i kopernik co by nie bylo ostatecznie wyszedl w miare na swoje, a kosciol chyba jednak nic nie udowodnil
Wersja do druku
i kopernik co by nie bylo ostatecznie wyszedl w miare na swoje, a kosciol chyba jednak nic nie udowodnil
kosciol nigdy nie staral sie niczego udowodnic. W religii chodzi o to, ze nie ma potrzeby niczego udowadniac. Po prostu zakladasz z gory jakis dogmat i glosisz wszem i wobec, ze to jest jedyna prawda. Pozniej oczywiscie okazuje sie, ze dany dogmat to kompletna bzdura, wiec sie go przeksztalca. Idiotyzm religii polega na tym, ze cos takiego jak dogmaty w ogole istnieje. Przeciez sami wierzacy sa zdania, ze religia takze sie zmienia, wiec po co dogmaty? Oczywiscie teraz chrzescijanstwo opiera sie glownie na domgatach, ktore albo sa pozbawione jakiegokolwiek sensu (nie da sie ich zrozumiec), albo niemozliwym jest udowodnienie ich niemozliwosci - co oczywiscie nie umniejsza ich absurdalnosci.
o ile pamietam to ich wyliczenie to 4 tys lat p.n.e., czyli 6 tys lat temu, w co wierzy wielu chrzescijanskich kreacjonistow amerykanskich. :P
To była analogia do tego typa, co napisał o buddystach - on uogólnił, ja też. Chodzi o to, że chcemy rzucać złe światło na Katolicyzm, zapominając o innych religiach. Skupiamy się tylko na aspekcie Boga w rozumieniu Chrześcijańskim. Wierzymy w Boga, nie w Kościół, nie w Księży, tylko w Boga.
to jaki sens maja te wszystkie roznorodne rytualy w roznych religiach?
Tylko, że do większości obecnych i "starych" naukowych odkryc nie dokleja sie latki bezsprzecznie jedynych i prawdziwych.
Nauka zawsze pozostawiala miejsce na nowe teorie, ktore mogly byc, sa i beda obalane przez nowe, bardziej prawdziwe i sprawdzone teorie, w religii natomiast zmienia sie niewiele (co zreszta nie jest niezrozumiale), a to co sie zmienia, nie jest dzialalnoscia boga, a jego wyslannikow w ktorych - jak juz nadmienialem, smiem watpic.
Nauka ma rowniez to do siebie, ze dzieki aktualnym mozliwoscia probuje wyjasnic dzialanie otaczajacego nas swiata. Im wiecej o nim wiemy, tym paradoksalnie, wiecej mozemy sie jeszcze dowiedziec. Biblia jest dzielem skonczonym, do ktorego nie dokleja sie nowych rozdzialow czy ewangelii, oparta jest na tekstach sprzed wielu, wielu wiekow ktore owszem - bywaja przedawnione. Tylko jak mam wierzyc w to, iz sa to pisma objawione, dzielo boskie, wielka ksiega nauk z ktorej powinnismy czerpac, skoro jej przeslanki staja sie przedawnione i nie ze wzgledu na wdrozenie zawartych w niej 'rozwiazan', a ze wzgledu na niemoznosc przedstawienia ich w nowoczesnym, myslacym i rozwijajcym sie swiecie.
To jak to jest, bog jest wielki, a jednak jedyne zrodlo wiedzy o nim zostaje powoli anulowane i zmienia sie jego interpretacje, czesto dodajac w/w przez Nosikamyka dogmaty, do ktorych musimy sie stosowac bo tak rzecze papiez?
Chcial bym przy okazji nadmienic, ze nie jestem wielkim znawca tematu, po prostu lubie zadawac pytania, na ktore ciezko mi uzyskac odpowiedz. Zdaje sie, ze z wiekiem dostrzegam u siebie coraz wieksza ochote zadawania tych pytan i potrzebe otrzymania na nie odpowiedzi, jednak wiara i jej podwaliny maja ich coraz mniej.
