Crus napisał
I ta patola się nie zmieni niezależnie od tego, czy nowe pokolenie przyjdzie, czy nie. Polska piłka potrzebuje reform i gruntownego przemeblowania od podstaw, nawet takich jak B i A klasy. Zero scoutingu, zero trenerów mających pojęcie o jakimkolwiek przygotowaniu dziecka do dalszego rozwoju kariery, zero dbania o talenty, zero bezinteresownej pomocy i rozwijaniu talentów, zero myśli szkoleniowej, zero jakiejkolwiek franczyzy na rozwój piłkarzy, przy okazji olewając też zagraniczne franczyzy i tak naprawdę jechać na amatorce i spontanie bez przygotowania, zero obozów piłkarskich wychwytujących talenty i przenoszenia ich coraz wyżej i wyżej i rozwijania coraz bardziej i bardziej nie tylko piłkarsko, ale też socjalnie. Można tak bez końca wymieniać, ale fakt faktem polska piłka jest w takim gównie, że mało kto nawet o tym wie i jest mało prawdopodobne, że się to zmieni w najbliższych 50ciu latach przynajmniej.
A potem takie Teodorczyki właśnie udają, że grają w piłkę (niezależnie od tego, czy ta rozmowa to fake czy nie, bo każdy wie, że 3/4 piłkarzy ekstraklapy taka jest).
A w międzyczasie Championship wystartowało, Ole sprawił cud i Kenwyne Jones strzelił gola, co nie zmienia faktu, że Cardiff jest nadal gunwem i nie potrafi nawet z Blackburn wygrać.
Dokładnie. Polska piłka jest europejską okręgówką pod każdym względem. Nie ma nic, na czym można by budować jakikolwiek sukces, a oczekiwania są ogromne. Żadne 6:1 z Celtikiem raz na parę lat tego nie zmieni. Tak jak w krajowych pucharach, też czasem się zdarzy, że klub z piątej ligi wyeliminuje kogoś z najwyższej, ale co z tego? Zresztą liga szkocka jest na tym samym poziomie aktualnie.
Dlatego takie wtopy jak ta Lecha mnie aż tak bardzo nie szokują. Nie mówię, że liga islandzka jest lepsza, ale poziom już jest na tyle zbliżony, że wszystko się może zdarzyć. Czasem będzie 0:1, innym razem 3:0, zależy jak tam się komuś mecz ułoży. Tak, jak w pojedynku drużyny z okręgówki z drużyną z A-klasy. Niby ci pierwsi są faworytem, ale poziom obu jest tak gówniany, że wszystko jest możliwe. Oczywiście, nigdy przed meczem nie piszę takich pierdół jak Naalek, że "Ruch jest chujowy i dostanie na pewno wpierdol blabla", bo już nie takie rzeczy w piłce widziałem i zawsze jest szansa, że uda się przejść. Tyle, że to są wyjątki od reguły. Przecież co roku ktoś odpada z jakimś "egzotycznym" przeciwnikiem i co roku polscy kibice zszokowani. Najgorsze jest to, że większość ma taką mentalność, że nie potrafi spojrzeć szerzej i teraz zapewne Rumak zostanie kozłem ofiarnym, zmienią go na jakiegoś Maćka "Levadię" Skorżę, czy innego nieudacznika typu Ulatowski i po sprawie, "jedziemy" dalej. Karuzela się kręci, cały czas te same gęby. Wyleci z klubu A, to zaraz go wezmą do B. Pewnie jak Rumaka wywalą, to też zaraz się znajdzie w jakiejś Koronie, czy gdzieś tam. Ale co to za różnica, skoro w Polsce myśl szkoleniowa jest w zasadzie jedna: murujemy, wykopujemy do przodu i liczymy, że coś tam wpadnie. A jak ktoś próbuje grać inaczej, to zaraz się okazuje, że nie ma odpowiednich wykonawców i nie wychodzi.
Będą też pretensje do piłkarzy, a w zasadzie kopaczy, choć im akurat niewiele grozi, bo przyjdzie nowy trener, powie że każdy ma "czystą kartę" i to by było na tyle. Kibice sobie popsioczą jedynie, bo jak to możliwe, że ktoś zarabia tyle i tyle a gra jak amator. A właśnie należałoby postawić odwrotne pytanie: dlaczego ktoś, kto gra jak amator, zarabia tyle. Bo taka jest różnica, że gdzie indziej amatorów się nazywa amatorami i płaci jak amatorom, a u nas amatorów nazywa się zawodowcami, gwiazdami i płaci jak zawodowcom. Niektórzy przedstawiają takie myślenie, że im więcej będziemy piłkarzom płacić, tym lepiej powinni grać. Tak, jakby komuś od tego przybywało umiejętności. A może po prostu nie potrafią lepiej? A że zarabiają tyle, to cóż, nie ich wina, że ktoś się nabiera na tą całą otoczkę tworzoną wokół naszej ligi, hucznie nazywanej ekstraklasą, i im tyle płaci. Jakby mi tyle oferowali, to też bym brał, nawet gdybym wiedział, że niekoniecznie zasługuję. Oczywiście, ktoś mógłby przestać płacić takie pieniądze amatorom, ale z systemem nie wygra. Nie będzie płacił, to mało kto będzie chciał u niego grać, bo po co grać w tym klubie, skoro można w innym, który da więcej. A nikogo innego się nie znajdzie, bo nie ma skautingu, więc niby kto ma to zrobić? I potem kluby, które nawet nie mają kasy, też biorą w tym udział, oferując jakieś gruszki na wierzbie, żeby mieć kim grać, i powstaje taka patologia, jak w Widzewie, gdzie 150%, czy ileś tam, budżetu idzie na wypłaty.
