Moja 'przygoda' z tibią na rl zaczęła się dawno temu - rok, dwa.
Wbijając ostatnie LVL'e drutem z monkami na nargor (piraty) byłem szczęśliwy kiedy spadły pirate bootsy. Wkońcu 30k nie spada z nieba.
Dobra, 96 lvl wpadł wracam do thais, do domku gdzie wszystko na mnie czekało - łóżko, kumple z na przeciwka. Poszedłem spać, budzę się rano wychodzę z domku i z zadziwieniem patrze jak 2x 20+ lvle atakują 54 lvla. Nie wiem czemu ale ten sorc, bo taką profesję posiadał 54 lvl, który był 'oblężany' przez niespodziewanych gości nie leczył się. Po 30 sekundach zginął. Podbiegam do 2 zabójców i zabijam pojedynczym czarem obszernym. Praktycznie nic nie spadło, gdyby nie to, że 54 lvl miał w plecaku soft booty. Wystraszony, że coś mi się zaraz stanie, a zarazem szczęśliwy, że wyleciały mi buciki uciekłem poza miasto - na fibulę. Po chwili będąc na moście FIBULA - THAIS zobaczyłem za moimi plecami, że ktoś używa na mnie czar exiva. Zerwałem się, i pobiegłem dalej. Nagle, 100 sorcerer rzucił we mnie nagłą śmiercią, ja na Ventrillo przerażony krzyczę, że mnie atakują. Koledzy byli bardzo szybko, ale na próżno, podbiegły 3 osoby - padłem.
Spytałem się czemu mnie zabili, oni powiedzieli, że mam coś co wziąłem. Ja powiedziałem, że oddam im te softy tylko nie chcę paymenta. Przypomnę, że to była najwiekszą/najlepsza gildia na serwerze.
Po krótkim czasie oddałem softy, i wszystko wróciło do normy - robienie gfb na wieczorne hunty.
Zakładki