Znowu krótkowzroczność...
Za stan zakochania nie odpowiadamy my, tylko nasz mózg i podświadomość. Chcecie piętnować innych za to, że ich umysł zdecydował inaczej mimo, że nie mięli na to wpływu? A może spróbujecie wmówić komuś, że jest inaczej? Takie zachowania potrafią co najwyżej kontrolować tybetańscy mnisi a nie "przeciętni" ludzie. Uważacie, że należy zmuszać innych do walki z przekonaniami zawartymi w ich własnym umyśle, podświadomości? Wiecie czym się takie rzeczy mogą skończyć? Zdajecie sobie idioci sprawę z tego, że takie postępowanie może prowadzić do paranoi, obłędów i cholera wie czego jeszcze? W zmiany i choroby psychiczne należy ingerować tylko i wyłącznie wtedy, gdy warto podjąć ryzyko mimo potencjalnych następstw ubocznych. Homoseksualizm do takich rzeczy oczywiście nie należy, gdyż jego szkodliwość jest bliska zeru. Myślcie ludzie zanim się czemuś sprzeciwicie lub zaczniecie się o tym wypowiadać.
Osobiście nie mam nic przeciwko żadnym związkom dopóki istnieje zgoda ludzi je zawierających.
Danci napisał
A spójrzcie na to z punktu widzenia biologii, ekologii.
Sugeruję także dostrzec często pomijany w takich kwestiach punkt widzenia psychologii i psychiatrii.
Zakładki