No ale depresja też się nie bierze z ponoszonych porażek. Czasami trzeba pomóc komuś przestawić tok myślenia.
No ale depresja też się nie bierze z ponoszonych porażek. Czasami trzeba pomóc komuś przestawić tok myślenia.
Jak sie ciezko zapierdala to sie nie ma czasu na depresje.
Niedlugo bedziemy mieli cale spoleczenstwo z depresja, fochami, dyslektykow, dysgrafow, ogolem ludzi ktorym sie w pewnym momencie zycia nie chcialo pracowac nad samym soba i nagle oni maja tysiace problemow ale glownie zwiazanych ze szkola/praca i ruszeniem dupy zeby cos ze swoim zyciem zrobic.
Jak można mówic o tzw.depresji jako "chorobie". Dlaczego ktoś, kto według mnie myśli całkowicie normalnie (pesymizm, myśli samobójcze czy smutek itp. - które są jak najbardziej "uzasadnione") są nie uznawane w społeczeństwie? Czyli każdy ma chodzic z uśmiechem na twarzy i grac "rolę" zadowolonego z życia. To jest dopiero "chore". Depresja jest o wiele "zdrowsza" niż wasz cały optymizm razem wzięty. Kiedy ściągniecie klapki z oczu?
Lepiej nie myśl za dużo bo chyba coś nie wychodzi.
Pytanie tylko po co? Apropo problemów, one nie istnieją.
Jak się ciężko zapierdala, to depresja może być maskowana, a wraz z wyczerpaniem organizmu przychodzi zjazd. Problemy (emocjonalne, behawioralne i interpersonalne) są zjawiskiem uwarunkowanym zniekształceniami w interpretacji informacji na poziomie przekonań. Większość problemów psychicznych sięga nawet dzieciństwa i są tak zakorzenione w osobowości człowieka, że nie weźmie się za siebie, bo uznaje to za bezcelowe - nie dlatego, że tak chce, ale że tak uznaje. I tutaj jest miejsce na terapię.
Są różne definicje norm, np, - społeczno-kulturowa, ilościowa, teoretyczna. I tak jak napisałeś depresja nie jest normalna i to w żadnej z nich. Tak samo jak skrajny optymizm - to jest mania. Zdrowa jest ambiwalencja i testowanie rzeczywistości. Pesymizm nie jest testowaniem, jest automatycznym nadawaniem znaczeń i katastrofizowaniem.
Cohle jak nie byles w depresji to ciezko ci bedzie zrozumiec. Depresja potrafi zniszczyc czlowieka, i owszem to jest rodzaj choroby. Moja ciocia zlapala depresje po tym jak ja maz opuscil. Trafila do szpitala psychiatrycznego. Leczyla sie z tego kilka miesiecy. Z pomoca synow zmienila tryb zycia, wyjechala z polski, teraz czuje sie swietnie i przezywa swoja druga mlodosc.
Testowanie rzeczywistości? Co masz na myśli?Cytuj:
krzysiek napisał
Odnośnie ambiwalencji, nie widzę nic pozytywnego w życiu aby tak stwierdzic to co napisałeś. Pesymism nadawaniem znaczeń? Wszyskiemu "nadaliśmy" jakieś znaczenie (przede wszystkim iluzoryczne), także automatycznie to określenie podpada pod każdą wykreowaną definicję.
Testowanie rzeczywistości czyli przyjmowanie różnych punktów widzenia i sprawdzanie ich.
Wszystkiemu nadajemy znaczenia, tak. Przy czym za pesymizmem kryją się zniekształcenia poznawcze utrudniające działanie. Zresztą, ciągłe umartwianie się i zakładanie najgorszego jest bardzo charakterystyczne dla uogólnionego zaburzenia lękowego.
Nic pozytywnego w zdrowej ambiwalencji? No cóż, zatem musisz mieć dość smutne życie.
I co rozumiesz przez "iluzoryczność"? Ich względną prawdziwość?
Więc moge powiedziec, że testuje rzeczywistośc, ale w kwestiach poznawczych. (tylko dlatego, że nie potrafię jednoznacznie zdefiniowac "rzeczywistości").
