Wczoraj postanowiłem, że w końcu wejdę w ld ale znowu coś nie poszło chyba. Byłem już bardzo blisko. No ale do rzeczy. Położyłem się, ułożyłem najwygodniej i zacząłem liczyć od 1k do 0 w dół. Miałem ustabilizowany oddech, nie wierciłem się, oczy oczywiście zamknięte i liczyłem w myślach. Po pewnym czasie miałem uczucie, że wiruję, bardzo szybko trzepę się w lewo i w prawo, kręcę dookoła etc. Potem też jakoś nic. Ale w końcu zacząłem słyszeć jakieś stukanie, coś jak pociąg. Tak też pomyślałem bowiem mieszkam blisko torów. No ale to jednak nie był pociąg bo stukanie trwało dość długo, było raz ciche raz bardzo intensywne. No to pomyślałem, że dzisiaj na 100% mi się uda. Liczyłem dalej. Po czasie usłyszałem trzaski jakby ktoś łamał deski drewniane. Jeden trzask na kilka sekund. Po pewnym czasie usłyszałem głośnie śmiechy i krzyki. Myślę sobie wtf bo tak daleko jeszcze nie doszedłem. Serce zaczęło mi nadupcać jak szalone (cały czas liczyłem), sprawdziłem czy mogę podnieść nogę (tak przeczytałem na necie, że się nie da) i jakie było moje uczucie kiedy z całych sił chciałem podnieść moją stopę, ale coś ją trzymało. Nie wiedziałem co mam zrobić to liczyłem. W pewnym czasie śmiechy ustały. Pozostały tylko trzaski. Liczyłem cały czas ale już z mniejszą nadzieją na powodzenie, trzaski były coraz cichsze, nic się nie działo przez cały czas. Jedynie paraliż i uczucie jakbym zamiast leżał to wisiał w powietrzu. Kiedy doliczyłem do zera już prawie nic się nie działo a mnie strasznie bolały ręce, jakbym miał zdrętwiałe czy coś. Otworzyłem powieki, ból od razu ustał. Siarczyście przeklnąłem, obróciłem się na drugi bok i poszedłem spać.
Kiedy otworzyłem powieki była 1:10.
Kiedy poszedłem spać była 0:00.
Teraz moje pytanie. Co ja do cholery zrobiłem źle? Może mi to ktoś łopatologicznie wytłumaczyć?
Zakładki