Tbh ja już przyzwyczaiłem się do tego, że większość ludzi ma to w dupie XD
Wersja do druku
jak masz rodzinę (w tym dzieci), dom, samochód to raczej nie myślisz żeby robić to co Ci się podoba, tylko żeby mieć pewną pracę żeby to wszystko utrzymać.. jako "dzieciak" bez poważniejszych zobowiązań można sobie pozwolić na robienie obojętnie czego ale w końcu i tak przyjdzie czas, że będzie Ci potrzebna stała i pewna robota
to nie lepij najpierw robic to co sie lubi, dorobic sie, a potem zalożyc rodzine?
Znowu masz racje - tak jest lepiej. Ale powiedz to dzisiejszym dzieciorobom co w wieku 17. lat już mają dziecko potem biorą ślub bo muszą a potem idą od razu do roboty byle jakiej bo muszą :D Oczywiście to już przykład patologiczny no ale.. xD A pozostając przy "normalnych" ludziach no to nie wiem ;p Dzieci w wieku 16 (?) lat stają przed wyborem co chcą robić w życiu.. w połowie nauki i tak dochodzą do wniosku, że im się to nie podoba i kończą w robocie której nie lubią lub szukają innej co bez papierów/doświadczenia/znajomości jest ciężkie.
wiec mówisz, ze nie ma w ogole osob, które godnie zyja po studiach humanistycznych? a moze chciałes blysnac tym jakze oryginalnym zarcikiem, ze po humanie to tylko hehe makdonalds i moze frytki do tego :PPPPPPPPxD:D:)));]?
down
co przeciez to moj ziomek co na socjologie poszed XDDDDDDDDD
@2. zgadza sie.
http://grypsuj.pl/images/demotywator...sicwiz_600.jpg
Jak dla mnie to stereotypowe pieprzenie, ale ja nie jestem Masterem, on sie zna na wszystkim jeśli chodzi o rynek pracy.
@
Tak gadacie o tyh rodzinach, weźcie pod uwagę że rodzin będzie coraz mniej, głównie z powodu równo uprawnienia: Nie można żyć w zgodzie kiedy 2 osoby mają równe prawa i każda chce je mieć zaspokojone. Inną sprawą jest że baba więcej wymaga niż daje, co niestety staje się powoli standardem.
Po dobrym technicznym kierunku na mocnej uczelni duży %% osób znajduję prace, a porównywanie tego do socjologi i dawania wykładów za grube $$ jest jak powiedzenie że po AWFIE zostanę piłkarzem realu madryt i będę zarabiał miliony jak cristiano ronaldo
Ten temat kiedyś był fajny, można było przeczytać gdzie torgi pracują / pracowały i jak jest na takim stanowisku.
Dziś to miejsce hejtu i walki o to jakie studia lepsze. Oraz wyśmiewanie ludzi pracujących za mniej niż 50zł/h.
RIP
Dałem przykład gdzie po kierunku przynajmniej 1 na 10 osób ma dobrze płatna fuchę dużo ponad normę, a ty podałeś przykład osoby 1 na 1000. jesteś idiotą czy jak ?
Bo już nawet nie poruszam tego, że do jeżdzenia po śiwecie i dawania wykładów nie styknie ci parę lat, bo same badania które są sensem zostania specjalistą w socjologii trwają lata.
