Waw992 napisał
Ja mam identycznie, z tą różnicą że byłem w związku prawie 2 lata z pierwszą dziewczyną, później miałem 2x fwb które po miesiącu/dwóch chciały związków ale ja nie chciałem, a przy trzecim zakochałem się po uszy, ale odjebałem raz po pijaku jakąś krzywą akcję z ruganiem jej, i od trzech lat od tamtego momentu się do mnie nie odezwała, na początku wydawało mi się że przeszło ale poznałem jedną dziewczynę, spotykaliśmy się około pół roku ale ja cały czas miałem w głowie tamtą jedną, więc temat też się zakończył. Podejrzewam że gdyby dzisiaj do mnie napisała to bym poleciał z językiem na brodzie. Plus przejechałem się kiedyś na jednej dziewczynie i teraz poznając jakiekolwiek dziewczyny ja z góry je szufladkuje jako koleżanki. Nie mam czegoś takiego że się wstydzę zagadać czy coś, podobają mi się różne dziewczyny z wyglądu ale kurwa nie potrafię się przełamać, z góry wolę założyć że może okazać się fajną koleżanką, niż wkurwiać się i dołować z powodu kolejnych rozczarowań. I może nie tyle że mam presję że muszę już być w związku, ale w tym roku już 26 lat i chciałbym już powoli mieć dziecko z normalną dziewczyną z którą można byłoby pomyśleć o założeniu rodziny. A przyznaję że brak drugiej połówki nie wpływa dobrze na samopoczucie psychiczne, jakkolwiek by wszyscy nie pierdolili że samemu jest spox i dobrze, tak ja widzę po sobie że z roku na roku coraz bardziej tracę 'chęci' do życia. Nie jest to tak że chuj mam doła, i jebać wszystko chcę się powiesić. Tylko po prostu zauważam że nie potrafię już się cieszyć z drobniejszych rzeczy z których potrafiłem się cieszyć i dawały mi kopa i motywację kiedyś. Ale jeżeli czegoś się nauczyłem to nic na siłę i bez pośpiechu, jeżeli mam spotkać kogoś z kim poczuję że chciałbym spędzić życie to warto jest czekać
Gdyby człowiek miał hajsu, czasu i tylu znajomych, żeby móc codziennie się bawić i nie zostawiać sobie ani chwili na jakieś głębokie feelsy, to może i jakoś inaczej by to wyglądało, może w takiej sytuacji można powiedzieć "wow, życie singla jest zajebiste".
Ale jak się wraca po pracy do domu i nie ma nawet do kogo mordy otworzyć, to wcale nie jest fajnie. Część dawnych kolegów się wysypuje - wyjeżdżają, zakładają rodziny i praktycznie przepadają. Niby co jakiś czas pojawiają się nowi, ale jakoś nie zastępują tych starych znajomości ze szkoły. Często nawet mi się gadać z nimi nie chce.
I jest dokładnie tak jak mówisz - brak powera, brak chęci, bo nawet jak jest perspektywa na zrobienie czegoś fajnego, to niespecjalnie jest z kim podzielić się tą radochą. Mogę z ziomkiem z pracy wyjść na piwo, no ale nie będę go namawiał, żeby skoczył ze mną na spadochronie, bo nie jest to ktoś, z kim chciałbym dzielić takie przeżycia.
Jak była dziewczyna, to człowiek wiedział, że ktoś na niego czeka, będzie z kim porozmawiać nawet o jakichś pierdołach. Włączy się film, razem zrobi/zamówi coś dobrego do żarcia, razem położy się spać i coś tak prostego ratowało nawet najbardziej chujowy dzień.
A jeszcze jak dobry masaż wjechał po ciężkim dniu w pracy i zajeździe na treningu, to trzymajcie mnie, to lepsze niż seks xD
A tak to się teraz wraca, odpala kompa i lurkuje jakieś gówniane strony, z czego pożytku żadnego nie ma. Kiedyś to się chociaż pograło/obejrzało film, ale granie samemu znudziło mi się ze 2 lata temu, a oglądanie filmów to już w ogóle kaplica. Oglądanie samemu nie sprawia mi żadnej przyjemności już, dopiero rozmowa na temat filmu jest satysfakcjonująca... Nawet nie próbuję odpalać czegoś obiecującego bez drugiej osoby obok, bo zmarnowałbym sobie w ten sposób dobry seans ;d
Do niedawna to z braciakiem kinomaniacy byliśmy, karty unlimited do cinema city i kilka razy w miesiącu w kinie + w domu nadrabianie zaległości, ale teraz jak go pytam: "dzisiaj kino wieczorem?" to najczęściej słyszę odpowiedź "nie, u kasi dzisiaj jestem".
No kurwa xD
Zakładki