Papież ma infolinię z Bogiem i update'uje Biblię przez modem. Bóg jest po prostu Adminem, który napisał jakiś chujowy tutorial do swojego programu 2000 lat temu i teraz wydaje tylko co jakiś czas update za pośrednictwem swojego asystenta, papieża.
tak jak i większość ówczesnych naukowców nic nie udowodniła.
Nosikamyk, nie masz prawa decydować o tym, co jest nauką a co nie jest: w tamtych czasach dysponowano inną wiedzą i innymi narzędziami poznawczymi, ale to wciąż była nauka tak jak za naukę uważa się cały depozyt Filozofii starożytnej. I ty nie masz prawa całemu temu dziedzictwu, wraz z jego błądzeniami, odbierać miana nauki. Bo idąc twoim tokiem myślenia jeżeli hipotetycznie okazało się, że pan Hawkins się pomylił w swojej teorii to należało by odebrać mu miano naukowca co jest nonsensem.
czlowieku o czym ty mowisz? XDD
filozofia to nie nauka. Ani ta dzisiejsza ani zadna. Choc nauka wywodzi sie z filozofii to nie znaczy, ze filozofia jest nauka!
I nie decyduje co jest nauka a co nie, po prostu stwierdzam fakty. Zajrzyj choc do glupiej wikipedii:Do XIX w. pojecie nauka nawet nie istnialo.Cytuj:
Nauka jest budowana i rozwijana wyłącznie za pomocą tzw. metody naukowej
Jak powiem, ze chleb nie jest miesem to tez mi zarzucisz, ze nie mam prawa decydowac co jest miesem a co nie? xD Sorry, definicja nauki jest taka a nie inna.
edit: zeby nie bylo: oczywiscie byli w dawnych czasach ludzie, ktorzy mogliby byc naukowcami wedlug dzisiejszej definicji. Ale sek w tym, ze zaden z nich nie akceptowal nadnaturalnych wyjasnien, wiec nie mogl wierzyc w czarownice. Nauka wyklucza wszelkie nadnaturalne wytlumaczenia zjawisk. Wedle nauki wszystko ma naturalne wyjasnienie. Jesli jakas teoria jest z tym sprzeczna to nie jest teoria naukowa.
a to jak doszedles do tego, ze podazajac moim tokiem myslenia, zakladajac pomylke hawkinga nie jest on naukowcem to dla mnie prawdziwa zagadka. Nauka odrzuca dogmaty, tzn, ze dopuszcza bledy - w przeciwienstwie do religii. Zaden papiez nie powie, ze jego zdaniem bog jest w 3 osobach, ale byc moze sie myli. XD
nie wiem jak ze studentami, ale kazdy profesor by mi przyznal racje, wiec raczej nie ma sensu. ;)
edit: to ci powinno pomoc zrozumiec roznice:Cytuj:
Philosophy can be seen as a distinct activity (distinct from science - przyp. nosikamyka), which is aimed towards a more comprehensive understanding of intangible aspects of reality and experience that cannot be physically measured.
Niema żadnego sensu kłócić się o czas używania 1 wyrazu, bo główną różnica między nauką a kościołem jest taka, że ten 2gi od setek lat manipuluje ludźmi a ta 1sza - nie.
Mysle, ze nie doslownie, ale pownienes to zrozumiec, ze dla osoby kategorycznie odrzucajacej istnienie boga, osoba wierzaca moze byc tolerowana, ale wydaje sie osoba manipulowana. Nie mowie tu o wielkich masonskich spiskach, ale o prostej sprawie - jezeli nie wierze i jestem pewien swojej 'niewiary', to kazdy wierzacy jest w bledzie ktory mu wpojono, ergo - manipulowany.
Nie wiem jak to inni odbierają, ale na mnie nikt nie wywiera wpływu - żaden ksiądz nie mówi mi jak mam robić, żaden ksiądz nie narzuca mi swojego światopoglądu. Na prawdę, nikt nie pierze mi mózgu, nikt nic mi nie narzuca. Ale tak, pewnie jestem tak zmanipulowany, że manipulacja to dla mnie normalny stan...