Po 1 kwestia tego czy on jeździ po tej europie na wykłady których SŁUCHA żeby się dokształcić bo chce się rozwijać lub po prostu to lubi, bo to że sobie jeździ to jakiś wielki wyczyn nie jest, zresztą tak jak napisał Supermate takich osób które się wybiły i prowadzą wykłady jest garstka, a kierunków jak i ludzi na nich, w tym przypadku socjologi, ogrom
@edit
Coś mi zbugowało, post do usunięcia
@Halunek
Po 1 kwestia tego czy on jeździ po tej europie na wykłady których SŁUCHA żeby się dokształcić bo chce się rozwijać lub po prostu to lubi, bo to że sobie jeździ to jakiś wielki wyczyn nie jest, zresztą tak jak napisał Supermate takich osób które się wybiły i prowadzą wykłady jest garstka, a kierunków jak i ludzi na nich, w tym przypadku socjologi, ogrom
@H5N1
x procent osób pracuje na torgu, także po napisaniu przez nich gdzie i jak pracują wiadome było że temat za niedługo zmieni się w dyskusję na tematy pochodne temu głównemu, w końcu pracy nie zmienia się z dnia na dzień ; d
Dobra to ja wam opisze swoje doświadczenia, chociaż i tak pewnie każdy mnie tu wyśmieje za jakie grosze tyram, ale sytuacja mnie do tego zmusiła ;p
W czerwcu po skończeniu liceum zatrudniłem się na czas wakacyjny w magazynie. Stawka 10,5 zł na godzinę netto, także jak na pierwszą pracę całkiem nieźle. Do moich obowiązków należało przygotowywanie zamówienia według faktury oraz załadunek mniejszych aut (na dzień jedno, może dwa). Przysługiwała mi jedna przerwa śniadaniowa 30 minut i obiadowa, 15-30 minut w zależności od ruchu. W sumie praca była dosyć lajtowa, czasem cały dzień przesiedzieliśmy i nic nie robiliśmy, bo to taki ogórkowy okres był w tej branży. Ogólnie rzecz biorąc nie narobiłem się, było dosyć spoko, wolne weekendy, system jednozmianowy, no ale na dłuższą metę nie chciałbym się w tym babrać. Przyszedł koniec sierpnia, zostałem zwolniony, bo cała wcześniejsza kadra powróciła z urlopów, koniec przygody magazyniera ;D
We wrześniu postawiłem sobie cel żeby odrobić wakacje, także wczasy i te sprawy, pod koniec miesiąca zacząłem szukać nowej pracy i szczerze wam powiem, że totalna kicha. Stwierdziłem, że spróbuje swoich sił na infolinii pogotowia energetycznego, wydawała mi się to całkiem ciekawa opcja, ale z perspektywy czasu myliłem się.. Ludzie z którymi pracuje są super, w większości sami studenci tak jak ja. Niestety stawka za jaką pracujemy to totalna kpina, po czterech miesiącach tego wyzysku czyje się jak totalny frajer. Zarabiam 8,5 zł netto na godzinę, ale uważam, że jest to tak nieadekwatny zarobek, że głowa mała. Praca często w weekendy i w święta, system trójzmianowy (6-14, 14-22, 22-6) także trudno cokolwiek sobie zaplanować do tego dochodzą dyżury domowe w tygodniu (płatne 16 zł brutto za cały dzień...), także jestem również często uziemiony. Sama praca może i zbyt skomplikowana nie jest, postępuje tylko i wyłącznie według procedur, jakaś tam niby odpowiedzialność za życie ludzkie też na mnie ciąży... Praca trochę daje w psyche, gdy codziennie słucha się opierdolu od klientów, potem człowiek strasznie nerwowy chodzi. Sam sobie się dziwie co ja tu jeszcze robię, bo cała ta firma to totalna prowizorka..
Obecnie planuję zaliczyć pierwszy rok studiów na politechnice i od wakacji pójść w tym kierunku, kilka ofert na necie już widziałem, ale trzeba cokolwiek ogarniać w tym temacie, a wiadomo, że po jednym semestrze moja wiedza jest znikoma. Najchętniej to na chwilę obecną bym się zwolnił, ale potrzebuje płynności finansowej, a nie mam nic innego na oku, także moja prośba do was, czy może macie jakieś pomysły w jakiej branży szukać pracy (jestem po samym ogólniaku)? Jak najszybciej chcę się wyrwać z tego syfu ;D
nie wiem co sie ludzie przyjebali tak do tych programistow, fakty sa takie ze faktycznie POKI CO latwo jest znalezc prace, ale zarobki wcale nie sa takie duze, jesli zignorujemy ludzi pracujacych na kasie/w fastfoodzie. Gora 2/3 lata i znacznie zmaleje popyt na programistow, wiec pewnie wiekszosc osob ktora wlasnie zaczela studia na tym kierunku po skonczeniu swojej edukacji bedzie zmuszona uprawiac tzw. freelancing(lub pracowac za pieniadze z ktorych teraz sie smieja), a tutaj to juz nie bedzie tak zielono, bo trzeba byc "pasjonatem" aby odniesc sukces w taki sposob.
