13.07.08
-Powstaje pomysł i zalążek opowiadania.
14.07.08
-Publikacja na forum części pierwszej, znacznie krótszej i uboższej niż obecna.
15.07.08
-Za namową rezo87 i kierując się jego wskazówkami, rozbudowałem dialogii.
-Z własnej inicjatywy rozbudowałem też zakończenie, dodałem wątek opętania Asteda.
-Rozmyślanie nad częścią drugą :)
16.07.08
-Prace nad częścią drugą.
17.07.08
-Publikacja części drugiej.
Łowcy nagród
Część I - Spotkanie, walka i opętanie.
Asted, dośc stary, brodaty mag, jak to zwykle wieczorem, wracał z polowania. Tym razem mu się nie poszczęściło. Po kilku godzinach wyczerpującej bitwy z Ponurymi Żniwiarzami zdobył jedno Zabójcze Ostrze, marnując przy tym mnóstwo wzmacniających mikstur. Zastanawiał się właśnie, ile może być warta broń którą zdobył, gdy wtem z zamyślenia wyrwał go jakiś potężnie zbudowany, ciemnoskóry rycerz.
-Jestem Morwad pracuję dla króla Tibianusa - przedstawił się nieznajomy - Otrzymałem misję zdobycia legendarnego Smoczego Pazura...
-Nie będę przeszkadzał. - Asted z początku myślał, że rycerz chce mu się tylko pochwalić misją.
-Nie w tym rzecz... Nie jestem na tyle silny by zabić samemu Smoczego Władcę, potrzebna mi pomoc maga.
-Hmm - zastanowił się - A co ja będę z tego miał? Nie pracuję dla żadnego króla.
-Król zaoferował mi 500 kilo czystego złota. Jak dobrze się spiszesz, połowa dla ciebie. Pasuje?
-Jasne, że pasuje! - Asted długo się nie namyślał, pierwszy raz trafiła mu się okazja zdobycia tak wielkiej ilości pieniedzy.
-Więc w drogę!
Legowisko smoków położone było na Równinach Zniszczenia, niedaleko od złowrogiego dębu. Dzielnie wkroczyliśmy na ich teren, powalając na ziemię jednego smoka po drugim za pomocom lodowych pocisków. Po półgodzinnej przeprawie przez jaskinie oczom bohaterów ukazał się oszałamiający widok: potężny, czerwony smok, ponad 3 razy większy od każdego innego, otoczony kręgiem ognistych filarów patrzył się na nich wielkimi złowrogimi ślepiami. Zastanawiali się chwilę, lecz w końcu z pełną siłą natarli na bestię. Kilka razy Morwad był bliski śmierci, ale runy lecznicze Asteda skutecznie utrzymywały go przy życiu. Chwilę później bestia przywołała do pomocy kilku swoich zielonych przyjaciół. Exevo Gran Mas Frigo! ryknął mag, a potwory zamarzły. Na ich władcę również trochę to podziałało. Jednak Smok nie był głupi, wiedział który z przeciwników może wyrządzić mu większe szkody, więc ruszył w stronę Asteda. Ten szybko rzucił przed siebie magiczną tarczę, przez którą bestia długo nie mogła się przebić. Jednak w końcu skończyły się eliksiry wzmacniające i tylko kwestią czasu była śmierć bohatera. Lecz gdy potwór miał zadać ostateczny cios, z krzykiem skoczył w jego stronę Morwad. Oczy błyszczały mu się żywą czerwienią, miecz płonął ogniem. Gdy tylko głowa Smoczego Władcy znalazła się w zasięgu jego broni, ciął niespodziewanie szybko i dokładnie. Chwilę później bestia leżała nieżywa.
-Udało.. się.. nam..! - wyszeptał resztkami sił Asted i po chwili zemdlał.
Obudził się w świątyni w Venore, rozejrzał się dookoła. Na szafce obok jego łóżka stały różnokolorowe mikstury, a do pomieszczenia właśnie weszła kapłanka.
-Gdzie jest Morwad?
-A kto to taki? Czyżby ten bogacz, który zostawił Ci tyle złota?
-Złota...?!
-Tak, 250 kilogramów czystego złota, ze skarbca króla Tibianusa, sądząc po pieczęci. Chyba nie współpracujesz ze złodziejami?
-... nie ... no jasne, że nie.
