z tym, kto gdzie pracuje i jakie ma osiągnięcia życiowe
no ale to powoduje zanikanie tych typowo kobiecych cech, a dalszy skutek jest taki, że skoro kobiety stają się męskie, to faceci muszą być jeszcze bardziej męscy i powstaje wypaczony wizerunek samca alfa, który sam wszystko ogarnie, nie ma żadnych problemów, jest niewrażliwy, niewzruszony itp.
a potem są takie problemy, jak tu niedawno było omawiane, że jak facet powie, że kocha, albo się wyżali, to laska zazwyczaj traci zainteresowanie, no bo to jej podświadomie nie pasuje do tego obrazu
bo obrazy kobiecości i męskości zostały już tak wypaczone i zakorzenione w świadomości ludzi, że oni w to święcie wierzą i faktycznie często tego oczekują (tzn. facet pewnej siebie niezależnej kobiety z osiągnięciami, a laska poleci na jeszcze bardziej pewnego siebie typa, który nie okazuje żadnych słabości i najlepiej to niech ją olewa)
później jest udawanie kogoś, kim się nie jest, presja, niezrozumienie, nie ma wzajemnego wsparcia -> nieszczęśliwi -> rozwód i elo
po drodze jeszcze zazwyczaj zdrada, która nawiasem mówiąc w mediach też jest raczej promowana niż piętnowana
innym skutkiem może być niewieścienie facetów, o którym też często się teraz słyszy - temu też się nie ma co dziwić, bo jak widać równowaga w przyrodzie musi być
dziękuję za uwagę, dobranoc
Pisząc "osiągnięcia zawodowe" nie miałem na myśli bizneswoman z karierą tylko konkretne umiejętności w konkretnym zawodzie które pozwalają jej się utrzymać. Poza tym nie chcialem sie rozpisywac o cechach idealnej kobiety bo zupelnie nie o tym byla rozmowa, tylko o tym co często powstrzymuje faceta przed ślubem
I nie uważam żebym rozminął się z problemem, bo dorosły rozsądny facet w decyzji o ślubie główny nacisk kładzie na tym czy partnerka nie będzie jak piąte koło u wozu, co poza wzajemnym wsparciem emocjonalnym bezposrednio łączy się z faktem równorzędności w związku lub jej brakiem.
Bizneswoman to była moja hiperbola, odnosząca się też do powszechnego poglądu, że facetów rzekomo kręcą (lub wg niektórych - powinny) tzw. "pewne siebie, silne i niezależne kobiety".
Nie napisałeś tego wprost, ale tak zaleciało. No, ale nawet trzymając się stricte twoich słów, to niewiele zmienia.
Podejrzewam, że większość kobiet jednak gdzieś pracuje (w naszym wieku może jeszcze studiuje) i nie sądzę bynajmniej, żeby miała to być jakaś cecha luksusowa. I jakoś gros z nich, tych pracujących, pewnie też nie może się doczekać zaręczyn, albo jest już po rozwodach. Być może ty po prostu chciałeś napisać dlaczego faceci nie mają zamiaru się wiązać z takimi typowymi pijawkami, które chcą złapać bogatego faceta, żeby później móc tylko leżeć i ładnie pachnieć, ale to akurat tłumaczy się per se. Poza tym, jest przykładem równie, lub jeszcze bardziej, skrajnym od mojej "karierowiczki".
Napisałeś być może prawdę, ale tak, jak mówię - mijasz się z sednem.
Kobieta, którą utrzymujesz, lub która ma znacznie mniejszy wkład, ale przy tym spełnia te cechy, o których pisałem (tym samym odrzucamy tu wszelkiego rodzaju "pijawki", a powody takiego stanu rzeczy mogą być zupełnie inne), jest nadal o wiele lepszą kandydatką na żonę nawet od tej super zaradnej bizneswoman, która tych cech mieć nie będzie i swojej roli nie spełni.
Tak w uproszczeniu, bo wiadomo, że w praktyce nie stajemy przed wyborem albo-albo.
