Piątek około godziny 23. Jeden z ostatnich tramwajów rozwożących kibiców Lecha po meczu z Koroną Kielce zatrzymuje się na przystanku przy moście Dworcowym w Poznaniu. Jak na standardy pomeczowe jest on prawie pusty.
"Szóstka" jadąca w stronę Rataj rusza. Nagle staje kilkadziesiąt metrów za przystankiem. Z radiowozów towarzyszących tramwajowi wysiadają policjanci. Kierują się do pierwszego wagonu.
Otwierają się drzwi. Ludzie z drugiego wagonu nie wiedzą, co się dzieje, są zdziwieni. Kibic wychyla się przez drzwi. To był błąd - policjant w kominiarce uderza go w głowę. Niepokój pasażerów wzmaga się. Jeden z nich chce się dowiedzieć, o co chodzi.
- Pytam zamaskowanego policjanta, co tam się dzieje. Mówi, że mam iść do budy. Odparłem, że od kiedy jesteśmy na ty. W tym momencie chwyta mnie za kurtkę. Wyciąga z tramwaju i przewraca na asfalt. Drugi uderza pałką - relacjonuje zdarzenia z piątkowej nocy Przemysław Nadolnik.
- Mam 43 lata. On mógłby być moim synem, a on mnie za szmaty i wywala z tramwaju na oczach dziecka - dodaje oburzony. Na spotkanie Lecha z Koroną przyjechał z 17-letnią córką. Chciał zabrać jeszcze młodszą, 4-letnią. Teraz oprócz wspomnień piłkarskich po meczu został mu siniak od pałki i poczucie krzywdy. Zastanawia się też, czy nie złożyć skargi na policjantów.
Tramwajem opiekowało się kilka radiowozów, w tym busy wypełnione policjantami w pełnym rynsztunku, z długimi pałkami oraz zasobnikiem z gazem. Dodatkowo członkowie oddziału w czarnych hełmach mieli założone kominiarki. Jaki był powód działań funkcjonariuszy?
W trakcie akcji policjant mówił, że trzeba było pilnować kolegów i nie zaciągać hamulca w tramwaju. Z informacji przekazanych przez dyżurnego MPK wynika jednak, że nie zgłaszano po meczu incydentu z zaciągniętym hamulcem. Poza tym tramwaj zatrzymał się dość łagodnie. Co na to policja?
- Na moście Dworcowym zatrzymał się sam motorniczy, który przekazał policji, że dalej z kibicami nie pojedzie, bo boi się, że coś się stanie. Osoby zostały pouczone i wyproszone z tramwaju - przedstawia sprawę Ewa Ochocka z zespołu prasowego wielkopolskiej policji. Dodaje, że od ronda Jana Nowaka Jeziorańskiego dużo się działo w tramwaju i wszyscy jadący zostali pouczeni, że mają się zachowywać nieagresywnie.
- Akcja policji wyglądała jak w stanie wojennym. Byłem w pierwszym wagonie i nic takiego tam się nie działo, żeby zatrzymać tramwaj poza przystankiem. Nikt niczym nie rzucał, nie było burd, żadnych ekscesów - opowiada Dariusz Malicki, który na mecze, także te wyjazdowe, jeździ od dawna, lecz z takim zachowaniem spotyka się po raz pierwszy.
Podkreśla, że w tramwaju były śpiewy, a interwencją funkcjonariuszy był bardzo zdziwiony.
- Zamierzam napisać skargę na działania policji - zapowiada kibic Kolejorza.
W feralnej "szóstce" jechał też dziennikarz "Głosu", piszący ten tekst. Wsiadając do "tramwaju na przystanku Głogowska/Hetmańska nie zaobserwowałem żadnych zachowań kibiców, które mogłyby spowodować taką interwencję policji. W drugim wagonie nikt nie skakał, nie niszczono sprzętu. Kibice spokojnie wracali do domów.
Dlaczego policja użyła siły? Odpowiedzi na pytanie nie dostaliśmy. Nie wiadomo też, dlaczego w interwencji brali udział policjanci w kominiarkach i czy byli to antyterroryści. Policja te szczegóły może podać dopiero dzisiaj. Znane są tylko konsekwencje działań funkcjonariuszy.
Nikogo nie zatrzymano, a jedna osoba została ukarana mandatem karnym w wysokości 500 zł za wulgarne zachowanie.
Zakładki