poziom powieści dostosowany do tematu i torga, przecież to nie opowiadanie ;)
Fibula, niedziela wieczór.
Podszedłem do kolejnego rotworma. Łapczywie próbował mnie dziabnąć, lecz ja z gracją przeskoczyłem obok jednocześnie unosząc swój topór. Nie miał szans. W ciele znalazłem kilka złotych monet. Biedak pewnie myślał, że to krakersy.
Mój rycerz miał dwudziesty trzeci poziom. Dużo czasu spędziłem na treningu - walka toporem nie miała przede mną tajemnic.
Oprócz mnie, z racji weekendu i idealnej pory do gry, w jaskini polowały 4 osoby. W sumie była nas piątka. Nie był to najlepszy układ, ale w myśl powiedzenia 'lepszy rydz, niż nic' wciąż biegałem i zdobywałem jakieś doświadczenie.
Coś jednak było nie tak. Mijając się z innym rycerzem i wymieniając przyjazne uśmiechy usłyszałem okropny krzyk, wręcz skrzek. Brzmiał on mniej więcej 'Kraaaak ork'. Stanąłem jak wryty. "Przecież tutaj nie ma orców berserkerów" - pomyślałem. Nim zdążyłem się głębiej nad tym zastanowić, usłyszałem ponownie krzyk. Tym razem człowieka. Szybko podbiegłem spojrzeć co się dzieje przy wejściu do jaskini. Kolega rycerz, niewiele myśląc, zrobił to samo.
Wybałuszyłem oczy. Nie mogłem uwierzyć. Piętnaście osób, ubranych na czarno, próbowało otoczyć rycerza, który jeszcze przed chwilą razem z nami trenował na rotwormach. Z przerażeniem patrzyłem, jak leżąc na glebie próbował sparować swą tarczą ciosy przeciwników. Niestety, coś wybuchło, coś strzeliło i rycerz wydał ostatni w swoim życiu ryk.
Odwróciłem się plecami do ściany.
- Kurwa! - błyskotliwie stwierdziłem. Pognałem jak szalony w głąb jaskini. Kątem oka dostrzegłem, jak banda zabójców wchodzi do jaskini i dostrzega kolejną ofiarę - mojego tymczasowego znajomego, również rycerza. Stawiał opór nie dłużej, niż 5 sekund.
Biegnąć, szybko oceniłem swoje szanse. Miałem dwa plecaki napojów leczących i i 20 mikstur przywracających manę. Może zdołałbym uciec jednemu, może trzem. Ale nie piętnastu... Jasna cholera. Po runach obszarowych widziałem, jak dorwali kolejną ofiarę. Moja kolej była kwestią czasu.
- Co robić? Co robić!? - spytałem sam siebie żałośnie. Nie ma się co łudzić - moja sytuacja była beznadziejna.
Biorąc pod uwagę to, że w zwykłej konfrontacji nie miałbym najmniejszych szans, postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować. Szybko zmieniłem ubrania na czarne i pobiegłem w stronę ostatniego już paladyna, który nie wiedział co się aktualnie dzieje. Znalazłem go szybko za pomocą czarów. Nie zastanawiając się długo, włączyłem tryb pvp i przywaliłem mu z całej siły w korpus. Zachwiał się, odwrócił i odpowiedział kontratakiem. O to mi chodziło.
- HERE! - wrzasnąłem w głąb jaskini, zanim ugryzłem się w język. Było to niczym samobójstwo, bo moje ryki przywołały całą ekipę. Teraz miała nastąpić chwila prawdy.
...udało się! Zabójcy widząc 'swojego' szybko się do mnie przyłączyli i jeszcze szybciej odebrali zdziwionemu paladynowi życie.
- Tylko nie bądźcie szwedami, brazylijczykami albo innymi turkami, błagam, mówcie w jakimś normalnym języku... - pomyślałem. Jeżeli zapytaliby mnie o cokolwiek w swoim narzeczu, to cały mój fortel poszedłby się pieprzyć.
Stanąłem oko w oko z bardzo doświadczonym magiem.
- Jest tam na górze ktoś jeszcze? - spytał. Po polsku! Rodacy! Nie zważając na powagę sytuacji miałem ochotę skakać. Szczęście w nieszczęściu!
- Nie wiem, oderwałem się od grupy, bo próbował uciekać. Nie penetrowałem dalszych zakątków, ale na pewno tam się jeszcze ktoś kryje - powiedziałem najbardziej dostojnie, jak potrafiłem. Podziałało. Cała grupka z dostojnymi okrzykami "hura!" i "Jeszcze Polska nie zginęła" rzuciła się wgłąb jaskini.
Poczekałem chwilę. Drugą. Aż wszyscy znikną mi z oczu. Nie mogłem tak sobie po prostu odejść. Trzeba było zachować do końca pozory. Jednocześnie trzeba było być szybkim - na górze nikogo nie było i kwestią czasu było to, że grupka zaraz wróci.
Po piętnastu sekundach wyrwałem do wyjścia, ignorując wszelkie kreatury, które próbowały mnie zjeść. Drżącymi rękami wsadziłem klucz do drzwi. Przez studnię wydostałem się na zewnątrz.
- Wolność! Żyję! - ryknąłem. Szybko przebrałem się w swoje ciuchy i uciekłem w bezpieczne miejsce.
Przygoda nauczyła mnie, że nawet z najgorszej opresji da się wyjść zachowując zimną krew i na bieżąco wszystko kalkulując. Dziękuję ;d
Zakładki