Taidio napisał
No właśnie w tym rzecz że się zesrasz xD myślisz ze patus z 20 metrów zacznie krzyczeć ze cie zabije i ty wtedy sobie wyciagasz na luzie broń i jeb jeb? xD szczególnie ze zakładamy ze każdy sobie nosi broń o czym patus wie? Czy może patus chcacy cie zabić po prostu cie zabije i tyle? Nie bedzie zadnego bohaterstwa, Kasia by przeżyła jakby miała broń? No watpie, dlatego trzeba patrzeć na ogół, a nie jakies urojone sytuacje które sie w realnym życiu praktycznie nie zdarzają, podobnie jak ci włamywacze chcacy zabić twoją rodzinę
To jest niestety prawda. Np. zdecydowana większość ataków nożem odbywa się z zaskoczenia i nie mając broni w ręku praktycznie nie będzie możliwości jej użycia.
Trenując w Gliwicach byłem na seminarium z obrony przed nożownikiem, które prowadził jakiś totalny kozak od Krav Magi, trener polskich sił specjalnych i chuj wie co jeszcze, w każdym razie ogarnięty typ. Nie wciskał kitów, nie mydlił oczu jakimiś sztuczkami na przechwytywanie noża xDD bo dopóki ktoś nie jest jakimś wyszkolonym komandosem z ogarem over 9999999 to szanse na powodzenie takiej pajacerki są zerowe.
W ogóle szanse na wyjście z takiej sytuacji cało są zerowe. Owszem - da się obronić, obezwładnić przeciwnika, jeśli odpowiednio szybko uda się wykluczyć mu rękę z bronią i rozjebać go wszelkimi możliwymi sposobami w zwarciu (kolano w jaja i jak się da to od razu zębami rwać tętnicę szyjną, to najskuteczniejsze co można zrobić), ale nie da się wyjść z tego bez szwanku.
Ćwiczyliśmy sobie na takich gumowych replikach noży i non stop było je czuć na ciele: na rękach, brzuchu, plecach, nogach, no po prostu nóż by ciął jak leci, także w najlepszym wypadku szpital, jeśli akurat karetce uda się na czas przebić przez miasto.
Średnia skuteczność w grupie wynosiła około 25%, czyli raz na 4 przypadki udawało się komuś z nas "rozjebać" przeciwnika (co oczywiście nie znaczy, że przeżyć), a należy zaznaczyć, że nie było tam przypadkowych ludzi z ulicy, co na co dzień uprawiają jogging i grają w bilard, tylko sami fighterzy, czyli kolesie ogarnięci trochę w walce, ułożeni fizycznie, przyzwyczajeni do bólu i adrenaliny. I taką skuteczność osiągnęliśmy w ustawianych starciach, czyli takich, gdzie mieliśmy przed sobą typa z nożem i spodziewaliśmy się ataku z jego strony. Na koniec zajęć trener urządził nam "zabawę", która polegała na tym, że chodziliśmy sobie rozproszeni po sali, a między nami kręciło się kilku nożowników, którzy atakowali nas z zaskoczenia - czyli tak, jak odbywa się większość takich ataków. Procentowo skuteczności nikt nie liczył, ale zabawa dała nauczkę na całe życie, bo mnie samemu udało się obronić w takiej sytuacji tylko raz, na dobre kilkanaście ataków. Przy czym i tak bym się po tym wykrwawił.
Polecam pooglądać sobie na yt takie przypadki - zazwyczaj wygląda to tak, jak na tegorocznym WOŚPIe - idzie/stoi sobie typ na luzaku, a nagle, ni z gruchy ni z pietruchy, drugi się w niego wpierdala i ładuje kilka-kilkanaście pchnięć z takim impetem, jakby koń kopał.
Atakujący zawsze ma przewagę, bo choćby wybierał cel na chybił trafił, to on idzie w Waszą stronę z myślą zadźgania Was/zastrzelenia/spuszczenia wpierdolu. Wy widzicie zwykłego typa, jakich mija się non-stop. Rzadko kiedy udaje się w ogóle zareagować, niemal nigdy nie udaje się zareagować prawidłowo.
Do tego rzadko kiedy dochodzi do ataków 1vs1, napastników zazwyczaj jest więcej, dodajmy do tego zaskoczenie, adrenalinę, która w nich już buzuje, a Wy nagle dostajecie takiego jej strzała, że w pierwszej chwili miękną nogi i ręce, w głowie robi się burdel, który nie tak łatwo ogarnąć, i ogólnie człowieka ogarnia mocny strach, więc wyciągnięcie tej broni palnej/noża/pałki czy czegokolwiek, co ludzie noszą, często jest po prostu cholernie trudne. A to dopiero początek, bo weź tego prawidłowo użyj...
Bawią mnie niemiłosiernie ci wszyscy bojownicy przekonani o swoim bezpieczeństwie, bo noszą ze sobą teleskop/kosę, jak układają sobie idealne scenariusze, w których bohatersko się tym bronią, ale ostatni raz z tak stresową sytuacją mieli do czynienia jak ich w gimie ktoś na solo wyzwał.
Potrzeba dużo czasu, żeby przyzwyczaić się do stresu walki na tyle, aby móc się kontrolować, tzn. myśleć nad tym, co się robi, nie dać się ponieść emocjom, strachowi zapanować nad swoim ciałem; To nie jest niestety tak, że zaczepi Cię grupa dresów na ulicy i adrenalinka tak zabuzuje, że w głowie załączy się jakiś immortal mode i dawać po kolei albo wszyscy na raz, o nie. Mózg będzie odwodzić Cię od stawiania się, bo to zwiększa ryzyko odniesienia obrażeń. Pomyślisz, żeby pierwszemu przyłożyć, a tu łapy miękkie, jak z waty, nogi to samo, w brzuchu aż skręca. No i ciekaw jestem, który w takiej sytuacji da radę wyciągnąć ten swój teleskop i tak nim machnąć, żeby to zdało egzamin. Stawiam wypłatę, że w 9 na 10 przypadków ten teleskop zostanie rozjebany na głowie właściciela albo skończy w jego dupie, niestety. To jest tak samo jak ze skakaniem z wysokości, np. do wody. Mało jest takich, co jeszcze nie skakali, spojrzą w dół z tych kilku metrów, wezmą rozbieg i jebną w dół jak gdyby nigdy nic. Większość ludzi się waha, zastanawia, bo chcieliby, ale to KURWA NIEBEZPIECZNE I MÓZG WYSYŁA SYGNAŁY, ŻEBY TEGO NIE ROBIĆ, BO TO MOŻE SIĘ ŹLE SKOŃCZYĆ.
Wszystkim, którzy nie biją się na co dzień i sądzą, że to takie proste, polecam wybrać się na jakiś trening sportów/sztuk walki i spróbować sobie posparować - już to przysparza większości takiego stresu, że praktycznie nie walczą, a gdzie tu porównywać sparing w sprzęcie na macie, na treningu, gdzie generalnie nikt nie zamierza zrobić Ci krzywdy, do sytuacji prawdziwego zagrożenia.
Zakładki