A smutna prawda jest taka ze wiekszosc ludzi poszla na informatyke pod namowa rodzicow lub z checia znalezienia dobrej pracy i bycia drugim billem gatesem, bez zadnej pasji lub wiekszych umiejetnosci. Sam znam sporo takich przypadkow, wiekszosc moich znajomych na informatyce po pierwszym roku studiuje tylko dlatego, ze po prostu chca skonczyc te studia i nie ujsc za porazki zyciowe w oczach swoich rodzicow po zawodowce. Jesli kompletnie ich to nie interesuje to w pozniejszym czasie bedzie naprawde ciezko im sie wybic, i naprawde nie maja co liczyc na duzo wieksze pieniadze niz osoba ktora faktycznie chciala isc na socjologie, filozofie czy inne gowno.
Smutna prawda jest taka, że NIKT kto skończy studia i nie będzie uczył się na własną rękę nawet programistą PHP nie zostanie, co najwyżej będzie kompy skręcał w osiedlowym sklepiku. Polskie studia można o kant dupy rozbić, takich bzdur tam uczą, że to tylko strata czasu, NIC co może się przydać na rynku pracy.
Już pomijam fakt, że jak ktoś idzie programować tylko dla pieniędzy, to kariery nie zrobi ;)
Raczej nie zanosi się na to żeby miała się przestać rozwijać ;) Jak na razie cały czas rozwój przyśpiesza.
U nas w pracy od 4 miesięcy poszukujemy 2 osób na stanowisko programisty, większość polega na rozmowie kwalifikacyjnej na pytaniach typu co to jest konstruktor w OOP. Natomiast w naszym dziale IT kandydaci twierdzą, że na porcie 80 stoi drukarka.. Z czym do ludzi ;)
PS: większość takich rodzynków ma wykształcenie wyższe :) U nas połowa programistów jest na 1/2 roku zaocznych, albo w ogóle nie studiują tak jak ja.
http://cdpred.com/jobs-list/, po prawej "Code". Jakby ktoś był chętny. Tak pozatym, te ogłoszenia są 6-8 miesięcy..
Znam historię jak koleś poszedł na rozmowę o młodszego programistę ASP.NET, spytali się go na początku jakie chce wynagrodzenie. On krzyknął 7000 netto :D
Sobie myśli koleś z HR no okej i zadał pierwsze pytanie - czym się różni private od protected? no i studencik poległ ;D
uważam, że to nie posiadanie studiów nie jest powodem do dumy. Ktoś po studiach, może nauczyć się języka dość szybko, nałapać doświadczenia i się porządnie obyć z kodem i na wyższe stanowiska nie masz z nim szans. Tobie pozostanie klepanie kodu
@down
mega podstawowa wiedza z programowania obiektowego :P
o życiu zawodowym i edukacji żeby polibudziarze mogli się kłócić z socjologami i osobami bez studiów (w sumie co za różnica XD) a tak poważnie to ciężko przemilczeć temat edukacji w kontekście pracy więc siłą rzeczy staje się on nieodłącznym elementem dyskusji więc imho nie ma co hejtować, że się tutaj przewija
Tylko z założenia ten temat miał być ciekawym zbiorem prac, w których młodzi ludzie (i nie tylko) mogą sobie dorobić parę grosza czy odnaleźć swój zawód. Zamiast tego przez ostatnie strony przewija się sam hejt i jałowa dyskusja, która do niczego nie doprowadzi.
Osobiście lubiłem czytać, bo byłem ciekawy gdzie ludzie pracują, jak to wygląda i za ile, a nie czytanie postów, że studia informatyczne w Polsce to gówno.
To ja może z innej beczki ;D
Gdzie można znaleźć dobrą pracę dla byłego studenta na okres 4-5 miesięcy w Poznaniu?
Wykształcenie maturalne, praca obojętnie, może być fizyczna. Godziny też, byle,żebym miał wolne od 16 do 20.
Jakieś pomysły torgi?
Kelner moze? Poznan to duze miasto wiec nie powinno byc trudno z tym.
1. Zbieranie borówki amerykańskiej w pierwszej gimnazjum, porobiłem 2 dni, zarobilem 50zł od rana do wieczora na plantacji, wolę tego nie pamiętać :D
2. Praca w gimnazjum za 6zł/h w lesie, ciągałem gałęzie, grabiłem zrębki i paliłem je w ognisku, czasem sadziłem sadzonki. Ogólnie praca na soboty i wakacje, ciężko było, szefowa powalona, ale z grupą znajomych się robiło to było wesoło.
3. Praca tak samo jak wyżej tylko już za 8zł/h + ładowanie większych gałęzi, praca od 5 rano do 12-13, wakacje, trochę duszno i dużo kurzu w lesie, ale dało się żyć ;d przychodziłem, kąpałem się i spałem do 16-17 a potem to i tak ledwo funkcjonowałem.