-W takim razie zacnych masz przyjaciół, że ofiarują Ci tak wielkie sumy złota. Póki co, wypoczywaj, bo do pełni zdrowia dużo Ci brakuje.
-Nie mógłbym zobaczyć tego złota?
-Koniecznie? Ehh, no dobrze zaraz przyniosę.
Kapłanka wyszła, a chwilę potem wróciła lewitując wielką skrzynię.
-Jest zabezpieczona magią - oznajmiła - tylko ty ją możesz otworzyć.
Asted obejrzał skrzynię. na przedzie umieszczone było małe oko. Oko beholdera, jak przypuszczał. Spojrzało mu w twarz, mrugnęło i skrzynia się otworzyła. Na pierwszy rzut oka można było zobaczyć w niej tylko złoto, jednak pod wielkimi ilościami złota coś się świeciło.... na czarno. Mag, zdumiony tym, że jest tam coś oprócz złota, oraz tym, że nic nie może świecić się czarnym kolorem, dokopał się na dno. Ujrzał małą, dębową różdżkę, a obok niej jakiś list, najprawdopodobniej napisany przez Morwada
To, co tutaj widzisz, jest to Potężna Różdżka. Należała kiedyś do Ferumbrasa, który, jak przypuszczamy, wytworzył ją z żywego dębu, który rośnie na Równinach Zniszczenia, jednak nikt nie wie jak się do niego dostać. Nigdy nie określono jej żywiołu, ponieważ jej ataki są po prostu niewidoczne. Uważaj jednak - nikt jej nie testował, więc ostrożnie z nią!
Asted wziął różdżkę do ręki i od razu zauważył, że coś z nią nie tak. Za późno. Próbował ją puścić, ale zupełnie mu się to nie udało. Czuł jak jego krew buzuje, jak wszystkie jego mięśnie się kurczą. Kilka chwil później wszystko ustało. Jednak czuł się on jakby większy, potężniejszy, jakby był zdolny do największego trudu. Do pomieszczenia weszła kapłanka.
-Słyszałam krzyk. Czy coś się stało? - spytała.
Patrzyła się na niego z niepokojem. Zabij ją szepnął jakiś głos w jego głowie. Machnął różdżką, jakby od niechcenia, a kapłanka padła martwa na posadzkę.
-Jestem Morwad pracuję dla króla Tibianusa - przedstawił się nieznajomy - Otrzymałem misję zdobycia legendarnego Smoczego Pazura...
-Nie będę przeszkadzał. - Asted z początku myślał, że rycerz chce mu się tylko pochwalić misją.
-Nie w tym rzecz... Nie jestem na tyle silny by zabić samemu Smoczego Władcę, potrzebna mi pomoc maga.
-Hmm - zastanowił się - A co ja będę z tego miał? Nie pracuję dla żadnego króla.
-Król zaoferował mi 500 kilo czystego złota. Jak dobrze się spiszesz, połowa dla ciebie. Pasuje?
-Jasne, że pasuje! - Asted długo się nie namyślał, pierwszy raz trafiła mu się okazja zdobycia tak wielkiej ilości pieniedzy.
-Więc w drogę!
Legowisko smoków położone było na Równinach Zniszczenia, niedaleko od złowrogiego dębu. Dzielnie wkroczyliśmy na ich teren, powalając na ziemię jednego smoka po drugim za pomocom lodowych pocisków. Po półgodzinnej przeprawie przez jaskinie oczom bohaterów ukazał się oszałamiający widok: potężny, czerwony smok, ponad 3 razy większy od każdego innego, otoczony kręgiem ognistych filarów patrzył się na nich wielkimi złowrogimi ślepiami. Zastanawiali się chwilę, lecz w końcu z pełną siłą natarli na bestię. Kilka razy Morwad był bliski śmierci, ale runy lecznicze Asteda skutecznie utrzymywały go przy życiu. Chwilę później bestia przywołała do pomocy kilku swoich zielonych przyjaciół. Exevo Gran Mas Frigo! ryknął mag, a potwory zamarzły. Na ich władcę również trochę to podziałało. Jednak Smok nie był głupi, wiedział który z przeciwników może wyrządzić mu większe szkody, więc ruszył w stronę Asteda. Ten szybko rzucił przed siebie magiczną tarczę, przez którą bestia długo nie mogła się przebić. Jednak w końcu skończyły się eliksiry wzmacniające i tylko kwestią czasu była śmierć bohatera. Lecz gdy potwór miał zadać ostateczny cios, z krzykiem skoczył w jego stronę Morwad. Oczy błyszczały mu się żywą czerwienią, miecz płonął ogniem. Gdy tylko głowa Smoczego Władcy znalazła się w zasięgu jego broni, ciął niespodziewanie szybko i dokładnie. Chwilę później bestia leżała nieżywa.
