Jahehehe napisał
Pytanie do katolików, ateistów ze słowami "przecież Boga i tak nie ma" proszę o nie odpowiadanie.
Jak odnosicie się do tego, co robi Kościół na ziemi i te jego wszystkie ustawy, nieustawy, jakieś przykazania i dalej? Niby jest napisane, że to co zawiąże na ziemi będzie zawiązane w niebie, ale jakoś mi to nie podchodzi. Osobiście nie uznaję niektórych rzeczy postanowionych przez tradycję, albo Kościół. Mówię np. o alkoholu, seksie, poście, dyspenzach i innych.
Gdzie jest napisane, że "cokolwiek" jakikolwiek "kościół zwiąże, będzie związane i w niebie"? Przewartościowanie, nadinterpretacja...? A, to rozumiem.
Człowiek szuka prawdy, a żaden kościół nie ma na nią monopolu. Tak doczepię się, szczególnie KRK, bo "rzymskie konserwy" (konserwatyści ofc., jak w każdym innym kościele istnieją; są tam też ci bardziej ekumeniczni lub liberalni) głoszą, że "KRK ma pełnię prawdy". To co, cała "reszta Chrześcijaństwa" ma jej tylko pół? Ćwierć? A "podobno" pół prawdy to też kłamstwo...
Prawda wyzwala (Jan 8:32), a więc nie może w żaden sposób krępować człowieka w tym, co wierzący człowiek robić powinien - człowiek powinien szukać Boga, a nie ulegać dogmatom i nakazom kościelnym, jeśli nie są one zgodne z Biblią (bo i te zgodne istnieją oczywiście).
Oczywiście, nie chodzi mi o jakąś "chrześcijańską anarchię". Chodzi o Kościół jako o wspólnotę, kierowaną przez Boga - Jego Słowem.
Young Worrior napisał
Mam pytanie, jest w Bilbii coś o tym, żeby pościć w wyznaczone dni, czy to kościół sobie wymyślił?;d
Nie, nie ma czegoś takiego.
Obecnie "usystematyzowany" post przez KRK to właściwie nie post, wypływający z historycznej tradycji - on musi wypływać z jakiegoś postanowienia, nie powinien też być na pokaz, pościć powinno się przed Bogiem, nie przed ludźmi.
Ja np. nie poszczę (w sensie: nie mam takiego zwyczaju, ale zastanawiam się czasem), wyjątkiem jest Wielki Piątek i Wigilia. Też w sumie bardziej ze zwyczaju, ale jednak widzę w tym jakiś cel... Osobisty, dlatego nie muszę tu pisać, po co.
Master_Tv napisał
Post umacnia naszą wiarę, nasze przygotowanie na coś. Nie ma chyba nic takiego w Biblii, tak samo jak o spowiedzi, która pełni podobną rolę, chociaż jak dla mnie jest zbyteczna.
Dokładnie. Adwent i czas pasyjny to dwa okresy oczekiwania i przygotowania się do dwóch wielkich świąt Chrześcijaństwa.
O spowiedzi? Jest. Ale nie takiej, jaką propaguje KRK. Nawet o takiej, jaka jest ogólnie przyjęta w KEA, jeśli wziąć pod uwagę jej aspekt zewnętrzny (modlitwa spowiednia i absolucja - rozgrzeszenie, które ogłasza pokutującym ksiądz (odpuszczać grzechów nie może, choć czasem stosuje się taką formułę - tylko Jezus może to uczynić)).
Illumination napisał
Ja uważam, że człowiek powinien kierować się przede wszystkim sumieniem. Moje przekonanie wynika z akceptacji istnienia Boga oraz zdroworozsądkowego światopoglądu- gdyby Bóg chciał, żeby każdy w niego wierzył, po prostu by to umożliwił. Traktuję wiarę jako dar i czasami żałuje, że mi tego daru brakuje. Myślę jednak, że nie jest to czynnik wyłącznie umożliwiający jakiekolwiek zbawienie- większość ludzi w dalszym ciągu przecież nie jest nawet chrześcijanami. Wiara po prostu ułatwia- i na swój sposób komplikuje- światopogląd. Łatwiej jest masom, człowiekowi, działać w społeczeństwie mając 10 idiotycznie prostych przykazań.
