GaryTroy napisał
Przypomniałą mi śę beka jak się Two handed sworda tradowało za GS sworda. Sorry no cap, trade again i tak 2x potem podkładało sie two handed i byłeś do przodu XDD
Albo worn leather boots zamiast worn soft boots (miały wtedy identyczny wygląd) tą samą metodą. Podobno nielicznym się udało :)
Pamiętam czasy, kiedy pacc był dobrem luksusowym, a jedynymi terenami dla pacc była sama Darashia i Edron.
Do świetnej zabawy wystarczał <30lv, a wtedy i tak było się "kimś" wśród znajomych o niższych lvlach i każdy kolejny był czymś, co przynosiło satysfakcję, a nie taśmowo produkowanymi cyferkami. Przejście dwarven bridge było dla wielu dużym wyzwaniem, a każdy, kto miał lvl trzycyfrowy był panem.
Miasta były opanowane przez "mafie", większość znała się wzajemnie dobrze lub z widzenia, wieczory po przeexpionym dniu spędzało się pod depo rozmawiając do późna.
Na wyprawę pk ktoś zawsze brał kilka parceli do ewentualnego trapa (nie wiem, czy to wciąż nie aktualne). Czasem, żeby sprzedać jakiś item trzeba było
całymi dniami pisać na trade channel, później było targowanie, a kończyło się na przejściu całego mainlandu dla zarobienia kilkuset gp.
Ludziom nie spieszyło się z lvlami, czasem głównym zajęciem druidów było robienie biznesów. Jeśli taśmowo produkowało się uhy, można było
złapać kilku h-lvlowych stałych klientów co wiązało się z profitami i "kontaktami", będąc 20 druidem można było mieć sieć znajomości i mieć szacunek w depo :D
Nielicznych stać było na wykupienie protectora, czyli wyższego lvla który załatwi to i owo, kiedy ktoś powie nam "hunted".
Sięgam pamięcią jeszcze dalej - wydaje mi się, że kiedyś można było robić UH'y od ~14 lvla a SD od 16, ale nie mam pewności, to było dość dawno. 7.1?
Jeśli ktoś zobaczyłby 10 lvla zbierającego zboże i piekącego chlebki na piecykach w jakimś budynku, pomyślałby że musi mu się bardzo nudzić,
ale kiedyś to było na porządku dziennym low lvli oszczędzających na foodzie. Budowało się domki z parceli, a list przed respem był w czasie pokoju
czymś bardzo respektowanym. Natomiast jeśli na serwerze była dominująca gildia, każde wyjście poza miasto jako "cywil" było dość ryzykowne.
Kiedy trwała wojna, społeczeństwo chowało się raczej w depo i świetnie bawiło rozmawiając ze sobą godzinami.
I to współczucie, kiedy ktoś z teamu złapał red skulla na miesiąc :D
Miasta i respy tętniły życiem. Teraz ludzie narzekają kiedy ktoś inny expi po sąsiedzku, ale kiedyś to było częścią klimatu.
Aż się smutno robi kiedy wbiłem na postać ostatni raz wylogowaną 4 lata temu w pękającym z ludzi depo Kazo, a teraz nie ma tam nawet głupiego pustego baga na ziemi.
Kolejki 200-300 osobowe na serwerach non-pvp były na "porządku wieczorowym".
Kiedy dwie osoby miały dwa sąsiednie respy, stało się i gadało z sąsiadem czekając na respawn, co chwile idąc równocześnie "wybić".
Jeśli ktoś zaczynał grę dość wcześnie, mógł liczyć na sporą przewagę w poziomie angielskiego nad rówieśnikami w szkole :)
Ta gra kiedyś to było coś niesamowitego, wiele 20-50 lvli skrywa dużo ciekawsze, kilkuletnie historie niż dzisiejsze wywastowane za kasę z cashmakerów 200+ lvle.
Wspomnień wiele, osoby które nie grały w to nie zrozumieją tego i z perspektywy osoby trzeciej też uważałbym to za dziwne i żałosne, ale tak, Tibia to część mojego dzieciństwa :)
Zakładki