Zauważ też poza tym, że odsetek kobiet pracujących, czy nawet robiących "kariery" na przestrzeni lat znacząco wzrósł, a jednocześnie spadła liczba małżeństw i wrosła rozwodów, co jakby trochę kładzie kłam twojej teorii.
Samice co raz czesciej zastepuja samcow no bo w sumie na chuj byc facetem jak teraz kazda laska chce byc facetem. wygodniej byc samica (co im zupelnie nie wychodzi, ale to juz problem nie na jeden post, ale co najmniej sredniej dlugosci ksiazke cos w stylu "Chcesz byc mezczyzna? Robisz to zle")
Rosnie tez liczba zdrad, a wiekszosc z nich ma swoje podstawy wlasnie w pracy (a bodaj "wyjazdy sluzbowe" sa najczestszym miejscem gdzie Polki zdradzaja). Co zreszta chyba nie jest jakims odkryciem bo kazdy kto pracowal w jakims korpo i jezdzil na wyjazdy sluzbowe (a zwlaszcza tam gdzie sa ludzie z wyzszymi stanowiskami) wie zapewne co tam sie dzieje. Nie zawsze, nie wszedzie, ale bardzo czesto duzo awansow tam jest zaliczanych.
Szczerze mówiąc, to nie wiem. Myślę, że trochę przesadzasz, aczkolwiek nie pracowałem nigdy w korpo.
Jeżeli tak jest, to tylko pokazuje jak zgubny wpływ ma pogląd, że kobieta ma koniecznie być wielce niezależna i odnosić sukcesy zawodowe. Do tego można jeszcze dodać różnego rodzaju emocjonalnie nihilistyczne, pożal się Boże, dzieła, typu piętnaście twarzy geja. Opowieść o korpo-szmacie z syndromem sztokholmskim, no w sam raz na wyjście do kina w tzw. "dzień zakochanych".
thisCytuj:
Badanie pt. „Ryzykowne zachowania Polaków" CPS prowadzi od 2011 r. Tegoroczne jest czwarte z kolei i potwierdza rosnący trend: już 39 proc. osób zadeklarowało pozamałżeńskie kontakty seksualne. Jeszcze w 2014 r. do zdrady przyznawał się co trzeci badany małżonek, a w 2011 r. – co piąty.
Nie chce mi sie wklejac po raz miliardowy w tym temacie tego samego bo od 5 lat sa przytaczane podobne dane wraz ze zrodlami.
Zreszta dziwi mnie, ze ktos specjalnie potrzebuje w dzisiejszych czasach zrodlo danych na potwierdzenie tezy, ze mozna zaobserwowac co raz wiecej zdrad.
Szantaż to jest najgorsze co może być, no ale z drugiej strony jak już dobijasz trzydziestki i nadal żyjesz z partnerem na kocią łapę i jeśli to jebnie to desperacko szukasz kogoś na ostatni dzwonek i do końca życia jesteś z jakimś plackiem niż z osobą, z którą wiele przeżyłeś. Wiele osób taki scenariusz przeraża i dlatego starają się ratować związek jak się da. No ale stawianie komuś ultimatum, że albo się oświadczasz albo uciekam jest na poziomie podstawówki mimo wszystko.
Panowie i Panie, poradźcie no. Jestem dość zielony w sprawach "normalnych" związków. Ostatnie 5 lat mojego życia "miłosnego" to jedna ponad 10 lat starsza kobieta czy 5 lat młodsza która w drugi dzień znajomości powiedziała otwarcie, że nie chce związku tylko kolegę od łóżka (a ja głupi w końcu spieprzyłem to mówiąc że zaczynam traktować ją jako kogoś więcej xd), a poza tym kilka nieudanych związków co rozpadły się zanim zaczęły no i jedna niby idealna co dałbym sobie za nią rękę uciąć i wiecie co?... Bym teraz kurwa nie miał ręki.
