Wszystko wydarzyło się na świecie Thoria w piątek w godzinach 15.30-16+
Mrok, cisza, opanowanie... I w jednej chwili krzyk, ból, i ta twarz! Starszy Druid, przebudził się w środku nocy w swoim domku na przedmieściach bogatego miasta Liberty Bay. Był cały spocony, ciężko oddychał, lecz ciągle słyszał w głowie ten głos
Quiqqly... Biegnie... O nie! Nie rób tego!!! VENORE!!! ARTEEGA NIE!!!
Ostry, przeszywający krzyk prowadził czterdziesto-poziomowego Druida cały czas w kierunku którym podążał za mordercą. Szybko wyskoczył z łóżka i rozejrzał się po swoim domu.
Promień światła otaczał całą postać bohatera. Szybko znalazł w jednej z szafek rzeczy które były mu potrzebne. Platynowa Zbroja, Laska Burzy, Smocza tarcza, i podstawa każdego mściciela. Łopata, lina, trochę miedziaków pięć plecaków Napojów Mocy oraz kilka run które mogą przydać się w każdej chwili, poczynając od prostej Magicznej Ściany do Runy Nagłej Śmierci. Chwilę później zakrył się strojem pirata aby ukryć większość ekwipunku. W końcu kto musi wiedzieć co nosi Druid?
Utani Gran Hur!
Exiva "Arteega
Daleko na północnym-wschodzie - odezwała się podświadomość
Dosłownie pięć sekund w depozycie i nasz Mistrz Natury był gotowy aby pomścić przyjaciela. Biegł na przemian posadzką, trawą i skończył na deskach pomostu prowadzącego do statku. Z oddali widział powiewające żagle, maszty i mewy błądzące dookoła. W tafli morza, obijały się miliony gwiazd a pośród nich biały jak łza, Księżyc. Gdy dobiegł do kapitana, powiedział mu gdzie chce się udać. Ten słysząc, że sprawa jest niecierpiąca zwłoki wysłał bohatera do zamierzanego miejsca. Nigdy nie lubił tego momentu. Jesteś w jednym miejscu, świat dookoła wiruje, Tobie chce się wymiotować, serce przy gardle, znowu chce Ci się wymiotować, dookoła woda, u dołu świecący księżyc i puf! Znowu stoisz na nogach!
Nie patrząc wokół, zarzucił inkatacją i biegnąc najszybciej jak mógł zaczął poszukiwanie mordercy. Chwila spokoju. Czar.
Od razu pognał do sklepu magicznego. Dookoła nikogo nie była, tylko mgła i rosnące napięcie. Wszystkie domy pozamykane na klucz, miasto tętniące życiem nagle zginęło między białą jak mleko mgłą i od czasu do czasu widocznymi wysokimi lampami. Nagle przemknął cień. Ukazał się sklep z magicznymi przedmiotami. Druid przygotował się. Wypił cztery Napoje Mocy, i rzucił czar który zamieniał jego manę w punkty żywotności i ruszył po schodach na górę. I on tam był! Nasz bohater rzucił 2 Magiczne Ściany koło niego i stanął naprzeciwko mordercy aby uniemożliwić mu ucieczkę. Kolejno rzucił pocisk z runy z której dookoła pojawił na ziemi się ogień. Trawił ich obu. Walka poszła szybko. Paladyn nie mógł w ogóle trafić z żadnej broni jaką miał Druida. Pierw próbował pozbawić go życia z Królewkich Dzid lecz każdą z nich udawało mu się uchwycić i połamać, albo po prostu zniszczyć energią. Potem chciał go zabić z kuszy i bełtów. Lecz nie był zbyt szybki żeby zadawać mu jakieś obrażenia, więc w decydującym momencie Druid zrobił szybki ruch. Przywołał Żywiołaka Ognia. Przystawił do jego brzucha Runę Nagłej śmierci która momentalnie eksplodowała, końcem kija uderzył mordercę w potylicę a na koniec przybiła go do ziemi kula ognia jaką puścił stwór. Mężczyzna upadł i tak szybko spłonął że Druid nawet nie zdążył sprawdzić co miał w ciele. Zostawił tą kupkę prochu i dookoła piętrzący się ogień.