-Udało.. się.. nam..! - wyszeptał resztkami sił Asted i po chwili zemdlał.
Obudził się w świątyni w Venore, rozejrzał się dookoła. Na szafce obok jego łóżka stały różnokolorowe mikstury, a do pomieszczenia właśnie weszła kapłanka.
-Gdzie jest Morwad?
-A kto to taki? Czyżby ten bogacz, który zostawił Ci tyle złota?
-Złota...?!
-Tak, 250 kilogramów czystego złota, ze skarbca króla Tibianusa, sądząc po pieczęci. Chyba nie współpracujesz ze złodziejami?
-... nie ... no jasne, że nie.
-W takim razie zacnych masz przyjaciół, że ofiarują Ci tak wielkie sumy złota. Póki co, wypoczywaj, bo do pełni zdrowia dużo Ci brakuje.
-Nie mógłbym zobaczyć tego złota?
-Koniecznie? Ehh, no dobrze zaraz przyniosę.
Kapłanka wyszła, a chwilę potem wróciła lewitując wielką skrzynię.
-Jest zabezpieczona magią - oznajmiła - tylko ty ją możesz otworzyć.
Asted obejrzał skrzynię. na przedzie umieszczone było małe oko. Oko beholdera, jak przypuszczał. Spojrzało mu w twarz, mrugnęło i skrzynia się otworzyła. Na pierwszy rzut oka można było zobaczyć w niej tylko złoto, jednak pod wielkimi ilościami złota coś się świeciło.... na czarno. Mag, zdumiony tym, że jest tam coś oprócz złota, oraz tym, że nic nie może świecić się czarnym kolorem, dokopał się na dno. Ujrzał małą, dębową różdżkę, a obok niej jakiś list, najprawdopodobniej napisany przez Morwada
To, co tutaj widzisz, jest to Potężna Różdżka. Należała kiedyś do Ferumbrasa, który, jak przypuszczamy, wytworzył ją z żywego dębu, który rośnie na Równinach Zniszczenia, jednak nikt nie wie jak się do niego dostać. Nigdy nie określono jej żywiołu, ponieważ jej ataki są po prostu niewidoczne. Uważaj jednak - nikt jej nie testował, więc ostrożnie z nią!
Asted wziął różdżkę do ręki i od razu zauważył, że coś z nią nie tak. Za późno. Próbował ją puścić, ale zupełnie mu się to nie udało. Czuł jak jego krew buzuje, jak wszystkie jego mięśnie się kurczą. Kilka chwil później wszystko ustało. Jednak czuł się on jakby większy, potężniejszy, jakby był zdolny do największego trudu. Do pomieszczenia weszła kapłanka.
-Słyszałam krzyk. Czy coś się stało? - spytała.
Patrzyła się na niego z niepokojem. Zabij ją szepnął jakiś głos w jego głowie. Machnął różdżką, jakby od niechcenia, a kapłanka padła martwa na posadzkę.
Część II - Pościg za Astedem
-Więc został opętany, powiadasz? - zapytał król.
-Tak... Podejrzewamy, że Ferumbras zaklął tą różdżkę, tak, że każdy kto jej dotknie będzie próbował go odnaleźć i przyłączyć się do niego. - stwierdził Xander - Trzeba go szybko powstrzymać zanim tego dokona.
-W takim razie... Morwad! - zawołał Tibianus.
-Tak, panie?
-Dostaniesz do swej dyspozycji pięćdziesięcioosobowy elitarny oddział. Macie zabić Asteda.
-Za.. Zabić?! Nigdy!
-W takim razie musicie go unieszkodliwić. I przyprowadźcie go tutaj, do zamku. Druidzi się nim zajmą.
-Tak jest! - powiedział Morwad i wyszedł.
Tymczasem Asted, ogarnięty rządzą krwi, siał spustoszenie na ulicach Venore. Tamtejsi strażnicy nie byli na tyle silni, by oprzeć się mocy Potężnej Różdżki. W dodatku oszalały mag tworzył z poległych swoją prywatną armie umarlaków, z którą miał zamiar wyruszyć w stronę Thais, jednak przy głównym wyjściu z miasta drogę zastąpił mu oddział Morwada.