Tak, jestem ogółem bardzo sceptycznie nastawiony wobec "wszystkiego". Czy mam smutne życie, zapewne tak, ale tylko dlatego, że się nie oszukuję. Dla mnie "stany depresyjne" są bardziej racjonalne niżeli irracjonalny optymizm.
Z definicji jasno wynika, że byłbym "chory", ale ja patrzę na to w inny sposób - jako naturę świata i samego istnienia.
Po co pracować? Żeby żyć. Po co żyć? Nie wiem.
Pytanie mocno z dupy.
Czyli Ci, którzy uważają, że mają szczęśliwe życie - oszukują się?
TORG i jego przemyślania życiowe XDD.
###
Stary, z Twoim nastawieniem do życia już dawno bym się powiesił. Przecież to musi być mega smutne.
Nie jest normalna, bo doznaje jej mniejszość, podczas gdy normalny to "taki jak większość". To akurat logiczne, ale mało znaczące.
Nie wiem co rozumiesz przez "skrajny optymizm", ale jak dla mnie jest nim optymizm filozoficzny, a gdyby nie on, ludzkość raczej już by nie istniała. Choć w sumie większość osób w ogóle nie zajmuje się takim rozmyślaniem, a ludzkość jest "pchana naprzód" przez hedonizm.
Ten "optymizm" czy "pesymizm" o którym zwykle się mówi są czymś innym niż ich filozoficzne odpowiedniki, do których prawdopodobnie nawiązywał Cohle. Nie istnieje przykładowo "realizm filozoficzny", gdyż zarówno f.optymista jak i f.pesymista powinni być zaznajomieni z różnymi aspektami tego świata, a potem dokonać jego oceny.
Osobiście jestem filozoficznym pesymistą, a w tym "codziennym" znaczeniu tych słów całkowitym realistą. Wielu filozoficznych optymistów jest pesymistami w "zwykłym" znaczeniu tego słowa.
Osobiście leczyłem się na to i nerwicę lekową, próbowałem różnych leków, skończyłem na paroksetynie. Nie było widocznych efektów w postrzeganiu rzeczywistości, więc miałem dostać coś "mocniejszego", ale przerwałem leczenie. Częstą przyczyną depresji jest rozwinięta świadomość, a tego nie można nazwać chorobą. To znaczy można - robi to psychiatria i psychologia, kukiełki społeczeństwa, dla jego dobra. Jednak nawet one przyznają, że ich definiowania mają luki, a ludzie w depresji myślą bardziej realnie od przeciętnego człowieka, gdyż nie ulegają oni tak bardzo zniekształceniom poznawczym. Ludzie w ciężkiej depresji czasami po pewnym czasie nie ulegają żadnym z tych zniekształceń, stąd samobójstwa.
Podobnie jest z depersonalizacją, która także chorobą ani zaburzeniem psychicznym nie jest, a także wrzuca się ją do tego samego worka. Jest ona efektem rozwoju świadomości, jednak gdy dojdzie to tego lęk (który często jej towarzyszy), faktycznie może zostać odebrana (choć błędnie) jako zaburzenie.
Oszukują się i dlatego mają szczęśliwe życie, a nie oszukują się, że mają szczęśliwe życie.
Jak się oszukują? Na wiele sposobów, jednak głównym wymogiem jest ograniczanie świadomości - mechanizmy obronne temu służące to przykładowo izolacja, zakotwiczenie, sublimacja i rozproszenie.
I uwazasz, ze to jest normalne? Uwazasz, ze masz bardziej normalne podejscie od typa, ktory lezy se na lace i cieszy sie, ze slonce swieci a kwiatki zakwitly?
Kurwa ja to mam tak szczesliwe zycie, ze az sam se zazdroszcze.
@topic
W sumie w dupie to mam, sprawa rodmuchana przez media, nic szczegolnego.
Gdzie byli rodzice?