Na początek szybkie pytanie, jak długo jesteście w związku, ile razy w tygodniu/miesiącu się widujecie z dziewczyną/chłopakiem no i ile macie do siebie km? Drugie pytanie, po jakim czasie powiedzieliście/usłyszeliście "kocham Cie" - z tego co czytałem padło takie pytanie, ale jedyna odpowiedź to było, żeby za żadne skarby facet nie może tego powiedzieć jako pierwszy bo wtedy ma przejebane xD
Czemu akurat takie pytania, już wyjaśniam, postaram się jak najkrócej...
Pojechałem na wakacje, poznałem dziewczynę, do końca wyjazdu praktycznie każdą chwilę spędzaliśmy razem, zaraz po powrocie do Polski znów się spotkaliśmy i tak się spotykamy już prawie drugi miesiąc. Ja jako student póki co mam wolne (jak się okazało, przyszły semestr będę miał dość lekki więc odległość nie powinna być problemem), ona niestety pracuje i to na strasznie chujowych zmianach, tak że czasami te nasze spotkania trwały 2-3 godziny bo tyle czasu miała w ciągu dnia. Z początku było to jednak tak, że "ooh jaki Ty kochany, że chciało Ci się jechać 25 km w jedną stronę żeby ze mną 2 godziny posiedzieć" i praktycznie nie mogliśmy od siebie rąk oderwać. Teraz woli włączyć TV czy sprawdzić fejsa a ja "no fajnie że przyjechałeś". Staram się ją zrozumieć, w końcu ona pracuje jak wspomniałem na chujowe zmiany i jej dzień wygląda często tak, że od 8 do 21 jest na nogach i w tym czasie jeszcze widzi się ze mną. Ja póki co pracuje dorywczo (jeszcze 2 tygodnie, potem studia...) i mogę sobie zaplanować tydzień jak chce i znajduje spokojnie czas na pracę, spotkanie z nią czy wyjście na piwo z kumplami. Ona praktycznie każdą wolną chwilę spędzała ze mną przez ostatni czas. Tyle, że w moim przypadku zauroczenie zdecydowanie przeradza się w głębsze uczucie i cieszę się jak głupi na każde spotkanie z nią. Jednak obawiam się trochę, że z jej strony wakacyjna miłość skończyła się wraz z końcem wakacji... No i jestem w kropce bo sam nie wiem co dalej będzie, czy to taka kolej rzeczy, że miesiąc miodowy się kończy i traktuje się czas z drugą osobą jak codzienność, czy to jesienna depresja czy inny czort. Myślałem też o tym jak skończył się jej poprzedni związek, po jakiś 4-5 miesiącach zapytała się chłopaka czy ją w ogóle kocha i usłyszała "nie wiem". Często słyszę też teksty od niej, "aaa bo wy wszyscy tacy sami" i w ogóle, może nie jest pewna co ja do niej czuje i myśli że znów ją ktoś skrzywdzi... tyle, że jak powiedzieć że ją kocham jak czuje że mnie od siebie odpycha. Może po prostu ona nie chce mnie zranić i powiedzieć mi że jednak nie czuje do mnie nic więcej i woli mnie zniechęcić na tyle, że sam odejdę?
Póki co bo mam wakacje, od października będzie to ok 225 km. Jednak tak się złożyło, że tylko na 2-3 dni w tygodniu, resztę czasu powinienem być na miejscu. Dlatego napisałem, że odległość nie będzie miała znaczenia, bo jednak większość czasu będę dużo bliżej. Taki skrót myślowy, który widocznie tylko ja zrozumiałem ;)
w dalszym ciągu nie widzę problemu bo to raptem 2-2,5h pociągiem w dzisiejszych czasach
może ja to jakoś źle interpretuje ale dla mnie związek na odległość to serio odległość, która uniemożliwia sensowną podróż na jeden dzień typu 400km+ i widywanie się nie wiem... dwa, trzy razy na miesiąc a nie 225km gdy jeszcze piszesz, że co najmniej 4 na 7 dni w tygodniu jesteś na miejscu i możecie robić co się podoba
to nie przyjeżdżaj codziennie na godzinę, skoro nie ma czasu, tylko przyjedź raz w tygodniu na cały dzień (w weekend, czy coś)
chyba nie pracuje przez 7 dni?
Nie no związek na odległość nie jest naszym problemem obecnie.