Zadowolony zszedł po schodach na dół. Zobaczył kilka osób rozmawiających ze sprzedawcami. Powoli wyszedł z budynku i zmierzał ku depozytowi. Widział w oddali wolno wstawające słońce, i łunę dookoła niego. Zaczynał się dzień. Sielankę przerwał donośny, ciężki odgłos
Ty, myślisz, że jesteś taki silny?
Odwróciłem się i zobaczyłem młodego, kruchego mężczyznę o dość ostrych rysach na twarzy i krótkich czerwonych włosach.
Tak do Ciebie mówię tępy głucholcu!
Druid słysząc te słowa stał jak osłupiały. Dawno nikt go nie wyzywał. Chwila zastanowienia. Przyjrzał się jeszcze przeciwnikowi naprzeciwko, i puścił na niego Runę Nagłej Śmierci. Głowa zmieniła się na białą, trupią. Podbiegł dalej i jeszcze jeden atak a nasz cwaniaczek rozłożył się na ziemi jak kawałek papieru pośród gleby. Druid podbiegł do ciała. Przeszukał. Nic ciekawego, zaledwie plecak, lina, łopata i czterdzieści-trzy miedziaki. Użył pięć napojów mocy na siebie z uwagi iż stracił całą manę na dwie jakże ważne dla niego walki. Użył czaru na przyspieszenie chodu i biegł ile sił w nogach do południowego wyjścia z miasta. Odciski na stopach zaczęły o sobie przypominać. Biegać na bosaka? Był jak cień, nikt go nie widział nikt go nie słyszał. Jak kot chodzący własnymi ścieżkami.
Gdy zbiegł po schodach na dół, rozejrzał się. Słońce wyszło całe zza horyzontu. Było jasno, dookoła bagno, gdzieś tam biegał królik. Jeszcze dalej drzewa, w oddali skały. A za nim miasto! Piękne, niezwykłe miasto na bagnach. Pobiegł w prawo. Ścieżką mknął pośród bujnych szuwar i drzew. Wokół latały motyle, gdzie indziej króliki i węże.
Bohater zatrzymał się. Spojrzał w prawo, lewo przed siebie, za siebie. I ujrzał. Lekki zarys trzech postaci! Schowane były za drzewami i dużymi krzewami, blisko bagna a także brzegu wielkiego akwenu wodnego.
Czy aby na pewno tego chcesz?
Czy dasz sobie radę?
Czemu chcesz to zrobić?
KREW, ŚMIERĆ, BÓL, PŁACZ, PIENIĄDZE!
Przemknęło po głowie Druidowi. Nagle jakby urósł. Uzupełnił swoją moc. Zużył do tej pory niewiele napojów. Napełnił się do syta.
Utevo Res "Fire Elemental!
Wykrzyknął i poczuł że coś pod jego nogami chce wyjść. Ziemia pod nim zaczęła się kruszyć! Szybko odskoczył a z trawy wyskoczył cały w ogniu, Żywiołak Ognia. Cały płonął, nie było miejsca na jego ciele która nie była pokryta tym żywiołem. Stanął obok swego stwórcy czekając na polecenia, lecz ten nadal pił niemiłosiernie przygotowane wcześniej mikstury z Mocą.
Utevo Res "Fire Elemental!
