serwus napisał
musicie mi pomoc w interpretacji katolickiego snu u ateisty.
dzisiaj w nocy mialem dziwny sen. bylem w pokoju z innymi ludzmi, ktorych to nie znam. kazdy plakal do miski i kazdy namawial mnie do plakania w jego stylu (chyba kazdy mial inna religie). plakalem, plakalem, miske lzami napelnilem. pojawily sie skrzydla i dostalem sie tam, na gore, do nieba? dostalem latarke, ktora po wlaczeniu swiecila znak ducha sw. dostalem 2 misje z ta latarka, nie pamietam ich, lecz 3 pamietam. bylem na wyspie w nocy, byl horyzont (ktory byl przed trawa, poplatana wyspa cala). nakazano mi swiecic latarka do statku na horyzoncie. statkiem przyplyneli moi znajomi, ktorych wcale nie znam. mielismy za zadanie odnalezc 4 ciala na wyspie. po tym, dziwnie sen zamienil sie w inny. byla wielkanoc/wigilia. odwiedzilo nas duzo gosci oraz nawet kolegi ojciec, ktory lezy w spiaczce! kolega siedzial na kompie, ja bylem gdzie indziej (juz nie jako duch/cos tam innego), nagle mnie zawolal, ze zginely ikony na pulpicie. ja odrazu, ze to hacker. wylaczylem kompa i sen sie skonczyl. obudzilem sie w niektorych miejscach zdretwialy ;p.
i teraz: sen sie dzial nie w komputerze, ale w normalnym swiecie. dopiero po przygodzie ze statkiem przenioslo mnie do pokoju juz bez moich 'mocy'.
jestem ateista, lecz po tym snie mam watpliwosci, czy to nie jakis znak z gory dla mnie. pomozecie rozwiazac ten problem?