4. Pierwsza poważna praca w call center, już po szkole średniej jak rzuciłem politechnikę, pracowało się fajnie, po 6h, ciepło, miło i sympatycznie. Naprawiałem dziewczynom komputery, stawka głównie prowizyjna, z pierwszej pełnej wypłaty wyciągnąłem 1200 na rękę, później było ok. 1000zł.
5. Praca jako magazynier w hurtowni artykułów budowlanych, zjebana atmosfera, lokalizacja, ludzie, zarząd, ogólnie przejebana robota, 7zł/h, na początku nogi wchodziły w dupę, a później było git, czasem jeździłem myjką do podłóg.
6. Znów call center, myślę że z lepszą godzinową stawką, ale pracowałem tylko 1,5 miesiąca bo zaczynałem studia na kierunku farmaceutycznym, było spoko, mniejszy rygor jak w pierwszym call center, odblokowany net i fajna ekipa ;)
To może żeby spróbować przywrócić stary klimat tematu w końcu ja opiszę w nim wykonywaną przez siebie pracę.
Jestem barwiarzem w fabryce włókienniczej. Fabryka jest bardzo duża ale przez cały okres mojej pracy zdążyłem poznać ją już niemal na wylot i uważam że trafiłem chyba na najlepsze z możliwych stanowisk. Niestety moje miasto jest bardzo małe i większość młodych ludzi bez względu na wykształcenie ląduje właśnie w takich fabrykach gdyż po prostu wszystkie inne ciekawsze i może też lepiej płatne miejsca pracy są już dawno obstawione a nowe się nie pojawiają. Na przykład na mojej zmianie jest student po mechatronice i pracuje na takim samym stanowisku jak ja za tą samą stawkę(ja mam wykształcenie średnie). Co do stawki to zaczynałem od 6.40zł/h obecnie mam 9zł/h mowa tu oczywiście o kwocie netto. Starcza mi to od wypłaty do wypłaty ale nie ukrywam za taką wypłatę żyje się dość skromnie. Na szczęście praca nie jest ciężka ani też jakoś bardzo fizyczna więc mogę na razie pracować a w międzyczasie rozglądać się za jakimś lepszym stanowiskiem.
Teraz o tym jak wygląda sama praca. Jest ona w systemie trzyzmianowym(6-14, 22-6, 14-22). Każdy pracownik ma przypisane na siebie barwiarki od 2 do 3 maszyn. Żeby było trochę łatwiej ogarnąć to wszystko o czym mówię niżej macie zdjęcie jak wygląda barwiarka.
http://images48.fotosik.pl/629/3735af8f6b5ac8e9gen.jpg
http://www.farbiarniasira.pl/82.jpg
Na każdą z maszyn składa się kilka ich wspólnych elementów. Każda barwiarka posiada swój komputer i kociołek dozujący. Jeśli chodzi o komputer to zależnie od firmy każdy jest na innym systemie i posiada inne programy. W fabryce w której pracuje można spotkać chyba 3 rodzaje komputerów. Opanowanie jednego z nich(mowa tu o takim opanowaniu że pracuje się już całkowicie samemu bez pomocy innych pracowników) przeciętnemu człowiekowi zajmuje jakiś miesiąc czasem ponad.
