W ogole ciekawe jest to myslenie milenialsow, zwlaszcza takich studencikow, ktorzy wyobrazenie o pracy i zarobkach biora jedynie z mediow spolecznosciowych i opowiadan znajomych na temat zarobkow w polsce. Co rusz na forach czy w rozmowie z ludzmi sie spotyka z tymi tekstami "phi za mniej niz 5000 brutto to nie bede z domu wychodzic" albo, ze w Polsce takie 3500 brutto na start dla nowego w jakims korpo to jest minimum. Ciekawe spojrzenie na swiat bo liczby mowia totalnie cos innego - 2/3 pracownikow zarabia mniej niz srednia krajowa. Dominanta to okolo 2500 brutto. Mediana jakies 3500 brutto. Nijak to sie ma do takiego typowo milenialsowego spojrzenia na swiat Tadka. Ciekawy jestem skad to sie w ogole wzielo. Moze przez rozwoj mediow spolecznosciowych i to parcie na szklo by pokazac jak to sie zajebiscie nie zyje itd. przez co kazdy pierdoli jakies bzdety, ze zarabia 6k na ronczke i dobrze mu sie zyje... Tyle, ze to ma krotkie nozki bo bardzo latwo jest poznac po kims ile tak naprawde zarabia, a zarobki rzedu 5-6 tysiecy netto w Polsce to naprawde spoko do zycia zarobki. Przez to wyksztalcilo sie takie pokolenie "mi sie nalezy bo wszyscy przeciez tyle maja" i dokladnie tak samo slepo powtarzaja Ci nauczyciele, ktorym sie wydaje, ze babka w biedronce to ma 150pln brutto za godzine roboty. Przypomne, ze taki nauczyciel dyplomowany ma stawke okolo 70-80 zlotych za godzine robocza. Pozniej idzie taki mlody czlowiek do pracy i nastepuje smutne zderzenie z rzeczywistoscia kiedy slyszy pusty smiech mowiac, ze "chcialbym zarabiac pomiedzy 5, a 7 tysiecy brutto na poczatek" bo tak mu koledzy jezdzacy 20 letnimi peżotami naopowiadali.



Odpowiedź z cytatem


Zakładki