Ktoś powie, no ale jak to, przecież ci piłkarze potrafią grać, nieraz w polskiej lidze to pokazywali. No owszem, tylko że ładne zagrania, bramki, akcje w okręgówce też się trafiają i nie są taką rzadkością. To o niczym nie świadczy, liczy się to, co pokazują na tle drużyn z innych lig, a nie że ktoś tam strzelił ładnego gola w naszym grajdole. A to, że ten grajdół czasem da się nawet oglądać, to nie dzięki poziomowi, tylko emocjom. Mecze w okręgówce też bywają emocjonujące. Dlatego wymyślili ten chory podział punktów i play-offy, żeby były emocje i żeby dzięki temu poprawić odbiór, przykrywając emocjami mierny poziom.
Zauważcie też, że różnica między ekstraklasą a I ligą w zarobkach jest zapewne ogromna, a poziom niemal identyczny. Przecież co roku drużyny, które awansują bardzo często wskakują od razu do czołówki. Teraz GKS Bełchatów i Górnik Łęczna są niepokonane. Rok temu Zawisza wygrał PP, SP i był ósmy w lidze. Cracovia co prawda 14., ale to był efekt głupkowatego podziału punktów, bo byli o punkt od górnej połówki tabeli, w każdym razie bez problemu się utrzymali. Rok wcześniej był Piast i Pogoń. Piast zajął 4. miejsce i awansował do LE, a Pogoń się spokojnie utrzymała. I tak dalej. A przecież nie jest tak, że te drużyny awans wygrywają w cuglach, zazwyczaj walczą z tymi Niecieczami, Dolcanami i Flotami do ostatniej kolejki. Dlaczego tak jest? Bo poziom jest praktycznie ten sam, jedyną różnicą jest medialność obu lig i kasa. Jestem przekonany, że gdyby zamiast Legii, Lecha, Ruchu i Zawiszy w pucharach zagrały Górnik Łęczna, Bełchatów, Dolcan i Arka, to wyniki byłyby zbliżone.
Wyniki w samej lidze też są w kratkę, czyli Lech przegra z Pogonią 1:5, to zaraz zleje Wisłę 3:0, która po tym wygra z Pogonią 5:0 i tak dalej. Zwykły przypadek, bo zazwyczaj decydują detale typu błąd sędziego, dyspozycja dnia, czy zwykły fuks, że ktoś akurat trafił, mecz się ułożył, ktoś tam oddał strzał życia, no i tak wyszło. Zagraliby za 2 dni, to wszystko mogłoby być w drugą stronę. Tu nie ma żadnej logiki. Owszem, w zachodnich ligach też się tak zdarza, ale zazwyczaj wygląda to tak, że ktoś np. wygrywa większość meczów, a potem ma dołek formy, bądź kluczowi gracze łapią kontuzje, i traci punkty. A u nas to się dzieje z dnia na dzień, wygrasz 4:0, w następnej kolejce dostajesz 0:3, a za 3 dni grasz kolejny mecz i wygrywasz 5:1. I to jest normalka, nikogo nawet nie dziwi.
Kiedyś to się skończy, bo wymrze pokolenie po-prlowskich pzpnowskich dziadów, których korupcja zżera polską piłkę od dawna. W końcu też upadnie tej poryty system i ludzie zmądrzeją i zaczną w końcu płacić pieniądze adekwatne do umiejętności. Zresztą ten drugi proces już się rozpoczął, bo większość klubów nie ma już tyle kasy, żeby nią szastać na lewo i prawo, ale minie dużo czasu, zanim się to unormuje do końca. Do tego siłą rzeczy rośnie zainteresowanie jeśli chodzi o akademie, rozgrywki juniorskie itp. (z powodu ograniczenia środków na ściąganie szrotu). Ale myślę, że za jakieś 10 lat będą widoczne pierwsze małe efekty. W międzyczasie jeszcze zrobimy pewnie ze dwa kroki w tył, żeby w końcu zacząć wychodzić na prostą.
To wariant optymistyczny.
Zakładki