+1 :D:D \\Tomix
Chcesz powiedziec, ze twoi rodzice cie nie "uswiadamiali"? Nie "uczyli" o wszechmogacym bogu, trojcy swietej i Jezusie? Sam na to wpadles? Nie chodziles od malego do kosciola?
Ludzie sobie nie zdają sprawy jak są manipulowani przez kościół.
Rozmawiałem niedawno z dziewczyną - 15 lat. Miała problem z masturbacją, tzn. dużo się masturbowała. Powiedziałem jej, że to normalne w jej wieku i nie ma w tym nic złego. Ona nie przyjmowała tego jednak do wiadomości, bo ksiądz mówił, że to grzech, cały czas się obwiniała, myślała o samobójstwie. Co tydzień zapierdalała do spowiedzi, spowiadać się z masturbacji. Z tego wszystkiego się oczywiście cięła.
Pewnie dalej tak robi, zerwała ze mną kontakt, pewnie stwierdziła, że miałem na nią zły wpływ i namawiałem do grzechu -,-'.
Więc to wszystko wina księdza? Wszystko przez niego? 15 lat to wiek dojrzewania - nie ma się własnego światopoglądu. Ksiądz, który ją za to piętnował, nie zachował się dobrze. Dlaczego zwalasz wszystko na Kościół, a nie na księdza? Tak samo, gdy ateista zgwałci dziecko, to mogę mówić że ateiści gwałcą dzieci?
Więc uświadomienie stawiasz na równi z manipulacja? To że mama pokazała mi jak wiązać buty, to z jej strony manipulacja (pokazała mi przecież jej punkt widzenia, jej sposób)? Takie podstawy wiary, nazywasz manipulacją, tak?
Powiedz że żartujesz...
zauwaz, ze "uswiadamianie" napisalem w cudzyslowiu. Indoktrynacja nie ma nic wspolnego z uswiadamianiem.
Wyobraz sobie, ze jacys rodzice wpajaja dziecku, ze jedyna sluszna ideologia polityczna jest liberalizm. Wmawiaja mu to od kiedy umie mowic. Pomyslalbys, ze to chore, nie? A to analogiczna sytuacja do "uswiadamiania" religijnego.
Nie opowiada jak mu minął dzień bo to nie czas i miejsce. Po prostu, wzorując się na ewangelii, opowiada - opowiada o życiu, o Kościele, o Bogu. Nigdy nie słyszałem, żeby kazał mi wrzucać na tacę, albo żeby krzyczał z ambony na mnie, za to że mam długie włosy, nawet nigdy nie wyzywał metali od szatanów - dziwne co? Nikt w Kościele nie wytycza mi co mam robić, na prawdę, nigdy żaden ksiądz nie kazał mi pościć, nie straszył mnie Szatanem.
Nie. Wiadomo że rodzice narzucają nam wszystko - wiarę, poglądy, zwyczaje, tradycje, zakazy, nakazy, przywileje - po prostu, za małolata, jesteśmy "ich zabawkami". Z czasem, gdy człowiek dorasta, opamiętuje się i zaczyna racjonalnie rozważać fakty, dorasta. Wtedy sam wszystko interpretuje, sam wszystko poznaje od innej strony.
Na przykład u mnie, nie było nigdy jakiejś wielkiej nadgorliwości, fanatyzmu religijnego. Po prostu chodziło się do kościoła i tyle, bo tak trzeba. Teraz, gdy jestem starszy, bez problemu mogę nie iść do kościoła, nikt mnie nie pilnuje.
Nie, to nie jest w porzadku. Zadne narzucanie pogladow ideologicznych nie jest w porzadku. Nie, dzieci nie sa zabawkami rodzicow. Jesli tak uwazasz to mam nadzieje, ze nigdy nie bedziesz mial dzieci.
straszenie pieklem, opowiadanie o jego potwornosciach jest na porzadku dziennym. Na ostatnich rekolekcjach, na ktorych bylem zostal pokazany film o piekle. Mysle, ze smialo moznaby go zaliczyc do kategorii horrorow. Nie jestem pewien czy pokazanie takiego filmu dzieciom bylo w ogole zgodne z prawem, ale w/e.
