To był już któryś z kolei proponowany termin, nie moja wina, że nie da się tak dobrać, aby wszystkim pasowało. Wy nie możecie wieczorem, my nie możemy za dnia, więc poszliśmy wtedy, kiedy nam pasowało.
swoją drogą, to za rzadko ostatnio na hunty chodzimy - wyszedłem z wprawy w robieniu zdjęć ;/
Ekipa w składzie Joons (93 EK), Silent Tomix (64 RP), ja (95 MS).
Oczywiście nie mogło się obyć bez problemów i to już na samym początku - któryś z nas źle pociągnął dźwignię, m-wall został i trzeba było powtarzać manewr... W sumie i tak szybko zeszło, gdy przechodziłem tędy ostatnim razem, ekipa wlokła się ~40 minut...
Droga przez banshee była względnie prosta - więcej niż 3 na raz nigdy nie wyskoczyło, a 3 banshee to już dla nas nie zagrożenie ;)
Przy okazji zahaczyliśmy o misję dla Explorer Society:
Ale problemy były innej natury - brak klawiatur numerycznych w laptopach, co 'nieco' nam utrudniało chodzenie po skosie. Trzeba się było jakoś ratować ;)
Problem nr 3 - zepsuta myszka Freona:
Rozlanie krwi było o tyle kłopotliwe, że w pobliżu nie respiły się żadne nie-nieumarłe potwory... ale od czego są summony? ;) Następnych parę minut spędziliśmy na takim manewrowaniu, żeby jakikolwiek mob rzucił się na mojego kurczaka zamiast na mnie...
Na warlock sealu Freon chciał przyoszczędzić na manasach i nie wrzucił mana shielda... Zgadnijcie dlaczego go nie ma na zdjęciu? :D
Nie, nie padł. Dostał combo i uciekł na górę :P Przy okazji pojawił się kolejny problem - na piątym warlocku skończyły mi się SDki...
Słynny demon dla facc ;)
Szósty seal złamany, wracamy do Królowej:
Ino najpierw trzeba się rozprawić z jej świtą ;)
<cmok>
Oczywiście tego zdjęcia nie mogło zabraknąć, miejsce wprost legendarne ;d Nie ma fotorelacji z Banshee Questa bez takiego zdjęcia:
No i Final Room - nastawiliśmy się na epicką bitwę z jeszcze bardziej epickim planem i taktyką... a moby jakoś niefortunnie się rozstawiły i przychodziły pojedynczo albo po dwa...
Na zakończenie: mały awans i nagrody + loot:
Zakładki