pracował ktoś może przy układaniu czy tam jak to się nazywa wykładzin ? Z czym to się je, czy bez kwalifikacji sobie poradzę ?
Wersja do druku
pracował ktoś może przy układaniu czy tam jak to się nazywa wykładzin ? Z czym to się je, czy bez kwalifikacji sobie poradzę ?
Od 29 czerwca do 25 września pracowałem w Holandii przez agencję Flex Specialisten Tempsolution. Pracując 40h tygodniowo, bez niedzieli i nocek zarabiałem około 130 euro za 5 dni roboczych. Jestem na wiekowce(1994) więc było to 5.95 na rękę. Kiedy jeden dzień nie było mnie w robocie, odciągneli mi 70 euro, czyli dostałem 50, co jest według mnie poprostu złodziejstwem. Warunki mieszkaniowe jakie zapewniali były fatalne, przez 3 miesiące trzymałem ubrania na/w walizce bo nie moggliśmy się ich doprosić o nową szafę do pokoju który zamieszkiwały trzy osoby, grzyb na ścianach był obecny w każdym domku. Dało się coś odkładać, ale nie było tego wiele. W Holandii prawie wszyscy ludzie (rowiez ci starsi) rozumieją język angielski, więc z komunikacją tam nie ma problemów.
Chcesz do pracy do Holandii? Najlepiej z jakimś znajomym/dziewczyną jako para, po pół roku dostaje się podbitke o 1,3 euro minimum a po 1,5 roku wyrownanie do placy minimalnej. Miszkania prywatne to koszt od 600 do 1200 euro/miech, wiec jesli 3 osoby w wieku 23 lat (tutaj konczy sie wiekowka, jest ona liczona rocznikowo, skacze zawsze od stycznia) ida na prywatne za 900 euro miech to wychodzi po 300 euro miesiacznie z tym, ze od agencji dostaje się jeszcze dofinansowanie w wysokosci 120 euro/miech tak więc płacimy za domek 180 euro miesiecznie przy zarobkach 400 euro bez nocek/niedzieli do nawet 600 euro z. Jedzenie to koszt 40-50 euro tygodniowo tak że spokojnie można odkładać nawet po 1200 euro miesięcznie. Czy warto? Sami musicie sobie odpowiedzieć, według mnie TAK :)
Ja nawet tyle nie wytrzymałem XD Po miesiący wróciłem do domciu. Robiłem za lojfra w niemieckiej fabryce pieczarek. Nosiłem skrzynie, czyściłem magazyn, rozrzucałem korzenie po halach, pierwsze trzy dni robiłem po 17 h !!!!!!!!!!!!!!! ledwo żyłe, jeśc nie miałem kiedy, tylko bułki na przerwie wpierdalałem, potem było lżej bo przez tydzień robiłem po8 h oczywiście w każdy dzień do roboty, bez wolnego, ale ostatnie dwa tygodnie to zapierdol po 14-15 h bo pieczarki tak rosły szybko, pobudka o 4.20, wyjazd z domku o 5.00 o 5.50 do fabryki się wchodziło, zarobiłem przez miecha na czysto 1020 euro, jak dla nie chuj nie pieniądz bo za przejazd przewoznik wziął 300 w jedną i 280 w drugą, dotego żarcia trza było kupic przed wyjazdem, nie polecam ogólnie
Hehs, ja w robotach budowlanych w niemczech mialem 100 euro dniowki(10h roboczych) + ofc odjac od tego paliwo, mieszkanie, zarcie, no ale tak 85euro mozna bylo dziennie zarobic i nie uwazam, ze to jakas zajebista stawka a za tyle tygodniowo to bym nawet tam nie jechal ;d
Witam, chętnie dołącze się do tematu i wniosę swoje 5 groszy.
Doświadczenia z pracą mam nikłe w porównaniu do niektórych tutaj, ale 18 kończę dopiero za miesiąc.
Mieszkam nad morzem w miejscowości czysto turystycznej z dużym naciskiem na gastronomie (poza sezonem ciężko o pracę dla kogoś uczącego się w liceum).
Z powodów finansowych (ojcu firma zbankrutowała) nie miałem pieniędzy na wyrobienie książeczki sanepidowskiej, zatem musiałem szukać pracy która tego nie wymaga.
Postanowiłem roznosić gotowaną kukurydzę na plaży. Kupiłem karton mrożonej kukurydzy. Pożyczyłem lodówke i na plażę hej.
Plusy?
-Zarobki, w 3 dni pracując po MAX 2-3h zarobiłem jakies 170 zł (rekordzistka zarobiła przez równy miesiąc 6,800 na czysto)
-Praca na słońcu(to też minus może być), szum fal, dziewczyny itp
-CZASAMI fajni ludzie, czasami
Minusy?
-Jak pracujesz u kogoś to musisz chodzić przez 6-8 godzin z lodówką która waży +/- 15kg(?) (samo chodzenie po plaży męczy, nawet bez lodówki)
-Zależność od pogody.
-Jeśli ktoś przed Tobą szedł to przez nawet godzine nic nie sprzedasz.
-Po dniu pracy jesteś tak zmęczony, głównie psychicznie (od ciągłego krzyczenia w głowie huczy), gardło zdarte, nogi w dupe włażą + odciski na dłoniach i stopach
-Bez protekcji/pleców kogoś kto robi w tym biznesie, pochodzisz maksymalnie tyle co ja. Co za tym idzie, co 500 m ktoś ci grozi wpierdolem i innymi fajnymi rzeczami.
Druga praca w wakacje, kelner w barze/restauracji.