Cudzysłów? Chodziło mi o to, że każdy rodzic będzie uczył dzieci, tak jak sam wszystko interpretuje. Jeżeli rodzice są ateistami, to chyba logiczne że nie będą prowadzić dziecka do kościoła, i na odwrót. Po prostu, dziecko chcąc czy nie chcąc, do pewnego wieku jest zależne od rodziców, i musi akceptować ich poglądy, światopogląd.
Nigdy nie widziałem czegoś podobnego, a na prawdę trochę widziałem. Dopóki Stolica Apostolska, nie wyda nakazu puszczania filmów o piekle dla dzieci, to będzie to wina księdza, nie Kościoła.
Kwestii czego? Narzucania światopoglądu? Mówiłem nawet wcześniej, dużo wcześniej, że nawet chrzest nie powinien odbywać się gdy człowiek jest nieświadomy...
Powiedziałem że ksiądz nie każe mi pościć, nie krzyczy na mnie z ambony. Czy spotkania z kumplami przy piwku w klubie w czasie Wielkiego Postu jest czymś złym? Zastanów się co piszesz... Swoją drogą "Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść" (1Kor,6:12)
"rob to co ja mowie, albo bedziesz sie wiecznie smazyl w piekle"
polskie prawo tez nie zabrania morderstw, tylko mowi, ze jak je popelnisz to cie posadza
skoro taki zly uczynek nie wplywa na zbawienie, to dlaczego w ogole jest traktowany jako zly uczynek?
Pytaj się teologów. W sumie to pewna forma uczczenia, wzniosłości dnia, ale dlaczego od razu nieprzestrzeganie ścisłego postu to grzech, to nie mam pojęcia, ba, nawet nie wiem po co to komu.
manipulacja to także nauczanie o rzeczach nieprawdziwych co Kościół stosuje dzięki zmianom wprowadzanym na soborach. Zawsze myślałem, że "niepokalane poczęcie Maryi" to chodzi tutaj o Jezusa, a niedawno dowiedziałem się, że Maryję również urodziła dziewica o czym w Biblii nie ma ani słowa. Kościół jednak tak naucza.
Albo kłamiesz, albo nie masz pojęcia o czym mówisz. Niepokalane poczęcie w nauczaniu Kościoła było tylko jedno i chodzi o Maryję. Prawdy wiary nie zawsze mają kategorię De fide divina catholica definita (Z wiary katolickiej zdefiniowanej) jako, że wierzymy w działanie Ducha Świętego w Kościele. Ten jest ma kategorię pierwszą, co ma swoje uzasadnienie w tradycji.
Nie zgadzam się z tym porównaniem. Na czele nauki stoi człowiek i jest ona limitowana - wraz z nowymi metodami, przyrządami i wiedzą nauka się poszerza. Na czele religii stoi Bóg, który ma być wszechmocny i wszechwiedzący, więc nie, nie sądzę aby religia się rozwijała. Religia z dnia na dzień musi zmieniać swoje nauki i wierzenia (Najpierw słońce krążące wokół ziemi, teraz ewolucja, dalej kto wie) aby dopasować się do nauki, nie na odwrót.
Wybacz, ale jeżeli naukowiec rozetnie sobie martwe ciało które zostało mu oddane, by zobaczyć jak to wszystko działa, to prawdopodobnie uratuje dużo więcej żyć. Jeżeli nie zdegradujemy człowieka to mechanizmu to jak mamy go leczyć? Poprzez modlitwę? Tak, jestem pewien że to przyniesie wspaniałe efekty.Cytuj:
Czy wykorzystywanie człowieka (ostatnie lata nauki) jako środka do osiągnięcia "światłych" celów uważasz nauką?
Na wstępie zaznaczę, że nikomu nie narzucam swoich poglądów i toleruję poglądy innych.