Każdy dzień pracy zaczyna się od wizyty w mistrzówce gdzie znajduje się karta z planem produkcji na dany dzień. Porozpisywane są tam między innymi numery partii i kolory tkaniny które mamy w dany dzień wybarwić. Następnie zależnie od tego na jakim etapie maszyny zostawiła poprzednia zmiana rozpoczynamy pracę. Czasem maszyny zastaniemy puste a czasem trzeba dokończyć barwienie po poprzedniej zmianie. Jeśli maszyna jest pusta szukamy palety z tkaniną którą mamy wybarwić posługujemy się przy tym wcześniej spisanym numerem partii. Teraz trzeba użyć paleciaka i podjechać z paletą tkaniny pod maszynę(w tym momencie chyba kończy się typowa fizyczna praca na moim stanowisku). Następnie pora na załadunek barwiarki dzieje się to praktycznie automatycznie. Maszyny posiadają pompy ciśnieniowe wystarczy że koniec tkaniny włożymy w dyszę a maszyna sama w ciągu kilku minut wciągnie całą tkaninę. Kiedy cała tkanina jest już w środku naszym zadaniem jest zalanie jej odpowiednimi środkami chemicznymi i barwnikiem. Tutaj wszystko zależy już od rodzaju tkaniny jej koloru itp. Receptury na barwnik i środki chemiczne wypisuje mistrz zmiany. Odbieramy potem wszystko w magazynku i wlewamy do wspomnianego wcześniej kociołka. Następnie gdy wszystko zostało już przedozowane programuje się maszynę i to praktycznie koniec naszej pracy gdyż cały proces(zależnie od programu jaki mieliśmy ustawić) zajmie od sześciu do ponad dziesięciu godzin. Oczywiście jak wcześniej wspomniałem każdy pracownik ma od 2 do 3 maszyn więc trzeba to samo zrobić z kolejnymi ale i tak jest na prawdę dużo wolnego czasu bywają dni że pracy jest tylko na 3/4 godziny. Wiadomo jak trafi się nocna zmiana to idzie się wtedy spać. Ciężko jest wtedy kiedy któregoś z pracowników dopadnie choroba albo weźmie urlop bo dostajemy wtedy po nim dodatkowe maszyny do pracy a podczas pracy na czterech maszynach nie ma już zbyt dużo wolnego czasu.
Myślę że jakbyś opisał jakie projekty robisz, ile Ci to zajmuje, jakich programów używasz + swoje subiektywne odczucia to na pewno wiele osób w tym ja z miłą chęcią o tym przeczyta
Pracowałem kiedyś w firmie produkującej aromaty, emulsje i zaprawy spożywcze. Czyli (prawie) całą chemię, którą producenci dodają do żywności:D
Praca od 8 do 16, bez zmian, umowa zlecenie, płatne 16 zł/h do ręki.
Pracowałem jako pomocnik produkcji aromatów. Po przyjściu do pracy było 30 min na przebranie się w robocze rzeczy (białe laboratoryjne spodnie i fartuch/bluza laboratoryjna) i wypicie np kawy. O 8:30 przychodził kierownik produkcji i przekazywał brygadziście recepty na dany dzień. Było różnie, czasem 2-3 a czasem dochodziło do 15 (na aromatach było nas 3). Do tego osobne recepty na zaprawy (jeden pracownik) i emulsje (też jeden).
Brygadzista ustalał w jakiej kolejności mają być mieszane recepty i przydzielał każdemu pracę.
Najpierw trzeba było znaleźć półprodukty w magazynie surowców - niektóre w beczkach 200l inne w buteleczkach 20ml i odważyć ich konkretną ilość. Większe nalewaliśmy w wiadra, bądź bezpośrednio do kotła ale czasem trzeba było odważyć 0,2 g jakiejś substancji niezwykle ważnej dla aromatu - chyba najgorsza czynność, powtarzana wiele razy...
Kiedy przygotowało się składniki całość należało wlać do kotła - wygląda mniej więcej tak:
Załącznik 306969
Z każdą rzeczą (max 25kg), należało wchodzić osobno na drabinkę i wlewać przez właz. Kiedy wszystko znajdowało się w środku włączało się silnik i zostawiało na 20-30 min "do przegryzienia".
Do 200kg mieszaliśmy w małych kotłach, ręcznym mieszadłem.
W tym czasie trzeba było przygotować kanistry. Konfekcjonowało się po 5,10,12,20 i 25kg.
Każdy kanister musiał mieć naklejoną etykietę ze składem i nazwą produktu. Do tego osobna etykieta z numerem partii oraz numerem magazynowym i zależnie od składu od 1 do 4 naklejek ostrzegawczych (toksyczne, żrące, łatwopalne, może stanowić zagrożenie dla środowiska).
Pod tankiem ustawiało się wagę z kanistrem i tarowało, żeby pokazała 0kg. Następowała najnudniejsza część pracy - zlewanie. Zależnie od masy jaka miała być w kanistrze trwało od godziny do 6. Najgorsze było zlewanie tony aromatu do kanisterków po 5kg każdy... masakra.
Wypełnione kanistry odstawiałem na paletę, którą później strechowałem.
Kiedy kocioł był pusty trzeba go było umyć gorącą wodą z karchera i pozwolić wyschnąć.
Innym zajęciem było mieszanie barwników - najbrudniejsza robota ever.
