Dobra to ja wam opisze swoje doświadczenia, chociaż i tak pewnie każdy mnie tu wyśmieje za jakie grosze tyram, ale sytuacja mnie do tego zmusiła ;p
W czerwcu po skończeniu liceum zatrudniłem się na czas wakacyjny w magazynie. Stawka 10,5 zł na godzinę netto, także jak na pierwszą pracę całkiem nieźle. Do moich obowiązków należało przygotowywanie zamówienia według faktury oraz załadunek mniejszych aut (na dzień jedno, może dwa). Przysługiwała mi jedna przerwa śniadaniowa 30 minut i obiadowa, 15-30 minut w zależności od ruchu. W sumie praca była dosyć lajtowa, czasem cały dzień przesiedzieliśmy i nic nie robiliśmy, bo to taki ogórkowy okres był w tej branży. Ogólnie rzecz biorąc nie narobiłem się, było dosyć spoko, wolne weekendy, system jednozmianowy, no ale na dłuższą metę nie chciałbym się w tym babrać. Przyszedł koniec sierpnia, zostałem zwolniony, bo cała wcześniejsza kadra powróciła z urlopów, koniec przygody magazyniera ;D
We wrześniu postawiłem sobie cel żeby odrobić wakacje, także wczasy i te sprawy, pod koniec miesiąca zacząłem szukać nowej pracy i szczerze wam powiem, że totalna kicha. Stwierdziłem, że spróbuje swoich sił na infolinii pogotowia energetycznego, wydawała mi się to całkiem ciekawa opcja, ale z perspektywy czasu myliłem się.. Ludzie z którymi pracuje są super, w większości sami studenci tak jak ja. Niestety stawka za jaką pracujemy to totalna kpina, po czterech miesiącach tego wyzysku czyje się jak totalny frajer. Zarabiam 8,5 zł netto na godzinę, ale uważam, że jest to tak nieadekwatny zarobek, że głowa mała. Praca często w weekendy i w święta, system trójzmianowy (6-14, 14-22, 22-6) także trudno cokolwiek sobie zaplanować do tego dochodzą dyżury domowe w tygodniu (płatne 16 zł brutto za cały dzień...), także jestem również często uziemiony. Sama praca może i zbyt skomplikowana nie jest, postępuje tylko i wyłącznie według procedur, jakaś tam niby odpowiedzialność za życie ludzkie też na mnie ciąży... Praca trochę daje w psyche, gdy codziennie słucha się opierdolu od klientów, potem człowiek strasznie nerwowy chodzi. Sam sobie się dziwie co ja tu jeszcze robię, bo cała ta firma to totalna prowizorka..
Obecnie planuję zaliczyć pierwszy rok studiów na politechnice i od wakacji pójść w tym kierunku, kilka ofert na necie już widziałem, ale trzeba cokolwiek ogarniać w tym temacie, a wiadomo, że po jednym semestrze moja wiedza jest znikoma. Najchętniej to na chwilę obecną bym się zwolnił, ale potrzebuje płynności finansowej, a nie mam nic innego na oku, także moja prośba do was, czy może macie jakieś pomysły w jakiej branży szukać pracy (jestem po samym ogólniaku)? Jak najszybciej chcę się wyrwać z tego syfu ;D
Zakładki