Bo w Polsce mamy katolicyzm, a w takim np. US i A dominuje protestantyzm, gdzie inaczej postrzega się pastora, księdza, czy jak to sobie nazwiesz.
Wg. mnie, życie jest po to, aby pokazać Bogu, że jest się godnym miejsca w raju, a on sam nie ingeruje w ludzkie życie (nie licząc tego co było 2K lat temu).
Przykład kopernika był już poruszany i rozpatrywany. W czasach, gdy religia powstawała było inne podstawowe słownictwo, inna sytuacja geopolityczna. Teraz na nazywanie zjawisk mamy inne możliwości, i nie ma czegoś takiego jak wiedza wlana, więc bzdurę gadania bo gdyby było tak, jak mówicie, to wiara byłaby zbędna, bo wszystko byłoby oczywiste, a tak nie jest.
Edit:
A tak w ogóle to kto komu ma coś udowadniać? Mam wrażenie, że niektórzy ateiści udowadniają nieistnienie Boga przede wszystkim sobie samym.
Ja - jako wierzący w Boga - nie oczekuję od ateistów, by udowodnili mi swoje racje. Po pierwsze, nie są w stanie tego zrobić. A po drugie, nie czuję się zagrożony przez niewiarę. Oczywiście, niewiara innych jest dla mnie jakimś wyzwaniem, niekiedy bolesnym, ale nie jako zagrożenie dla mojej wiary. Wręcz przeciwnie, w konfrontacji z niewiarą umacnia się moja wiara. Argumenty dawnych i współczesnych ateistów już dawno przestały budzić we mnie niepokój, co do zasadności mojej wiary. Co więcej, wiara w Jezusa Chrystusa jest dla mnie odpowiedzią na ich wątpliwości i oskarżenia.
Ja - jako wierzący w Boga - nie oczekuję od ateistów, by udowodnili mi swoje racje. Po pierwsze, nie są w stanie tego zrobić. A po drugie, nie czuję się zagrożony przez niewiarę. Oczywiście, niewiara innych jest dla mnie jakimś wyzwaniem, niekiedy bolesnym, ale nie jako zagrożenie dla mojej wiary. Wręcz przeciwnie, w konfrontacji z niewiarą umacnia się moja wiara. Argumenty dawnych i współczesnych ateistów już dawno przestały budzić we mnie niepokój, co do zasadności mojej wiary. Co więcej, wiara w Jezusa Chrystusa jest dla mnie odpowiedzią na ich wątpliwości i oskarżenia.
Podpisuję się po tymi słowami rękami i nogami.
Jest coś takiego jak wiedza wlana, państwo robi ci to odkąd skończyłeś 7 lat.
Człowiek jak ma okazję ci udowodnić że on wie lepiej, to to zrobi.Cytuj:
A tak w ogóle to kto komu ma coś udowadniać? Mam wrażenie, że niektórzy ateiści udowadniają nieistnienie Boga przede wszystkim sobie samym.
eeee? Oni się pewnie pytają jak możesz wierzyć w taką propagandę a ty im odpowiadasz że Jezus jest odpowiedzią na ich pytania? To nie jest wiara, to jest naiwność. Ty pewnie nawet nie wiesz czemu wyznajesz kult faceta chodzącego po wodzie.Cytuj:
Ja - jako wierzący w Boga - nie oczekuję od ateistów, by udowodnili mi swoje racje. Po pierwsze, nie są w stanie tego zrobić. A po drugie, nie czuję się zagrożony przez niewiarę. Oczywiście, niewiara innych jest dla mnie jakimś wyzwaniem, niekiedy bolesnym, ale nie jako zagrożenie dla mojej wiary. Wręcz przeciwnie, w konfrontacji z niewiarą umacnia się moja wiara. Argumenty dawnych i współczesnych ateistów już dawno przestały budzić we mnie niepokój, co do zasadności mojej wiary. Co więcej, wiara w Jezusa Chrystusa jest dla mnie odpowiedzią na ich wątpliwości i oskarżenia.
