tibia77 napisał
Piwo to jest napój słodowy przyprawiony chmielem. Ale skąd ty możesz o tym wiedzieć, jak sam pewnie pijesz jakieś pedalskie kolorowe drineczki jak baba, a piwo rozcieńczasz sokiem.
O kurwa xD
Ja tam czasem lubię sobie wypić kolorowego drineczka jak baba, i od czasu do czasu sobie dodam soku do piwa albo kupię jakiegoś radlera. I wcale nie czuję się przy tym jak baba z jednego prostego powodu. Facet pije co kurwa chce, a nie to, co mu wypada wypić.
A z tym himalaizmem grubo lecisz po bandzie. Co Cię to tak boli? Że sobie ludzie ryzykują życiem - i życie tracą dla sobie tylko znajomych pobudek? Że szum się wokół tego robi, oni są podziwiani, a Ty nie możesz zrozumieć czemu? No to już tłumaczę:
Wszyscy chcemy dobrze się czuć. Odczuwać jakąś przyjemność, radość. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że głównie do tego dążymy z większością naszych działań. Uczymy się, pracujemy, trenujemy, dobieramy w pary (o jak by teraz Vegeta wjechał <3) - żeby było nam dobrze.
Jest teraz dość wąska grupa ludzi, którym przyjemność sprawia wspinaczka. Chuja się znam na himalaizmie, ale założę się, że schemat jest dla lwiej części amatorów tej aktywności taki sam: najpierw jakieś niskie góry ot tak, dla frajdy, zobaczyć jak to jest - i wchodzi w krew. Później coraz wyższe i wyższe szczyty, 5k metrów, 6k metrów, 7k metrów, po drodze poznaje się ludzi z tą samą zajawką, czy już raczej pasją, przy piwie mówi się o tym, jakby się w końcu stanęło na takim ośmiotysięczniku. I jak się uda zorganizować wyprawę, zebrać hajs, to się idzie na taki ośmiotysięcznik, jeden, drugi, trzeci... Stoisz w końcu na Dachu Świata, zmęczony, wyczerpany, ale dumny z siebie i szczęśliwy, bo dałeś, kurwa, radę, bo wydobyłeś z siebie siły, o które nigdy byś się nawet nie podejrzewał, bo przekroczyłeś kolejną granicę, zdałeś egzamin, pokonałeś sam siebie - czujesz się jak Bóg, możesz wszystko, przeniósłbyś tę górę, na której stoisz.
Chyba każdy, kto trochę poważniej potrenował - cokolwiek - zna to uczucie. A podobno tam na górze jest maksymalnie zwielokrotnione, nie do opisania. I ja jestem w stanie to sobie wyobrazić i w to uwierzyć.
No i teraz taki człowiek zdobył sobie latem już wszystko, co było do zdobycia, stanął na wszystkich ważniejszych szczytach, czy tylko na tych, na których mu zależało - nvm, mózg domaga się więcej. Po prostu, bo to jest jak ćpanie, jak chlanie, jak uzależnienie od hazardu, od seksu czy grania w tibię - robisz to, bo przy tym czujesz się dobrze, czujesz się zajebiście i chcesz znowu się tak poczuć. Ale skoro tutaj to uczucie pojawia się po przekroczeniu pewnej granicy, a wszystkie, które chciałeś przekroczyć, masz już za sobą, to trzeba sobie jakąś nową stworzyć. Stąd zdobywanie szczytów zimą czy bez sprzętu. Idea jest taka, żeby pokonać siebie po raz kolejny.
I co tu niby jest godnego potępienia? To, że ludzie robią to, co im sprawia przyjemność? Pod tym względem nie różnią się niczym od innych. Problem w tym, że to nie służy ludzkości? Musiałbyś gardzić nami wszystkimi, bo ani moje kopanie w worek i amerykańskie samochody, ani Twoja Tibia czy inne siłownie, piłki nożne, szydełkowania i masturbacje ludzkości w żaden sposób nie służą. A z pasją to jak z miłością - nie wybierasz. Mogło trafić na niesienie pomocy głodnym dzieciom w Afryce i wtedy byłoby to coś godnego podziwu, bo spełniasz się i jednocześnie przysługujesz ludziom, no ale trafiło na chodzenie po gurkach. I co niby jest w tym złego?
