Dziś to był dzień! Kolega z gildii, po wypiciu paru piw(nie tibijskich) uparł się, że ubije GS'a. Miał 18 poziom, grał knightem (skille 43/38). Zwołał 3 osobową grupę, która składała się z 17palla i 16 palla. Pomyślałem, że nie chce ich zostawiać na pastę losu I ruszyłem tyłek z Ankrahmun, aby im pomóc. jak się potem dowiedziałem, oni zazwyczaj na pohu expia. Ale nic, idzemy. Wyszscy cykor, Gs to nie przelewki. Ja wzialem burst arrowy, dopieroow w veno się zorientowałem, że on knight. No to idzeimy. Ja profilaktycznie zostawiłem całe eq w depo, więc szedłem ostatni.
Po drodze było paru Banditów, Smuggerów, palle wszystko ubijały. Ja nic wolałem nie ubijać, bo po zrobieniu test hita dostali równo po 50.
Idzeimy, idziemy... już tarantule. Łatwy cel. A tu nagle GS! no to knight bloczy. O dziwo, wytrzymal z 6 hitow i padł. Zacząłem uciekać, tak jak reszta. Ale po chwili widze kolejne napisy "Your party with... has been disbanded." No nic to. Zostałem ja przeciwko GSowi, który miał green hp. No super, myślę, znowu stracę poziom. Ale od czego jest Haste! "Utani hur!" I ucieka sobie spokojnie, bo widze, ze ten mnie nawet nie dogania. Bije go po100, 120... aż tu nagle on haste używa! On red hp, ja geen. Może przeżyje, mysle. Dogonił mnie. Hit słaby, 50. Ale wiem, żę to coś ma mnie na jeden taki strzał, więc uciekam dalej. jeszcze 2 sekundy strachu.GS zniknął. Wszyscy klnęli równo, ja się cieszyłem, choć trochę żałowałem, że nie dobiemGS'a:)
Po chwili byłem w Thais. Patrzę, a ten gość pise do mnie, czy bym sie po jego rzeczy nie wrócił. Z racji tego,że miałem dośc wrażeń na dziś oraz nie miałem już czyym się bić, stwerdziłem, że nie pójdę. Po dziesięciu minutach znow widzę"K**wa, zaj**ie tego GS'a". Po prostu zrespił się drugi Spider i gość znów padł. Ale to nie koniec. Poszedł tam trzeci raz i okazało się, że ktos mu zwinął backpack...
Zakładki