gdybys urodzil sie w iraku to wiara w xx dziewic po smierci "bylaby dla ciebie odpowiedzia", cokolwiek by to mialo znaczyc
ogolnie to ja rozumiem wiare w boga na zasadzie deizmu, ale wiara w jezusa i te wszystkie cuda to naprawde szczyt naiwnosci i glupoty
nie pisze tego, zeby kogos urazic, po prostu tak to wyglada w moich oczach
Ludzie sa głupi, nie ma się tu co oszukiwać. Taka tradycja która umacniała się w ich rodzinach przez tyle wieków, nie może zostać przez nich po prostu odrzucona, ba, nawet wzięta pod jakąkolwiek krytykę.
Religia ma ścisły zwiazek z filozofią, ja to przynajmniej tak widze. Cokolwiek robił Jezus/Budda/Mahhomet czy którykolwiek inny prorok/Bóg to nie po to by czcić jego boskość, ale żeby iść ślady i ich naśladować, oni są nauczycielami, nie wodzami. Oni maja WSKAZYWAĆ drogi, ty wybierasz którymi się przejdziesz. Nie jestem stricte ateistą, bardziej agnostykiem, choć wciąż szukam w tym siebie i nie odrzucam, że kiedyś może nawet i Bóg zapuka do moich drzwi. Żyje według swoich zasad moralnych, napewno w dużej mierze związanych z nauką powyzszych boskich wcieleń, nawet gdyby jutro stał się sąd ostateczny jestem wręcz PEWIEN, że trafiłbym do raju, próbując zastać świat w lepszym stanie niż go poznałem.
Historia, dowodzenie, kto istniał naprawde, kto nie, jest bezsensem, bo to nie oto chodzi. Pojmowanie wszystkiego umysłem też w dużej mierze mija się z celem - Bóg (jako stan naszej świadomości/umysłu) to cos czego NIE MOZNA pojąc rozumem. Dlatego jest to takie piękne.
@edit
Co do cudów - sam troche zaczynam wierzyć. Jeden sam zdarzył sie w moim życiu, całkowitym przypadkiem poznałem osobę, bratnią duszę, 'ideał' (ideałów nie ma, stad w ""), partnerkę na całe życie. Kazdy to może sobie tłumaczyć jak chce, nie potrafię uwierzyć, że był to czysty przypadek, to jest naprawdę zbyt piękne.
Ale wracając, poczytajcie sobie np. o Saibabie, hinduskim awatarze. Wystarczyło mu spojrzenie, żeby poznać całą historie człowieka i wiedziec jak mu pomóc. Materializował w swoich rękach uzdrawiający pył (?), i małe metalowe przedmioty, zegarki i takie tam.
SHIT, przepraszam za double-a, przypadek.
To nie jest cud, tylko przypadek lol. Chyba że cud leży w tym że jakąś sobie znalazłeś. I nie podniecaj się że masz dupcię na cale życie, bo życie jest nieprzewidywalne.
No tak, tak - przecież wszystko to przypadki. Szczyt wszystkiego że nawet ateista nie wierzy lekarzom którzy stwierdzają nie raz cuda. Już widzę że poza naukę wykraczacie, dobrze, dobrze.
Co do samego Boga, to jestem prawie pewny że nauczanie kościoła nikogo nie zaprowadzi do nieba.
widac niektore rzeczy traktujesz zbyt doslownie. Jesli lekarz nazywa cos "cudem" to niekoniecznie znaczy, ze wierzy, iz faktycznie stalo sie cos nadprzyrodzonego. Po prostu kolokwialnie "cudem" nazywamy rzeczy niezwykle, malo prawdopodobne. Np. "cudem pilka trafila do bramki". Oczywiscie nie neguje faktu istnienia lekarzy wierzacych w prawdziwe cuda, ale nie jest ich tak wielu, jak niektorym sie wydaje.
Przez takie plytkie odbieranie wypowiedzi Einsteinowi wiele osob do dzis przypisuje wiare w boga, bo wielokrotnie odnosil sie do niego. "bog nie gra w kosci". A w rzeczywistosci byl ateista.