Że jak przegną pałę i przesadzą/źle się przygotują/mają pecha to płacimy za akcje ratunkowe? Kurwa, raz, że to są grosze i pewnie, że mimo wszystko powinny trafić gdzie indziej, ale wszyscy dobrze wiemy, gdzie by trafiły. Dwa, że jak przesadzisz z prędkością i ciężko rozjebiesz się samochodem, albo spuszczą Ci srogi wpierdol kiedy będziesz po nocy wracał z baru, to może zabraknąć kaski z Twoich składek na złożenie Cię do kupy i też się do tego dołożymy. A weź raka od palenia fajek dostań, o cholera, to dopiero dobra historia!
I naprawdę nie wiem skąd Twoje zdziwienie dla szumu wokół ich poczynań i podziwu, jaki wywołują. Postaw się w roli typowego normika: Wracasz po 18 z roboty do żony, która nie chce robić loda, do pyskatej córki, która nie docenia, że zapierdalasz na jej utrzymanie i jeszcze ma pretensje, że kolejny rok nie dostała ajfona, do syna, z którego jest w sumie inteligenty chłopak i równy gość, ale nie chce mu się chodzić do szkoły i buja się w złym towarzystwie... Zjadłbyś coś dobrego, ale nic dobrego nie ma, jedynie ziemniaki ze schabowym. Myślisz o jakichś zajebistych zakupach, ale przecież trzeba zaległe rachunki za prąd opłacić i znowu Ci coś stuka w samochodzie, kurwa, sprzedałbyś tego grata, ale weź teraz szukaj czegoś lepszego... Odpalasz TV i słuchasz sobie o takim Urubko, co pierdoli w czapkę to czekanie na nie wiadomo co i podejmuje szaleńczą próbę wejścia na szczyt K2 solo. No debil jakiś, idiota, kretyn! Poczekałby na ekipę i nie dziwował, że marzec to już nie zima, jak przecież zima, to by wszedł i miał spokój. Ehh, jebani puści egoiści -.-
Ale kurwa, ja jestem tu, a on jest tam, ponad 7k m n.p.m, mierzy się z czymś dla mnie niewyobrażalnym. Podejmuje wyzwanie może i z pragmatycznego punktu widzenia dużo głupsze, niż moje rachunki i wyprowadzanie dzieci na ludzi, ale przy tym jak proste i piękne. Nie ma tam zrzędliwych żon, chujowych szefów, niewdzięcznych dzieci, nieopłaconych rachunków, pierdolących się samochodów i kotów szczających Ci do butów. Jest tylko góra i Ty - tylko tyle, ile masz w nogach i płucach, tylko to, jak jeszcze mocno bije Ci serce. Nie myślisz o niczym innym, niż o kolejnym wdechu i kolejnym kroku.
Zastanawiasz się kiedy ostatnio zrobiłeś coś niesamowitego. Coś, co mogłoby Cię napawać dumą do końca życia, co na zawsze byłoby świadectwem Twojej odwagi, uporu, hartu ducha, Twojego charakteru. Dochodzisz do wniosku, że dawno już nie skakałeś przez ognisko...
I tyle, postawiłbym pieniądze, że tak to właśnie działa. Pewnie każdy z nas ma jakąś swoją gurkę, niekoniecznie związaną ze zdobywaniem szczytów.
@A jeszcze tak a'propos tego stwierdzenia, że wspinanie się i te czelendże himalaistów niczemu większemu nie służą - bezpośrednio na pewno nie, ale pośrednio - kto wie? Jest coś takiego jak inspiracja i cholera wie na kogo taki Kolumb się napatrzył. Może na jakiegoś debila skaczącego z mostu na rozpędzone powozy?
Zakładki