Tylko pomyśl, że sumienie wielu ludzi uległo niesamowitemu spaczeniu. Na pewno oglądałeś sporo filmów, w których występowali mordercy, osoby o osobowościach psychopatów, o braku poczucia dobra i zła (że wspomnę choćby "Skazanego na śmierć").
Wiara nie jest darem - jest raczej zarazem owocem Ducha Świętego, jak i czynnikiem potrzebnym do zbawienia. Tu nawet nie chodzi o wiarę w wymiarze wiedzy, że Bóg istnieje (Jak. 2:19), ale o relację z Nim. "Bez wiary nie można podobać się Bogu" - jeśli się nie wierzy, to po co cała gadka o Bogu. Wiara to podstawa, jeśli chodzi o Chrześcijaństwo.
tibia77 napisał
Jako katolikowi, za jakiego się uważasz, powinno ci zależeć na tym, by katolików było jak najwięcej. A tych, których nazywasz pseudokatolikami powinieneś uświadamiać, a nie wyganiać z kościołów.
Też się uważam za katolika.
I nawet powiem więcej - to jest fakt. Mam do tego pełne prawo :>
Podczas spowiedzi czujesz wstyd. Nie jest ci to na rękę i dlatego wymyślasz coś o wyznawaniu grzechów bezpośrednio Bogu, bo tak ci będzie wygodniej po prostu.
Opinia-wytrych wg mnie, która usprawiedliwia spowiedź uszną, jako jedyną, która zmazuje grzechy. Oczywiście nie mam nic przeciwko rozmowie duszpasterskiej "w cztery oczy", to też forma spowiedzi.
A powiem, że jest na odwrót! Rzymskokatolickie stanowisko, jakie przedstawiłeś, jest idealistyczne. Prawda jest taka, że wygodniej dla statystycznego katolika jest pójście do konfesjonału, powiedzenie "zrobiłem to, to i to", odmówienie (albo i nie) kilka razy modlitwy jako "pokuty" - i ma się "czyste" sumienie...
Ale już ukorzyć się przed Bogiem... Wyznać swój grzech komuś, wobec kogo się zgrzeszyło (bo to powinno być podstawą! Sam doświadczyłem tego dość niedawno i wiem, jak ciężko jest wyznać komuś, że się było wobec niego nie w porządku). To już jest cięższe... Prawdę mówiąc, nie wiem, czy w ogóle praktykowane...
Master_Tv napisał
To że mało świadome dziecko, zostaje Katolikiem, nawet nie znając obrazu Boga, nie wiedząc nic o nim. Potem tylko zapycha statystyki, a ludzie krzyczą że tak wielu jest pseudokatolików. To właśnie jest absurdalne. Jak dla mnie Komunia czy Chrzest powinno się przyjmować w wieku, co najmniej, 16 lat - wtedy człowiek, jako tako, może zdecydować czy jest świadom i czy na prawdę uwierzył w Boga. Wiadomo jak to teraz wygląda - matka karze dziecku do kościoła, ono przychodzi po sam podpis nawet nie będąc na mszy i tyle. Zaspokajanie potrzeb rodziców. Co innego że nasi rodzice są pokolenia gdzie ksiądz był niczym Bóg - powoli odchodzimy od tego, więc czas zreformować parę rzeczy w kościele. Same msze nie powinny być takie sztywne - więcej śpiewu, jak dla mnie. Do tego zreformować wiek Chrztu i Komunii i dałoby się jakoś z tym żyć, i znowu nie byłoby tylu pseudokatolików. Mentalności rodziców nie zmienimy, ale nasze dzieci, mam nadzieję, przystąpią do sakramentów świadomie - przynajmniej moje.
