Volf Ram napisał
Prowokacyjne pytanie, na jakiej podstawie uważasz, że po ewentualnym wystąpieniu z UE pozostalibyśmy w strefie Schengen? O ile wiem, Polska nie przystępowała do układu Schengen jako takiego, tylko przyjęła go jako część unijnego acquis (konkretnie Traktatu Amsterdamskiego); więc opuszczając UE musielibyśmy odrzucić też Schengen - tak ja to rozumiem. W Traktacie przewidziane są wyjątki dla Islandii i Norwegii, ale nie przewiduję że taki sam wyjątek Europa by zrobiła dla Polski - nie w obecnym klimacie politycznym.
Układ z Schengen i UE to zupełnie oddzielne struktury. UE mogła sobie zastrzec, by jednym z elementów przyjęcia unijnego traktatu była również akceptacja układu Schengen, ale to są mimo wszystko dwie różne sprawy (tzn: żeby być w UE trzeba być w strefie Schengen, ale żeby być w Schengen nie trzeba być w Unii). Nic nie wskazuje na to, by po opuszczeniu Unii jednocześnie anulował się układ z Schengen, wątpię, czy to w ogóle prawnie dopuszczalne. Oprócz Islandii i Norwegii w Schengen są też Szwajcaria i Księstwo Liechtenstein.
[...] A tego żaden rząd nie przetrwa.
Zakładasz, że liczba ludności w Polsce już jest na poziomie optymalnym, co raczej ciężko udowodnić. Bezrobocie w Polsce jest problemem przede wszystkim instytucjonalnym. A więc nie przetrwałby tego rząd krępujący rynek pracy, ale normalny rząd - czemu nie. :)
Piece-of-Ham napisał
Musisz zrozumieć że inne państwa też prą do przodu, i robią to zapewne szybciej niż Polska.
Jak najbardziej rozumiem. Z tym, że Niemcy nie rozwijają się szybciej niż Polska. Pisząc o tych kilkudziesięciu latach uwzględniłem ten ślimaczy rozwój Niemiec. Dziwi mnie zresztą Twoje niedowierzanie, bo w telewizji dość często "wyliczają" ile czasu zajmie Polsce dogonienie Niemiec, oczywiście problemem tych prognoz jest to, że nie da się przewidzieć zmian w szybkości rozwoju. Zresztą wystarczy sobie spojrzeć jaki postęp cywilizacyjny dokonał się na przełomie tylko jednego wieku - XIX. W przeciągu stu lat robotnik miał lepsze warunki niż arystokracja sprzed wieku.
Hong Kong był portem który przez lata był w rękach różnych nacji. Dodatkowo jest znakomicie usytuowany, i jest bramą do Chińskich fabryk.
To nie usytuowaniu Hong Kong zawdzięcza swoją pozycje, ale temu, że tam po prostu opłaca się handlować: brak ceł, płacy minimalnej i tak dalej (przynajmniej jeszcze do niedawna, może ostatnio coś zmienili). W Hong Kongu są jedne z najwyższych standardów życia na całym kontynencie azjatyckim.
Edit: właśnie sprawdziłem i okazało się, że od 2011 roku w HK obowiązuje chyba pierwsza w historii tego regionu płaca minimalna...
http://www.heritage.org/index/country/HongKong
Przy tak ekstremalnie wolnym rynku robotnicy dostawali by tylko cząsteczki pieniędzy, a większość zagranicznych firm wywoziła by je do swoich rodowych krajów. Polska to nie Chiny, nie mamy tutaj wystarczającej powierzchni i ludności aby napędzać masę fabryk.
Powierzchnia i liczba ludności na dłuższą metę to nie problem. Księstwo Liechtenstein liczy sobie zaledwie kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Zresztą Hong Kong też duży nie jest, 7mln ludzi, 1100km kwadratowych. I o co chodzi z tą cząstką wypłaty? Im większy popyt na pracę danego rodzaju, tym wyższa pensja.
Piwosz napisał
Ponadto w dupie mają takie fakty, że np. w Chinach, Tajwanie czy Singapurze nie prywatyzowano służby zdrowia, szkolnictwa, straży pożarnej a i tak państwa te rozwijają się świetnie - bo znowuż, dla nich - najważniejsza jest "logika" i doktrynerstwo
Szybkie tempo rozwoju i wysokie standardy życia nie istnieją tam z powodu istnienia państwowej służby zdrowia i edukacji, ale pomimo ich istnienia. Skoro wolny rynek sprawdza się lepiej w produkcji chleba, to nie istnieje powód, dla którego miałby sprawdzać się gorzej w przypadku zapewniania usług zdrowotnych czy edukacyjnych.
Zakładki