@e
co ja czytam, tylko na torgu mozna sie dowiedziec, ze moje szczescie i mozliwosc stapania po tej pieknej ziemi to tylko iluzja, a faktycznie moje zycie jest smutne jak pizda mimo tego, ze przez 95% czasu chodze z bananem na ryju xD
Daj jakieś cytowanie, który psycholog albo psychiatra tak myśli xD Bo jest zupełnie na odwrót. Samobójstwa wynikają z bardzo silnych zniekształceń poznawczych i błędnych interpretacji. Polecam książki o depresji Becka, w których jest oparcie o badania a nie opinie.
Oszukują się i mają szczęśliwe życie? Problem w tym, że mechanizmy obronne mają swoje skutki - np. psychosomatyczne. Do tego nie pozwalają ujrzeć całości rzeczywistości i dlatego jest to fasada, która skutkuje często np. projekcją i różnymi problemami interpersonalnymi
Nie znam takiego mechanizmu obronnego jak zakotwiczenie - jak już to heurystyka poznawcza i zupełnie tutaj nie pasuje.
Wielu z was też zapomina że są różne depresje - i psychogenne i biogenne, np. otępienna.
Normalny to taki jak większość w ujęciu ilościowym do +/- 2 odchyleń standardowych. W ujęciu społeczno-kulturowym normalny to nie dewiant, który zachowuje się zgodnie z pewnymi konwenansami. W ujęciu teoretycznym normalny to zgodny z ustaleniami powiedzmy akademickimi. Depresja nie jest normalna w żadnym z nich.
Iluzja w sensie konstruktywistycznym - to jest twoja rzeczywistość i jest obca dla kogoś innego :p Ale taka lepsza niż depresyjna którą jak widzę, niektórzy uznają za jedyną prawdziwą. Pytanie ile w tej prawdziwości zniekształceń.
Wyjaśniłem Ci dlaczego wciąż "żyję".
Odnośnie oszukiwania się. Arktos generalnie wszystko wyjaśnił i nic dodawac nie muszę.
Wybacz, że faktycznie odpowiednio nie uargumentowałem i nie rozwinąłem wątku.
Co do pytania "po co". Nie miałem na myśli kwestii życia, ponieważ ja również nie umiem odpowiedziec na to pytanie. (Przeczytaj jeszcze raz tamten post). Po co dążyc do "ambicji, aspiracji bądź samospełnienia, realizacji marzeń ITD ITD" gdy wszelkie działania nie mają żadnego znaczenia i są bezcelowe. Dlatego w "decyzjach" życiowych podejmuję biernośc - bycie widzem, a nie uczestnikiem zdarzeń. (ponieważ każdy "wybór" tylko POZORNIE jest inny/różny). A życie oscyluje głównie między nudą, cierpieniem jak i pustką (o ile nie ucieknie się w przesadny hedonizm). Mówiąc najprościej -k ażdy człowiek ma schemat do którego sam przywykł.
Jedynie Golden Helmet ;)
Jestem jak najbardziej normalny, jakkolwiek to brzmi ;)
Czyli to, że siedzisz na tym forum; pracujesz; uczysz się; jesz; śpisz; wychodzis na miasto jest bezcelowe, nie ma totalnie żadnego sensu, bo i tak umrzesz, a nikt nie będzie o Tobie pamiętał?
Do tego dochodzą tylko wyjazdy w ciepłe kraje, zwiedzanie najpiękniejszych miejsc tej planety, imprezy z przyjaciółmi, spędzanie czasu z rodziną, robienie tych rzeczy, które przynoszą nam najwięcej radości, realizowanie się zawodowo, uprawianie sportów, poszerzanie swojego hobby, poznawanie nowych ludzi, pierwszy pocałunek, pierwszy związek i pierdyliard innych rzeczy. No rzeczywiście, smutno i nudno w chuj.
Prosty chłop jestem, potrafię czerpać mega przyjemnośc z tego, że wyjdę z przyjaciółmi na piwo, więc nie jestem w stanie pojąć Twojego rozumowania i tego, że żyjesz, skoro tak myślisz.
Also, Ty w życiu czerpiesz z czegokolwiek przyjemność czy nie oszukujesz się, bo przyjemność to tylko złudzenie i jego tak naprawdę nie ma?