No dobra, ale dlaczego nie mogę uklęknąć, i szczerze przypomnieć i wyznać grzechy bezpośrednio Bogu? Dlaczego mam iść do księdza, który pewnie i tak mnie zna - jakoś się źle z tym czuje gdy muszę mu mówić co tam narozrabiałem. Osobiście wole uklęknąć, pomodlić się, szczerze żałować za grzechy niż chodzić do spowiedzi.
Niby rzymski katolik, a myślenie tak protestanckie...
Entex napisał
Właściwie masz rację. "Kto uwierzy i ochrzci się, zbawion będzie." jak mówi Pismo. Chrzest powinien wypływac z wiary. Tutaj podoba mi się forma rytuału praktykowana u ŚJ i w niektórych wyznaniach/sektach protestanckich - chrzest osoby już dojrzałej.
Dodam jednak, że interpretacja, jakoby kolejność wyrażeń "uwierzy" i "ochrzci się/zostanie ochrzczony" decydowała - jest mylna. Jezus nie powiedział: "Kto uwierzy [i potem] ochrzci się, zbawiony będzie", ale "Kto uwierzy i ochrzci się, zbawiony będzie". Koniunkcja to nie wynikowość. Interpretacja ta jest reprezetowana przede wszystkim przez Chrześcijan ewangelikalnych (baptyści, zielonoświątkowcy) oraz właśnie ŚJ, przy czym trzeba rozróżnić chrzest w obu przypadkach, bo u ŚJ chrzest jest symbolem, natomiast u "zielonych" jest to "Chrzest na wyznanie wiary". Z kolei baptyzm w kilku krajach Europy (nie wiem, jak to jest na większą skalę) uznaje dokonany chrzest niemowlęcia za ważny (i w sumie z tym poglądem się zgadzam).
Przy czym zdania, czy chrzest jest potrzebny do zbawienia są niezwykle podzielone.
Luteranizm, podobnie jak katolicyzm i prawosławie głosi, że jest, ale sam w to nie wierzę, za to jestem za chrztem w wieku dorosłym, chociaż sam uznaję swój chrzest za ważny. Przyjaciel, zielonoświątkowiec, uważa, choć z zastrzeżeniami i bez tej "papieskiej pewności" (po prostu sam osobiście uważa, nie odnosząc tego do innych, inaczej dawno już by mnie do tego namawiał :d) że chrzest jest potrzebny do zbawienia, bo jest niejako aktem posłuszeństwa słowom Jezusa (chociaż zielonoświątkowcy, przynajmniej wg Wikipedii, nie uznają tego poglądu):
http://pl.wikipedia.org/wiki/Chrzest+ile ludzi, tyle punktów widzenia.
Piece-of-Ham napisał
Nie wiem czy kompletnie zrozumiałem to zdanie, ale czy ty próbujesz powiedzieć że liczą się numery, a nie jakość? Jeżeli chcesz mieć 2 bilionów członków na papierze, to będziesz musiał liczyć się z tym że duża cześć tych katolików, twoich braci w jednej wierze, będzie miało poglądy które skrajnie kłócą się z tymi które piastujesz ty. Polityka 'bierzmy każdego i ignorujmy że opinie wśród katolików się różnią' dała już wyniki kilkaset lat temu, kiedy duża część protestantów od kościoła się po prostu odłamała.
Ano, właśnie, "liczy się ilość, a nie jakość". Kiedyś Chrześcijanie byli mniej liczni, za to było widać, w kogo i co wierzą (bo przychodziło im nawet za to umierać). Teraz takie postawy można zaobserwować rzadziej. Najczęściej tam, gdzie Chrześcijanie są prześladowani. KRK jest zbyt duży, żeby wszystkich rzymskich katolików "wrzucać do jednego wora" - są i tacy, co to "od niedzieli do niedzieli". Są też ci bardziej świadomi...
Może twoja wiara nie jest wystarczająco silna? Może człowiek którego cytujesz wierzy w swojego Boga tak silnie że największy wstyd będzie czuł kiedy porozmawia z nim 'sam na sam', a nie z mężczyzną w, przepraszam za wyrażenie, drewnianym Toi-Toiu.
Nic dodać, nic ująć.
