Część druga dodana.
Część II - Pościg za Astedem.
-Więc został opętany, powiadasz? - zapytał król.
-Tak... Podejrzewamy, że Ferumbras zaklął tą różdżkę, tak, że każdy kto jej dotknie będzie próbował go odnaleźć i przyłączyć się do niego. - stwierdził Xander - Trzeba go szybko powstrzymać zanim tego dokona.
-W takim razie... Morwad! - zawołał Tibianus.
-Tak, panie?
-Dostaniesz do swej dyspozycji pięćdziesięcioosobowy elitarny oddział. Macie zabić Asteda.
-Za.. Zabić?! Nigdy!
-W takim razie musicie go unieszkodliwić. I przyprowadźcie go tutaj, do zamku. Druidzi się nim zajmą.
-Tak jest! - powiedział Morwad i wyszedł.
Tymczasem Asted, ogarnięty rządzą krwi, siał spustoszenie na ulicach Venore. Tamtejsi strażnicy nie byli na tyle silni, by oprzeć się mocy Potężnej Różdżki. W dodatku oszalały mag tworzył z poległych swoją prywatną armie umarlaków, z którą miał zamiar wyruszyć w stronę Thais, jednak przy głównym wyjściu z miasta drogę zastąpił mu oddział Morwada.
-Astedzie, co ty zrobiłeś?! - wykrzyczał Morwad
-Nie znam Cię, rycerzyku. - odpowiedział, i wykrzyknął do swojej armii - Na nich!
Trupy z niewiarygodną szybkością ruszyły w stronę królewskich wojowników. Byli zupełnie nieuzbrojeni, jednak dobrze władali magią śmierci i potrafili wysysać energię witalną ze swych ofiar. Sama ich obecność negatywnie podziałała na rycerzy, których uniki były powolne, a ciosy nieskuteczne. Jedynie na Morwada nie działała ich niszcząca siła. Swym półtorametrowym, magicznie wzmacnianym mieczem ciął trupy jednego po drugim, jednak było ich dla niego znacznie za dużo. Jego kompani byli już ledwo żywi, śmierć wisiała w powietrzu. Wtem jeden z półżywych wojowników szepnął resztkami sił E..li..ksir..!
No tak! przypomniał sobie Morwad Przecież dostałem od królewskiego alchemika jakąś miksturę wzmacniającą. Sięgnął do sakwy i wyjął z niej małą buteleczkę wypełnioną przeźroczystym płynem. Wypił duszkiem, i poczuł się jak wszechmogący. Miecz nic nie ważył, zbroja zupełnie mu nie ciążyła. Natarł ponownie na armię Asteda, jednym ciosem zabijając nawet po sześciu przeciwników. Po krótkiej chwili na polu walki żywi zostali tylko on i mag. Dawny kompan spojrzał mu prosto w oczy z niekrytą nienawiścią i.... zniknął.
Zakładki