W skrócie o co mi chodzi - pierwszy miesiąc razem, czułem że oboje jesteśmy w sobie zauroczeni, codzienne rozmowy przez telefon/skype po godzinie +, spotkania wyglądały tak, że nie dało się nas rozdzielić, mogliśmy razem spędzić całą dobę i było mało. No a potem zaczęła się jakby dystansować, przykładowo miała akurat wolne popołudnie, pojeździliśmy po sklepach, pospacerowaliśmy i mówi że strasznie zmęczona, nie miała kiedy posprzątać i nawet nie zaprosiła mnie do domu, mimo że było przed 18. Ja wiem, że jest wiele wytłumaczeń, zauroczenie mija i w ogóle, ale w moim wypadku dalej tylko kombinuje jak się z nią spotkać a ona jakby coraz mniej. I zaczynam snuć domysły czy może z jej strony zauroczenie minęło i się okazało że chyba to jednak nie to.
Może faktycznie nie ma co jeździć jak głupi na godzinę tylko znaleźć 1 dzień w tygodniu i jak się stęskni parę dni to doceni bardziej.
no toż tłumaczę, że zamiast przyjeżdżać ciągle na godzinę-dwie, kiedy zaraz wychodzi do pracy, albo właśnie z niej wyszła i jest zmęczona, to umówcie się wcześniej na cały weekend i wtedy zobaczysz
W dalszym ciagu to Ty w ogole nic nie rozumiesz w tym rozterek autora posta wiec moze lepiej skup sie na przeczytaniu tego jeszcze z 6 razy, a dopiero pozniej na pisaniu postow.
No, a tak to to co tibia pisze standardowo, a jak nie to polecam rozmowe z druga osoba, najczesciej mozna duzo wiecej z niej wywnioskowac niz z naszych tutejszych porad.
Jeśli czujesz, że zaczyna się odsuwać, to najpewniej tak jest. Zawsze warto jest zapytać ludzi o opinię, bo cudzy punkt widzenia potrafi nieraz nieźle zaskoczyć i dać do myślenia, ale w takich sprawach najlepiej jest radzić sobie samemu. Czujesz, że Cię dystansuje? To zapytaj o to wprost, albo daj jej chwilę od siebie "odpocząć". Jeśli nie jest tak, jak Ci się wydaje, to sama zacznie zabiegać o Ciebie. W innym wypadku dałbym sobie spokój.
jesteś dla niej za łatwy i latasz z wywieszonym jęzorem zeby posiedziec z nia godzine na lawce pod blokiem, moze to slodkie i romantyczne ale koniec koncow ciotowate, pewnie jak się widzicie to też odwalasz całą robotę, organizujesz czas, atrakcje #potwierdzoneinfo#onelubiązdobywac
daj jej zatęsknić, ale nie tak jak w moim przypadku - nawet i po kilka miesięcy przerwy :-D
ogólnie staraj się dalej, 'loszki' to doceniają jak Wy je tam nazywacie. Może tego nie okazywać ale w głębi serduszka sobie myśli 'dobry łobuz, przyjeżdża, kocha, daje kwiatka'
no
także ten
*forever alone*
dziś podobno dzień przytulania, ktoś chętny? :-(
Ola, dekolt fajny ale w sumie to weź już idź sobie na wizaż czy inny chuj bo smutno mi się patrzy jak niegdyś fajny temat i mocny dział upadł na pysk przez taką osobę ;/
A co ty kurwa do niej jezdzisz za kazdym razem? Niech ona co drugi raz przyjezdza do ciebie i to nie ma znaczenia, ze pracuje, jak jej bedzie zalezalo, to znajdzie czas. Ogolnie nie mozna sie starac za bardzo. Jakies przyjezdzanie na godzine codziennie, traktowanie jej jakby byla lepsza od ciebie i w ogole pokazywanie, ze sie przejmujesz to 100% gwarancja, ze nic z tego nie bedzie. Sprawdza sie zawsze i wszedzie.
