cowboy napisał
tu sie dalej nie zgodze, no trudno, swoimi obserwacjami juz sie podzielilem. ale moge jeszcze dodac fakt ktory chyba czesto zaburza troche obraz, mianowicie przecietny lekarz ma w opor bogatych starych. na medycynie 1/3 studentow to po prostu zdolni ludzie, a pozostale 2/3 to ludzie z nadzianymi starymi i inaczej byc nie moze. tam za poprawki bez kappy placi sie nawet kilkanascie kola od przedmiotu. wiec albo ktos bedzie sie przykladal (a materialu jest w pizdu i jeszcze troche), albo bedzie bulil grube siano i jak nie ma bogatych starych, to se nie poradzi + jak ktos ma starych lekarzy to najczesciej sam tez idzie w medycyne. moj kumpel to akurat ta pierwsza opcja, ale wlasnie przez niego poznalem od zajebania ludzi z opcji nr dwa, oni sa lekarzami, ich starzy tez, no i tacy sie woza jakimis s klasami na rezydenturze. ale nie dlatego ze lekarz tak dobrze zarabia, tylko dlatego ze maja wlasnie dzianych starych, ktorzy na swoj dorobek pracowali kilkadziesiat lat.
a na jakis polibudach to sa ludzie jak ludzie. dostac sie latwiej niz na medycyne, same studia krotsze i latwiejsze, a poprawki tansze (nie wiem - moze sa jakies wyjatki, ale generalnie to nie ma w ogole porownania do 'cen' na medycynie). znajomosci masz, nie masz - jeden chuj, natomiast w medycynie sa bardzo pomocne.
jakby mi ktos zaproponowal od buta dyplom lekarski i prace w szpitalu, to bez zastanowienia bym odmowil. pewnie, jakbym nakurwial dyzury to mialbym wiecej hajsu, ale po chuj to dla mn, jak moge miec niewiele mniej klikajac w konkuter 8h na dzien i ani minuty dluzej? a jak cos spierdole, to kolega mi powie zebym poprawil i to najgorsze co sie moze stac, a taki lekarz jak odjebie grubego fikola to moze skonczyc w sztumie xD