-Astedzie, co ty zrobiłeś?! - wykrzyczał Morwad
-Nie znam Cię, rycerzyku. - odpowiedział, i wykrzyknął do swojej armii - Na nich!
Trupy z niewiarygodną szybkością ruszyły w stronę królewskich wojowników. Byli zupełnie nieuzbrojeni, jednak dobrze władali magią śmierci i potrafili wysysać energię witalną ze swych ofiar. Sama ich obecność negatywnie podziałała na rycerzy, których uniki były powolne, a ciosy nieskuteczne. Jedynie na Morwada nie działała ich niszcząca siła. Swym półtorametrowym, magicznie wzmacnianym mieczem ciął trupy jednego po drugim, jednak było ich dla niego znacznie za dużo. Jego kompani byli już ledwo żywi, śmierć wisiała w powietrzu. Wtem jeden z półżywych wojowników szepnął resztkami sił E..li..ksir..!
No tak! przypomniał sobie Morwad Przecież dostałem od królewskiego alchemika jakąś miksturę wzmacniającą. Sięgnął do sakwy i wyjął z niej małą buteleczkę wypełnioną przeźroczystym płynem. Wypił duszkiem, i poczuł się jak wszechmogący. Miecz nic nie ważył, zbroja zupełnie mu nie ciążyła. Natarł ponownie na armię Asteda, jednym ciosem zabijając nawet po sześciu przeciwników. Po krótkiej chwili na polu walki żywi zostali tylko on i mag. Dawny kompan spojrzał mu prosto w oczy z niekrytą nienawiścią i.... zniknął.
-Tak... Podejrzewamy, że Ferumbras zaklął tą różdżkę, tak, że każdy kto jej dotknie będzie próbował go odnaleźć i przyłączyć się do niego. - stwierdził Xander - Trzeba go szybko powstrzymać zanim tego dokona.
-W takim razie... Morwad! - zawołał Tibianus.
-Tak, panie?
-Dostaniesz do swej dyspozycji pięćdziesięcioosobowy elitarny oddział. Macie zabić Asteda.
-Za.. Zabić?! Nigdy!
-W takim razie musicie go unieszkodliwić. I przyprowadźcie go tutaj, do zamku. Druidzi się nim zajmą.
-Tak jest! - powiedział Morwad i wyszedł.
Tymczasem Asted, ogarnięty rządzą krwi, siał spustoszenie na ulicach Venore. Tamtejsi strażnicy nie byli na tyle silni, by oprzeć się mocy Potężnej Różdżki. W dodatku oszalały mag tworzył z poległych swoją prywatną armie umarlaków, z którą miał zamiar wyruszyć w stronę Thais, jednak przy głównym wyjściu z miasta drogę zastąpił mu oddział Morwada.
-Astedzie, co ty zrobiłeś?! - wykrzyczał Morwad
-Nie znam Cię, rycerzyku. - odpowiedział, i wykrzyknął do swojej armii - Na nich!
Trupy z niewiarygodną szybkością ruszyły w stronę królewskich wojowników. Byli zupełnie nieuzbrojeni, jednak dobrze władali magią śmierci i potrafili wysysać energię witalną ze swych ofiar. Sama ich obecność negatywnie podziałała na rycerzy, których uniki były powolne, a ciosy nieskuteczne. Jedynie na Morwada nie działała ich niszcząca siła. Swym półtorametrowym, magicznie wzmacnianym mieczem ciął trupy jednego po drugim, jednak było ich dla niego znacznie za dużo. Jego kompani byli już ledwo żywi, śmierć wisiała w powietrzu. Wtem jeden z półżywych wojowników szepnął resztkami sił E..li..ksir..!
No tak! przypomniał sobie Morwad Przecież dostałem od królewskiego alchemika jakąś miksturę wzmacniającą. Sięgnął do sakwy i wyjął z niej małą buteleczkę wypełnioną przeźroczystym płynem. Wypił duszkiem, i poczuł się jak wszechmogący. Miecz nic nie ważył, zbroja zupełnie mu nie ciążyła. Natarł ponownie na armię Asteda, jednym ciosem zabijając nawet po sześciu przeciwników. Po krótkiej chwili na polu walki żywi zostali tylko on i mag. Dawny kompan spojrzał mu prosto w oczy z niekrytą nienawiścią i.... zniknął.
Zakładki