Laska zapierdala od 8 do 21
>kaz jej do siebie jezdzic po nocach bo panisko musi pokazywac bycie samcem alpha
No nwm jak ty ale ja bym kolezce postukal po glowie i powiedzial zeby spierdalal ;pp zreszta tak samo lasce gdyby sytuacja byla odwrotna tzn. Ja pracuje, a ona nic nie robi x-D
on też pracuje, z resztą tu już nie ma co ciagnac tematu, mnie by chyba huj jasny szczelil jakbym miał codziennie latać do dziewczyny i to na 2h XD
Ola jak coś to jestem chętny. W ogóle Hunted ma rację, mimo wszystko koleś ma jeździć kupę czasu na każde jej pierdniecie. Panie daj Pan spokój.
Po prostu niech sie widuje z nia jak jest na to czas, po za tym przeciez on nie jest "na kazdr jej pierdniecie" bo sam napisal, ze juz tych pierdniec nawet nie ma i to on inicjuje te spotkania ;pp
Sprostuje może parę kwestii. To nawet z mojej inicjatywy było by kilka razy jechać do niej na te parę godzin, głównie dlatego że znam jej grafik i we wrześniu wyglądało to tak, że pierwszą dni miesiąca miała jakoś 5-6 dni wolne, a drugą połowę bez jednego dnia wolnego, w tym większość to popołudniówki albo 12h, uroki bycia na umowie zleceniu ;) To, że ja do niej jeżdżę nie jest raczej problemem, jeżeli mam póki co mniej więcej 3x 8h tygodniowo robotę, którą mogę sobie ustawić tak by podjechać do niej zanim pójdzie na popołudniową zmianę.
Jednak ja widziałem to tak, że jest póki nie wróciłem na uczelnie to możemy się spotykać jak najczęściej bo wkrótce będziemy mieli mniej czasu dla siebie. Teraz jak na to patrze z boku to mogłem jednak przesadzić, jakbym miał 7 dni w tygodniu pogodzić ze sobą pracę, dziewczynę i inne obowiązki tak ze nie miałbym się kiedy porządnie wysrać to też zacząłby mnie trafiać szlag.
No ale koniec końców zrobię tak jak pisaliście, nawet wziąłem dodatkową robotę kiedy ona ma te kilka godzin wolne by mnie nie kusiło jechać do niej i tym sposobem zobaczymy się dopiero w przyszłym tygodniu, mam nadzieje że trochę poprawi się sytuacja do tego czasu.
A co do tego, że latam do niej jak głupi... może i tak, nie potrafię tego wyjaśnić, ale zawsze byłem dość obojętny względem dziewczyn, było ze mną zupełnie jak jest teraz ze strony mojej obecnej "no fajnie się spotkać", zobaczymy co będzie, ale nigdy nie sądziłem że przerodzi się to w coś więcej. Aż do teraz i serio się boje, że jak nie zachowam się jak trzeba to po prostu to spieprzę, gdy pierwszy raz w życiu mi naprawdę zależy.
O jejciu, chłopczyk zostanie zraniony i będzie go bolało bardzo, bardzo mocno ;///
Kurwa mać, jak ja nienawidzę takiego pieprzenia. Takie jest życie: jednego dnia świeci słońce, drugiego dopada Cię kurewska ulewa, nic z tym nie zrobisz. Im jest lepiej w związku, tym bardziej to kopie po dupie przy rozstaniu, ale inaczej być nie może, tak ten świat działa. Jak ma się nie angażować, to na cholerę mu (i jej) taka zabawa? We wszystko trzeba się angażować na 100%, inaczej chuja to jest warte.
Nie wyszło Ci z chłopakiem i pierdolisz jak potłuczona. Zbierz się w końcu, dziewczyno, do kupy, i przestań pisać tego typu farmazony, bo ani nikt Ci tu nie będzie współczuł z powodu tej olbrzymiej tragedii, ani w żaden sposób Tobie to nie pomoże.
Jak mnie takie bzdury wnerwiają... Rozstanie i ciężkie, "głębokie" feelsy, that hurts so much, łolaboga! A ile ja bym dał, żeby się znowu zakochać, choćby to miało trwać tylko chwilę -.-