Płatne 7 zł/h, praca od 12-18. Popieprzony bar, w którym wszystko było na opak. Kelner (czyli ja) nie przyjmował zamówień, zatem nie dostawałem napiwków, to najbardziej bolało. Pozatym lajtowa praca od 12 do 14 totalny luz, w porze obiadowej ostre zapieprz i o 15/16 do końca już luzy totalne. Sympatyczni ludzie, obiad za free, szefowa w porządku babka. Po trzech dniach gdy tak na prawde w barze nie było prawie klientów powiedzieli mi do widzenia, PODOBNO bo nie stać było ich na dokładanie do mojej pensji. Na pożegnanie dostałem piwko, no i zacząłem szukać dalej pracy.
Trzecia praca, wynajmowanie leżaków i koszy plażowych na plaży.
Pracowałem krótko, bo parę dni. 50 zł dniówka. Praca od 10 do przeważnie 18 (zależy od pogody/klientów). Prosta praca, rano trzeba rozłożyć leżaki i poustawiać kosze(strasznie cięzkie zresztą), połozyć sie na leżaku i czekać na klientów. Bardzo łatwo można było brać pieniądze do kieszeni, poprzednik na mojej robocie dostawał 50 zł dniówki + zabierał sobie bokiem jakies 200 zł. Niestety ja trafiłem oczywiście na słabą pogodę i zdążyłem zarobić może 150 zł. Klienci to w 90% niemcy, zatem niemiecki/agnielski potrzebny w jakimś tam stopniu (w zasadzie to sprowadza się do paru słówek i zwrotów). Czas się niesamowicie dłużył(gdy siedziałem sam), ale przychodziła do mnie moja dziewczyna więc jakoś ten czas leciał. Ta robota jednakże mi sie najbardziej spodobała.
No i ostatnia moja "praca". Pomagam ojcu w remontach mieszkań. 50 zł za dzień od 9-18. Dwie przerwy na posiłek. Robię za takiego przynieś podaj, przytrzymaj. Zatem robię jakieś nie skomplikowane rzeczy typu, zamontowanie wieszaków pod konstrukcję na płyty gipsowe, docinanie płyt, robienie szpachli, wkrecanie wkrętów i takie inne. Robota ciężka ale bardzo satysfakcjonująca, gdy męczysz się 3 h z jakąś rzeczą i widzisz potem wynik końcowy. Plusem jest też to, że zawsze jest coś do roboty i czas bardzo szybko przez to mija, czasem nawet za szybko.
Jeszcze pracowałem u teściów jako kelner przez weekend, ale to sie nie liczy.
To dotychczas wszystkie moje doświadczenia z jakąkolwiek pracą. Obecnie poszukuje jakiejś pracy na weekend/po szkole, aby dorobić sobie na swoje wydatki i zrobić prawko. Jednakże nie mogę jakos znaleźć niczego co by mi nie kolidowało ze szkołą. Myślę, że dzieki temu, że pracowałem(nieważne, że krótko), zrozumiałem jaką wartość tak na prawdę ma pieniądz i jak nieraz ciężko trzeba na niego zapracować. Pamiętam jak odmówiłem sobie loda w sklepie po pierwszej dniówce, za pieniądze rodziców bym sobie nie odmówił :)
PS Orientuje się ktoś czy jest coś takiego jak dofinansowanie na kurs prawo jazdy? Ciężko mi w aktualnej sytuacji rodziców uzbierać tak wysoką kwotę (1600zł+ w moim mieście)
takie ceny są w dużych miastach w małym mieście gdzie jest mała konkurencja i nie trzbea robic reklamy nawet walą takie ceny z dupy
@Al Pacino ;
Zainteresowala mnie ta historia z kukurydza. O co chodzi z ta protekcja i wpierdolem?
Chyba to nie wyglada tak, ze podchodzi inny handlarz i wyskakuje "wypad, cieciu, to moj rewir, ja tu z kolbami mykam, wypierdalaj bo Cie dojedziemy z mordami" :D? Czy moze groza sami plazowicze, ktorym nie odpowiada darcie mordy?
No wygląda mniej więcej to tak, że mykasz sobie z kolbami, krzyczysz swoje, nagle słyszysz za plecami "ej ziomek, od kogo chodzisz?" jak odpowiadasz, że sam to odrazu mówią żebyś wypierdalał/grożą wpierdolem/odrazu biją (na szczęście mnie spotkało tylko to pierwsze i drugie). Ogólnie to hejtują też tych co chodzą dla takiego "KukuCorn"(firma), bo ów firma zatrudnia masę chłopaków na całym wybrzeżu (od Świnoujścia do Helu) i to ich właśnie najczęściej biją. Więc "wolnym strzelcem" raczej ciężko być chyba, że wygląda się jak Pudzianowski czy coś. Rozmawiałem z jednymi co pracują już od 5 lat u kogoś tam, spytałem się ich czemu na własną ręke nie chodzicie, odpowiedzieli ze gdyby było to takie proste i mieli taką możliwość to dawno by tak zrobili.
@Damovsky
No niestety u mnie w mieście (Kołobrzeg) prawko 1600 a już w trochę wiekszym Koszalinie (40-50 km od Kołobrzegu) prawko już kosztuje 1300..
W tym kraju nawet kukurydzą nie można handlować bez układów albo haraczów. Matko Boska.
Ja pierd*ole... naprawde? W tym kraju istnieje mafia kukurydziana?
I oni sa bezkarni?
Chyba za rok przejade sie nad plaze i dla czystego funu sam sprobuje.