Sypkie barwniki są bardzo lotne, rozpuszczają się w wodzie i większość spożywczych jest mega higroskopijna, więc w magazynie barwników panuje bardzo niska wilgotność uzyskiwana dzięki nagrzewnicy, temp. w środku jakieś 30 st C. Oczywiście po wejściu człowiek był cały mokry od potu. Barwniki mieszało się wg receptury, którą dostarczał kierownik. Zakładałem poza normalnym ubraniem roboczym grube rękawice, fartuch - trochę podobny do kucharskiego - czepek na głowę, maskę z filtrem (wojskowego buldoga:D) i gogle. Nie przeszkadzało to barwnikom dobrać się do mojej skóry. Nawet wyciąg nie pomagał w utrzymaniu ładu. Zawsze wychodziłem stamtąd maksymalnie ubrudzony - najczęściej na czerwono.
Po 12 było 30 min przerwy na odpoczynek. Jedliśmy drugie śniadanie itp.
Następnie ta sama praca do 15.45. Po pracy obowiązkowy prysznic i mycie środkami chemicznymi oraz wyrzucenie ubrań do kosza na pranie (nie wiem czym ta pralnia to robiła, ale zmywała wszystko i ubrania przychodziły śnieżnobiałe i pachnące).
Minusy pracy:
-typowo fizyczna praca - czasem przerzucało się 6-7 ton;
-narażenie na silne środki chemiczne, od trujących przez łatwopalne do żrących;
-8 godzin siedzenia w niesamowitym smrodzie - kiedy połączy się aromat coli, waniliowy, maślany, truskawkowy, bekon itd. nie jest kolorowo, śmierdziała cała firma i teren wokół;
-wiesz co jest w jedzeniu;
-konieczność mieszania barwników.
Plusy:
+niektóre aromaty robi się na spirytusie, kiedy myje się potem kocioł przez jakieś 15-20 jest się pijanym:D;
+fajna atmosfera, ludzie tam byli na prawdę spoko zawsze był temat do rozmowy;
+ogródek warzywny i wędzarnia za magazynem (serio!);
+nieograniczony dostęp do butelek, buteleczek i sprzętu laboratoryjnego;
+spoko zarobki - miały rekompensować warunki pracy;
+całkiem sporo wolnego czasu.
Dobra no to w takim razie mały draftup z mojego dnia pracy
Jak już wspomniałem pracuję jako programista przy b. dużej platformie elearningowej. Na chwilę obecną obsługujemy ruch rzędu paru tysięcy połączeń na sekundę, moim zadaniem w pracy są m. in :
* Refaktorowanie starego kodu ( przepisywanie funkcjonalności na nowo w wydajniejszy/ładniejszy/elastyczniejszy sposób )
* Pisanie nowych funkcjonalnośći ( a jakże :D )
* Pisanie testów automatycznych ( korzystamy z CI aby zapewnić szybkie wprowadzanie poprawek a jednocześnie mieć pokrytą dupę )
* "Service Taski" ( ktoś z Customer Care ma problem z klientem wymagający interwencji programisty, albo statystyki dla kogoś z firmy )
* Reagowanie na wszelkie problemy z aplikacją na produkcji.
Pracuję od 10 do 18, czyli całkiem standardowo. Mogę wyjść w ramach rozsądku ( o ile nie jestem potrzebny right now przy czymś ) z biura i iść np coś zjeść czy coś kupić, a czas sobie odrabiam potem.