Można wiedzieć dlaczego nazywasz protestantów sekciarzami? Jak dla mnie to dość niemiłe, zwłaszcza zważając na to że dzielicie praktycznie tą samą wiarę.
Nie nazywa protestantów sekciarzami (przynajmniej ja tak myślę, no i zależy
jak rozumiemy sektę ;).
Sekty protestanckie, w rozumieniu potocznym, jak najbardziej istnieją i również istnieje w nich chrzest. Skłaniam się ku poglądowi, aby uznać ŚJ właśnie za sektę protestancką...
Ale i sekty katolickie istnieją i jest ich niemało ;-)
Ciekawi mnie jedno - skoro Bóg jest wszędzie to dlaczego nie ma go w piekle, które ma torturować podobno poprzez oddzielanie duszy człowiecziej od Wszechmocnego?
Pytanie bez sensu, więc nie ma na nie odpowiedzi (jak ze słynnym kamieniem...).
A jak zdefiniować obecność Boga?
Chyba najbliższe prawdy będzie stwierdzenie, że Bóg wie, widzi, słyszy, co będzie się dziać z ludźmi potępionymi. Ale oni już nie będą mieli z Nim kontaktu.
Jak to ktoś kiedyś ładnie ujął (ogólny sens, nie spamiętałem dokładnie):
"Piekło dla ludzkich dusz nastanie wtedy, kiedy Bóg nie będzie miał już im więcej nic do powiedzenia".
Master_Tv napisał
Właśnie, Katolików. Katolika uważam, za osobę świadomą, która dobrowolnie dołącza do wspólnoty. Nazwać dziecko osobą wierzącą, to trochę nie halo. Bo niby w co wierzy? W starego dziadka, który siedzi na chmurce? Właśnie brakuje uświadamiania ludzi, a na to jest za wcześnie w wieku <~16 lat. Co z tego, że ktoś będzie przypisany do Kościoła, a nie będzie wiedział w co wierzy?
Jak mam ich uświadamiać? To sprawa każdego z nas, sprawa sumienia. Mam wyjść i krzyczeć do nich "Bóg was kocha! Alleluja!"?
Zostałbyś w tym katolickim (Chrześcijańskim? ? ?) kraju uznany za wariata...
tibia77 napisał
[...]Jako katolik masz obowiązek misyjny. Dziwne, że o tym nie wiesz.
Ewangelizacja, to nie tylko głoszenie Słowa.
I misyjny, ewangelizacyjny właśnie. A nie prozelicki ;-)
Piece-of-Ham napisał
[...]Więc bez problemu mogę nazwać twoją religią sektą? Katolicyzm jest jednym z odłamów Chrześcijaństwa, które podzieliło się na kościoły wschodnie i zachodnie, chyba w 10 wieku (Nie znam dokładnej daty ale sądzę że to ma niezbyt dużo wspólnego z moim argumentem.)
Nie, ponieważ Rzymski Katolicyzm, jako najbardziej liczny, uważa, że od niego, jak od drzewa "odrastają" inne wyznania. A jest inaczej, chrześcijaństwo podzieliło się na nurty, wewnątrz tych nurtów - na wyznania, denominacje. Nawet katolicyzm, w potocznym tego słowa znaczeniu się podzielił, dlatego mówimy o kościołach (jako wyznaniach) rzymskokatolickim, starokatolickim, polskokatolickim, mariawickim (częściowo, mariawityzm trudno sklasyfikować).
Raczej Chrześcijaństwo można nazwać sektą w znaczeniu "stricte": (od łac. secta – kierunek, droga, postępowanie, zasady, stronnictwo, nauka, od sequi – iść za kimś, postępować, towarzyszyć albo łac. seco, secare – odcinać, odrąbywać, odcinać się od czegoś) – grupa społeczna stanowiąca odłam wśród wyznawców jakiejś religii. Na gruncie religioznawstwa termin "sekta" nie ma, w przeciwieństwie do sytuacji z języka potocznego, zabarwienia pejoratywnego. (Za Wikipedią)
Pzdr
Zakładki