Postanowiłem tutaj opisac moje dzisiejsze Player KIllingowanie :D
Dzień jak codzień, nuda. Zalogowałem się na mojego 36 wówczas sorcerera na pewnym amerykańskim serwerze, jak się nietrudno domyślić PvP. Aff, cienkie eq ;/ Ale p set jest, rózga też. Mam 15k na wydatki do pk. Jest ok. No to lecimy do magicznego. 7 bp mana potionów, pół bp explo, pół bp hmm i avalanche (te dwa ostatnie typy to raczej do zabijania potworów zagradzających mi drogę w razie ucieczki). Uff, 100capa zostało :) Hmm, kogo by tu zabić...
Mój pierwszy wybór padł na 29 knighta expiącego na rotwormach w ancient temple. Exevo gran vis lux, exevo gran vis lux. Koleś ma deep reda. Aff, exhausted... Wyleczył się. Znowu 2x vis lux. Znowu red, znowu exhausted -.- Nic tam, knighta nie zabije. Uciekam, nie goni mnie nawet. Stoję ze skullem pod dp, nikt mnie nie bije. Nagle na pw jakiś 65 knight pisze z zapytaniem czemu biłem tego kolesia. Odpisałem, że dla zabawy :P Po krótkiej rozmowie przyłączył się do mnie do "pk teamu".
Pierwszą wspólną ofiarą okazał się 29 sorcerer z Pacc, który mnie zaatakował. Vis lux, explo, vis lux. Nie żyje. Loot - woce, WoD, noble armor, gdzieś 800 gp w bp i 2 bp manasów :) Nieźle jak na zwastowane 4 manasy (łącznie z tym knightem na początku). Ludzie pod dp gratulują mi moich umiejętności PvP. Miło, ale czy jest czego gratulować? Po prostu nie nabieram się na chodzenie po skosie w celu uniknięcia vis luxa, i tyle.
Leci jakiś 25 druid. W tym czasie już pół gildii tego sorca mi grozi, ale jakoś bez pogłosu, nawet nie raczyli przyjść do thais. Doganiam druida przy sklepie z foodem. Vis lux, explo. Ma reda, ale uciekł mi spod decydującego vis luxa. Goni do temple. Leczy się. Vis lux. Zostało mu może 5-10 hp -.- Uciekł do temple. Stoje przed nim, mój kompan klnie po hiszpańsku.
Koleś nie wychodzi z temple.
Odszedłem kawałek od temple, mój towarzysz czatuje na wyjście z temple tego druida (on nie wiedział że ten knight jest ze mna). Leci 20 sorc. Manas (miałem 140 many i zapomniałem się wymanasować pod temple). Jeszcze 4 manasy. Sorc niczego się nie spodziewa. Vis lux, explo, leży.
Wracam pod temple. Tam stoi full ludzi których mój kompan mało nie pozabijał (knight bez pacca, się dziwię w ogóle jak zjechał 35 sorcowi do deep reda :P).
Lecę pod dp, kupuje parcel, wysyłam all czego nie potrzebuję.
Aff, kick -.- Pewnie padłem. Nawet się nie wlogowywałem spowrotem. Po godzinie wchodzę, a tu full hp ^^ Kompan mnie pilnował, chociaż nikt mnie nie bił.
Mój kolega musiał iść.Nieważne, popekuję sam :)
Atakuje mnie jakiś 12 sorc, ma yellow skulla. Zabijam, nie ma unjustfited. Znowu ten sam, tylko na 11 lvlu. Znowu skulla tego ma, znowu zabijam. Przez przypadek czepnąłem vis luxem jakiegoś 52 knighta. Goni mnie z tym sorcem mającym już 10 lvl. Uciekam do kanałów, nie znam tych zakątków mapy, strapowali mnie z jakimś 30 pallkiem. Wiedziałem, że mogę paść, ale się nie poddałem. Zabiłem sorca znowu bez Unjustfited. Uciekłem. Smieje się im w twarz pod dp, nie biją mnie.
W końcu zabił mnie jakiś 32 knight. Zabrakło manasów.
To koniec przygody :D Spadł lvl, ale all eq zdążyłem wysłać :) Teraz wbijam 45 i idę z tym knightem na porządne pk!
Zakładki