Torgi, pisałam tu jakiś czas temu (2 miesiące) o kolesiu B, którego poznałam przez 2-3 spotkania z jego kumplem X. No i wyszło tak, że spotykam się z tym B. od tych 2 miesięcy, niby do mnie kręci, ale nic nie wyszło jeszcze. Było parę sytuacji, w których cholernie mnie wkurzył. I tak jak tu ktoś pisał kilka stron temu, to B. też mnie jeszcze nie pocałował, nasz jedyny kontakt fizyczny to przytulenie na początek i koniec spotkania. :P Sama też do niczego nie dążę, jakoś nie mam parcia.
Mieliśmy spotkać się w niedzielę i miałam do niego przyjechać na 16. Okazało się, że wyładował mi się akumulator w samochodzie i musiałam przyjechać autobusem, więc byłam o 16.40 u niego, o czym doskonale wiedział i na bieżąco się kontaktowaliśmy. Nie miałam za wiele czasu, bo miałam jeszcze potem kilka rzeczy do pracy zrobić, ale chciałam się spotkać. Przyjeżdżam do niego, a on "no hej, ja ide się wykąpać" jakby nie mógł zrobić tego przed tą 16, na którą się umówiliśmy, czy też w te 40 minut, o które się spóźniłam przez auto. Dziwnie się poczułam, bo mieliśmy zaplanowane spotkanie i takie coś mógł szybciej ogarnąć...
Potem umówiliśmy się na wtorek - on daje korki niedaleko mnie i powiedział, że do mnie wpadnie ok. 18-19. Napisałam o 17 smsa, żeby dał mi znać, o której konkretnie będzie, to się przygotuję. Cisza z jego strony... o 17.45 napisał mi na fb, że jest u babci i nie ma korków i "napisze później". Wkurzyłam się, bo planuję sobie dzień i mieliśmy się spotkać, a on jeszcze wyskakuje z jakimś "napisze później". Napisał, że może być ok. 21 i tyle. Zero przejęcia, pewnie nie napisałby sam, że jednak korki ma odwołane...
No i moje najlepsze, ściema chyba roku 2015. Gdyby miał konto na torgu, pewnie dostałby takie osiągnięcie :) Poznaliśmy się w marcu. Opowiedział mi, że był na pierwszym roku studiów, nie poszło mu, dlatego pracował przez 1,5 roku i dopiero w październiku wrócił na studia. Powinien być na 3 roku, a jest na 1. Odkąd się poznaliśmy, to kupował sobie wszędzie normalne bilety (czy pociąg, autobus, jakieś atrakcje - wszędzie normalny). Zapytałam, czemu nie korzysta z legitymacji, przecież to 51% ulgi. Powiedział, że ją zgubił (w marcu!) i jakoś nie było okazji, żeby wyrobić. Od razu wydało mi się to dziwne, bo płacić wszędzie 2x drożej... No, ale wracając. Zapytałam wczoraj, czy już wyrobił legitymacje to powiedział, że "raczej nie będzie okazji jej wyrobić". Niby 20 maja dostał pismo od dziekana, że nie zaliczają mu 3 terminu z fizyki przez co ma niezaliczony pierwszy semestr i nie pójdzie na drugi rok. Trochę mnie to zdziwiło, bo przecież to wykładowca sam sobie ustala, ile jest terminów, a student ma być rozliczony z przedmiotem do końca sesji poprawkowej i tyle. Poza tym, jeżeli nastąpiłaby nawet taka sytuacja, to powinien dostał takie pismo po zakończeniu sesji poprawkowej, czyli na początku marca. Tymczasem mamy zaraz sesję letnią, a on niby się dowiaduje dopiero, że nie zdał pierwszego semestru? Doszłam do wniosku, że ściemnia i nie chce się przyznać. Jest (a w sumie to już nie wiem...) na dosyć wymagającym kierunku, a ani razu nie napisał, że się uczy czy coś. Co z nim gadam, to gdzieś pije lub pali ze znajomymi, co mi też do końca nie odpowiada, bo osoba, która pali 4x w tygodniu jest według mnie uzależniona.
Cóż, nie wiem co z nim zrobić, ale ta ostatnia rzecz mnie do niego strasznie zraziła. Niby mi pokazuje, że się stara itp., że myśli o mnie, ale mam do niego spory dystans. Zrobiłam tylko jedną głupią rzecz (której chyba już teraz żałuję), a mianowicie zaprosiłam go na wesele mojej kuzynki na koniec czerwca... Uważam, że to ze studiami to kłamstwo, na którym zbudował naszą znajomość. Nie toleruję kłamstwa, a tym bardziej takiego. Gdyby mu nie poszło już kolejny raz, to wolałabym o tym wiedzieć na początku, a teraz wychodzi kłamstwo. Nie oceniam ludzi przez pryzmat studiów, ale to wszystko abrdzo kiepsko wyszło...
Zakładki