daryl9993 napisał
Widzę ze temat zdrady się zaczął tak więc wtrąciłbym i swoje 3 grosze.
Do niedawna byłem prawiczkiem, aż w końcu poznałem dziewczynę z którą naprawdę nieźle się dogaduje, jednak ze względu na różnice wieku nie ma raczej szans na związek. Ja ledwo zacząłem studia i mógłbym 4 razy w tygodniu chodzić na imprezy, a ona od kilku lat już pracuje, jest po studiach i ma trochę inne priorytety. Niemniej jednak, dobrze się razem czujemy i ciężko nam przyznać, że raczej nie mamy przyszłości. Poza tym zaczęły się wakacje, wróciłem do domu, ona została i dzieli nas prawie 400km... Gdy byłem prawiczkiem, myślałem o seksie tak często, że napięcie jakie wokół tego się utworzyło sprawiało, że miałem problemy z erekcją przed pierwszym razem. Jednak to nic w porównaniu z tym co teraz czuje... 20 lat "czekania" a teraz znów abstynencja, przez wakacje może uda mi się 3-4 razy spotkać z M. Ona pracuje, ja znalazłem robotę na wakacje, do tego dość spory dystans... Wiem jak to brzmi, ale naprawdę dużo łatwiej było się obejść bez seksu gdy go nigdy nie uprawiałem. No i tutaj do gry wchodzi moja "była" A. W moim wieku i o naprawdę zaj... wielu atutach :) do tego wykazuje zainteresowanie i dzieli nas jakieś 10 a nie 400km. Niestety nie nazwałbym jej materiałem na dziewczynę, po prostu jej charakter mnie dobijał i musiałem zakończyć te znajomość. Jednak te 2 lata odkąd się przestaliśmy spotykać naprawdę zrobiły z niej jeszcze lepsza laskę...
Nigdy nie myślałem, że będę w sytuacji w której porównuje w taki sposób 2 dziewczyny, ale o niczym innym nie potrafię myśleć. Od tygodnia coś wymyślam by przesunąć spotkanie z wyżej wymienioną A., bo nie wiem czy w ogóle powinienem... Idealny plan to taki, że przez 3 miesiące mam "koleżankę" na miejscu, a potem wracam na studia i mam "koleżankę" tam... ale chyba to by było zbyt piękne, by było prawdziwe... Z jednej strony chujowo się czuje, oszukując 2 dziewczyny na raz, byleby tylko zaliczyć, a z drugiej strony... kiedy szaleć jak nie teraz?
Był ktoś może w podobnej sytuacji i napisze, że skończyło się to katastrofą i nie warto? Albo, że skończyło się ok i nie ma się co przejmować?...