Dzień zaczyna się o 10:10 na tzw standupie, który jest swoistą częścią ,,agile" u Nas ( info dla zaznajomionych - nie używamy stricte SCRUMa , lecz raczej mieszanki paru metodyk agile ). Każdy mówi co robił wczoraj/w piątek/w weekend, co ma zamiar robić dzisiaj ( tak - wyznaczamy sobie sami zadania b. często. Mamy taskboard z zadaniami do wykonania, ale każdy jest jak najbardziej mile widziany do dodania swojej cegiełki w postaci jakiegoś pomysłu czy czegoś, co pomoże nam usprawnić aplikację ). Po tym siadamy do komputerów i pracujemy . Zwykle koło 12-13 urwę się na 20 - 30 minut by coś zjeść i wracam. Generalnie dość ciężko jest opisać co się dzieje w ciągu tego okresu, bo bywa różnie, wszystko zależy od zadań które mam wykonać. Zazwyczaj nie ma jakichś bardzo ostrych deadlineów, więc wszystko piszemy na spokojnie. ;)
Ktoś tam zapytał jakiego softu używam. Obecnie jest to w pracy:
* PHPStorm z komercyjną licencją ( do ogólnopojętego pisania kodu do projektu, uruchamiania pojedyńczych testów na serwerze dev, debugowania aplikacji w środowisku dev/test/stage )
* Notepad++ ( jak potrzebuje napisać jakieś małe cholerstwo w stylu ,,Lowercasuj wszystkie nicki z listy" i wykonać u siebie na localu :P )
* XAMPP ( do wywoływania phpa u siebie na windowsie, wolę pisać w N++ i odpalić na apachu u siebie aniżeli wrzucać na dev serwer i tam )
* Git ( jako repozytorium - powiedziałbym więcej ale raczej nie chcę się zagłębiać w architekturę ze wzgl na to, że obowiązuje mnie NDA :P )
* Serwer CI ( Jenkins )
Moje odczucia? Są w porządku. Wypłata nie jest jakaś kosmiczna ( średnia, jak na Pragę ), ale też nie mogę narzekać, bo za 5k netto można całkiem nieźle pożyć, poza tym, tu nawet nie o to chodzi - chodzi raczej o atmosferę pracy. Praca jest dla mnie b. przyjemna, ludzie są bardzo sympatyczni ( no i uczę się Czeskiego od nich :D ), nie ma jakiegoś parcia czy podkopywania siebie nawzajem - pełna kulturka. Plusem jest też tzw. "Home Office" ( praca zdalna - fajna sprawa jak np chcę wyjechać gdzieś, to sobie wezmę laptopa i popracuję na laptopie w trakcie jazdy, mam normalnie płacone za to , a ja mam swobodę ruchu danego dnia ). Also, pracuję praktycznie w samym centrum Pragi ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Pa%C5%8...cerna_w_Pradze ) co jest IMO sporym plusem bo od razu po wyjściu można wyjść na miasto i jest miło ( ja przynajmniej b . dobrze się czuje w takich miejscach ). Może, jeśli zacznie mi zależeć na tym by zarabiać więcej, to wtedy pomyślę o zmianie pracy albo o wyprowadzce do jakiejś Anglii czy Niemiec gdzie można zarobić już całkiem poważne pieniądze za to co robię. Ale na razie mi się nie spieszy :3
@edit
Zapomniałem dodać - na miejscu jest rig ( tak to się zwie? XD ) gitarowy - jakiś randall z line 6 spiderem i epi lp standardem, jak ktoś chce wypłukać sobie umysł. Czasami korzystam xD
pracował ktos jako operator/programista CNC?
edit
wlasnie rzuciłem robote na ankietach. weszły nowe, moim zdaniem chujowe. za luty gdzie pracowałem po 3-4h dostane 1956zł, inny typek w 2,5 tygodnia robiac po okolo 8h wyciagnal 3.2k. wiec jak ktos ma okazje to warto.
Ma ktoś do polecenia jakąś dobrą agencje pracy organizującą wyjazdy na prace sezonowe za granicę? Z uwagi na to, że w tym roku długie wakacje wypadają, a szykuje się trochę wydatków chciałbym się czegoś takiego chwycić :3
Ja teraz poszedlem na zaoczne i nie wiem co robic. Czy isc do roboty w Gdansku za minimalną krajową (supermarket, cokolwiek) czy wrócić do rodzinnego miasta i pracować u ojca przy załadunku mebli i rozwożeniu ich na Litwę. Język tamtejszy znam, robiłem w każde wakacje, robota w sumie za nudna nie jest (zależnie od dnia, czasem już wkurwia te ładowanie mebli na pake, segregowanie, przypinanie mebloscianek, szaf itp pasami). Miałbym na rękę 2200-2500zł, opłaty itd mnie by nie interesowały bo mieszkam z rodzicami tak samo żarcie itd). Najgorsze jest to że czasem się zaczyna robotę o 5 i konczy sie o 18-19, czasem zaczynasz o 9 coś poładujesz do 12, przerwa do 14 zeby poogarniac papiery i znowu do załadunku do wieczora a czasem zaczynasz o 12 i robisz do 18-19 i przez takie cos jest caly dzien rozpierdolony a w weekendy szkola (400km dojazd). Po prostu jest nienormowany czas pracy. Co sądzicie?
ja bym na twoim miejscu u ojca robił