Voldemop napisał
i co np jak cię kolega do domu zapraszał pograć w komputer to nie szedłeś bo się bałeś że ci pumy na rzepy podjebie?
U nikogo się nie było bezpiecznym w tamtych czasach. Ja za łebka również odstawiłem akcje jak z filmów Jamesa Bonda. Otóż, na moim osiedlu najlepszym graczem był koleś, który miał 90 sorca (coś koło tibii 7.1, to warty parę stów). Krótko mówiąc nie lubiłem się z tym kolesiem mocno - kilka razy przyszedł na guardy, żeby mnie ujebać bez powodu. Pewnego razu powiedziałem dość. Mimo, że się nie lubiliśmy, to mieliśmy wspólnego dobrego znajomego - takiego Marka do którego czasem po kościele w niedziele chodziłem pograć trochę, bo mamy nasze się lubiły. Sęk w tym, że do Marka również czasem przychodził pograć mój największy wróg.
W pierwszej kolejności przekonałem swojego starszego brata, aby załatwił mi keyloggera. Udało się to w końcu wynegocjować, za miesiąc sprzątania jego pokoju i paczkę słodyczy od ojca.
Potem czekanie w niedziele pod kościołem - udało się, poszliśmy do Marka na chatę, nasze mamy na kawkę, a my do pokoju i gramy.
Potem czekanie ze spoconymi rękami i keyloggerem w kieszeni, pełny zdenerwowania, żeby Marek poszedł do kibla.
W końcu jest - Marek idzie się odlać - mam minutę na wrzucenie keyloggera i zainstalowanie na kompie. Udało się w ostatnich sekundach, jak w kinie akcji.
Potem czekanie na maile. O kurwa. Codziennie maile ze wszystkim co pisał Marek. Skurwysyn był mega popularny. Musiałem czytać wszystkie jego wiadomości na gadu-gadu w poszukiwaniu passów pomiędzy nimi, bo zapisywał się każdy znak z klawiatury XDD
Przez 2 tygodnie czytałem te przychodzące maile z keyloggera. Miliony wiadomości z GG. Czasami zdarzały się jakieś passy do tibii, ale to nie były te, które mnie interesowały, mimo, że hackując tamte itemy mogłem zarobić sporo kasy to ja czekałem na swoją właściwą ofiarę.
W końcu się udało. Pomiędzy wiadomościami GG pomiędzy Markiem a jego dziewczyną znalazł się przepiękny, niezrozumiały ciąg znaków.
Ręce spocone, nerwy, co robić. Głowa pozostała jednak spokojna
Budzik na 2 w nocy, kiedy wszyscy spali. Pod poduszką, żeby obudził tylko mnie.
2:02 logowanie do Tibii i jest. 96 Master Sorcerer. Jeszcze 4 lvle i byłby na tibia.pl i pozdrawiał rodzinę. Nie zdążył.
2:10 wszystkie itemy przesłane na specjalnie przygotowanego wcześniej noobchara.
Godzina 3:30 char zrookowany. Można iść spać, misja skończona.
Godzina 7:00 matka budzi do szkoły.
Autentycznie się bałem, że przed szkołą będzie stała policja i zakuje mnie w kajdanki za to co zrobiłem. Bałem się, bo itemy warte kilka stów były na moim noobcharze. Nie wiedziałem co z nimi robić. Sprzedawać czy nie.
Przeczekałem. Policja nigdy mnie nie odnalazła - tak samo jak ze zbrodnią nie skojarzył mnie nikt z osiedla. Plan wykonany idealnie.
Ps. to jest true story, którego nigdy nikomu nie opowiadałem.
Imiona zmienione, gdyby ktoś mógł mnie teraz po latach skojarzyć z tym uczynkiem i chciał się zemścić.
Zakładki