Wykrzyknął Druid po raz drugi. I obok również z ziemi wyszedł drugi Żywiołak. Zaczęło się robić gorąco. Druid aż, zdjął swoją zbroję. Przestał się bać. Czaszka nadal była trupia i blada. Przeczekał chwilę. Podbiegł, wyskoczył zza drzewa i w jednej chwili zaczął atakować trzech mężczyzn, którzy zabarykadowali się różnymi paczkami. Ktoś rzucił garnek, Żywiołaki raz po raz wypuszczały ze swych rąk olbrzymie kule ognia, które pozbawiały siły to kolejne osoby. Druid dobijał ludzi z Wielkich Obszarowych Kuli Ognia lecz nagle jeden z przeciwników zaczynał uciekać. Runa Nagłej Śmierci trafiła go w kolano, kawałek nogi urwał się i odpadł a mężczyzna stanął przypadkowo z wielką siłą ciążenia, na kikucie. Zawył w bólu. Człowiek Natury nie chciał żeby aż tak cierpiał. Widząc, że i tak umiera dobił go Silnym Magicznym Pociskiem Energii. Wyrzucił na ziemię plecak z człowieka zamykając mu oczy, by nie widzieć tych białych ślepi. Gdy wrócił nad wodę, dwa ciała leżały nieruchomo. A ten poczuł, że jego głowa stała się większa. Szybko ruszył ku wodzie i gdy się obejrzał w tafli jeziora ujrzał że jego głowa płonie czerwonością. Miał mało czasu. Podbiegł do ciał i przeszukał je. Wyciągnął ciężki i dosyć duży a jakże gorący plecak. Wyrzucił go jak najdalej od ognia podczas gdy sam w nim brodził. Ciała wyglądały masakrycznie. Jednemu mężczyźnie wypływało oko, drugiemu wypływał mózg, albowiem upadł w panice głową o kamień i rozbił sobie sporą część czaszki. Druid szukał dalej ekwipunku zniesmaczony ale prócz plecaka nic więcej nie znalazł. Podbiegł do plecaka a dwa Żywiołaki Ognia rozglądały się dookoła, odstraszając podróżnych kręcących się w tych rejonach.
Otworzył plecak i wyjął Wulkaniczną Laskę. Była piękna i dziwnie nowa. Uśmiechnął się i wrzucił ją do swojego bagażu. Dalej opróżniając znalazł ponad czterdzieści ryb zwiniętych w jedną kupkę i pełne trzy plecaki run Pełnego Leczenia. Znalazł też, plecak zwykłych Pustych Run. Szybko schował wszystkie przedmioty do zwykłej torby. Z drugiego plecaka wyłoniła się Tarcza Beholdera. Oko wpatrywało się to w swojego nowego nabywcę to w potwory go otaczające. Druid nie namyślając się chwilę wrzucił tarczę do swego plecaka. Poza tym, było tylko kilka ryb. Wiedząc, że za chwilę mężczyźni wrócą by się zemścić, mężczyzna tachał torbę aż pod pewne drzewo. Było duże i dosyć zaliścione. Czarem wyrzucił cały swój ekwipunek w torbie i swój łup na najwyższą gałąź by być pewnym, że nikt jej nie znajdzie. Był kompletne nagi. Pobiegł na miejsce zbrodni w obstawie dwóch potworów. To one dawały mu ciepło.
Było już naprawdę jasno. Na niebie zaczęły się kłębić chmury które najprawdopodobniej miały wkrótce zrzucić deszcz. Nikogo wokół nie było. Ale napięcie rosło z każdą sekundą. Tak długo stał i czekał, kompletnie nagi, na łonie natury, wokół drzew, bagien i krzewów, już taki zmęczony, że przysiadł na kamieniu o którego głowę rozbił sobie jego ofiara. Miał mętlik w głowie.
Co dalej?
Czy ja tu zginę?
Ahhh moja stopy... Pieką okrutnie.
Zmęczenie... Ehhh... Tylko na chwilkę... Chrrr
Chwila nieuwagi i krótkiego przemęczenia.
TRRRRRRRR!
Jeden bełt w kostce...
TRRRRRRRR!
Kolejny z ramieniu...
TRRRRRRRR!!!
Strzał w głowę...
Na koniec usłyszał Druid...
Dusza powstała. Druid upadł plecami do wody. Wypłynął w swoją podróż... Drogę jego podróży pokazywała tylko cieknąca krew.
Leżał, nie przejmując się niczym.
Prolog
Morderca Druida podbiegł z nadzieją i depresją do wody. W szale rozglądał się za jakimkolwiek przedmiotem. Nie znalazł nic. Rzucił się i tarzał po trawie, szukając czegokolwiek. Wyrywał sobie włosy, kopał w ziemi. Robił wszystko co szaleniec robić może.
I tylko szaleńczy krzyk odstraszał ptaki z pobliskich drzew i zwierzęta szukające oazy spokoju.
GDZIE ON MA EKWIPUNEK!!!!!!!!!!!!!!
__________________________________________________ ___________________________________________
Zapraszam do komentowania
Sorry ale założyłem już temat z tym pkowaniem ;/
Mam nadzieję, że Warna nie dostanę z racji że przygoda nie jest opisana na odwal się ;/
Nie przeczytałem tego przyklejonego tego tematu niestety ;/
Zakładki