Lord Xivan napisał
Wszystko fajnie, poza jednym debilizmem, który kładzie cały ten wywód. Otóż, to nie demokracja, tylko ta chujokracja, którą mamy teraz. Największą głupotą jest, że ludzie dali sobie wmówić, że to właśnie jest demokracja i jak komuś mówisz, że ten system jest chujowy, to odpowiada, że "no demokracja kolego hehe".
Pytam jeszcze raz, co to za demokracja, kiedy w wyborach nie wygrywa kandydat, który jest bardziej preferowany od każdego z pozostałych? Co to za demokracja, w której muszę wybierać między powiedzeniem "moim pierwszym wyborem jest Żółtek / Biedroń / czy inny Kukiz" a wypowiedzeniem się, czy wolę Trzaskowskiego od Dudy? Zabierając głos w jednej kwestii, automatycznie tracę prawo wyboru w drugiej xD I ktoś mi mówi, że to jest hehe demokracja.
Gdyby faktycznie była demokracja, to takie antagonizowanie "my vs oni" (PiS vs PO) bardzo szybko by doprowadziło do wyboru kogoś trzeciego (consensus), a tak to jesteście zmuszeni głosować na te opcje, zamiast swoich kandydatów. Więc możecie sobie tu stawać na chuju, i się emocjonować jak dzieci, ale i tak nigdy nie wygra żaden Bosak.
Skrzypas napisał
jak sie nad tym zastanowilem dluzsza chwile to w oparciu o twoj przyklad z pizza nie wydaje mi sie zeby ta surowa metod schulza byla najbardziej optymalnym sposobem na wylonienie kompromisu
Jest to metoda która gwarantuje, że jeżeli istnieje kandydat, który jest bardziej preferowany od każdego innego, to on wygra wybory (tzw. kryterium Condorceta), czego nie gwarantuje przytoczony przez ciebie single transferable vote.
W moim przykładzie oczywiście że capriciosa jest optymalnym wyborem, gdyż capriciosa dla wszystkich była akceptowalna, w odróżnieniu od hawajskiej/margherity, które 60% wskazywało, że ich nie trawi.
W metodzie Schulzego jedlibyście capriciosę i każdy byłby umiarkowanie zadowolony. W systemie, który mamy teraz ORAZ w tym który proponowałeś (STV) wpierdalalibyście jedną z pizz, po której 60% głosujących by się porzygało.
Zakładki