Historia zdarzyła się na serverze Furora i jest w 100 % prawdziwa.
Obudziłem się o 7:00 rano.Oczywiście nikogo w domu nie było. Zrobiłem sobie płatki z mlekiem postawiłem na biurku i odpaliłem kompa. Od razu po tym wbiłem na neta , przejrzałem kilka stronek itd. co zajęło mi ok. 15 min. Następnie włączyłem Tibię i zalogowałem się na mojego druta na 34 lvl . Pojawiłem się przy depo w Carlin. Oczywiście stało tam kilku pk na lvlach co najmniej 2x większych od mojego. Od razu wbiłem do depo.Teraz nadszedł czas zastanawiania się co ja tu robię. Po chwili przypomniało mi się , że sprzedawałem knight legi a kupiec uparł się bym przyszedł do Carlin. W prawdzie nie był to problem , ponieważ byłem wtedy w Ab , ale nie lubiłem zbyt tego miasta. Dlatego , że o tp trzeba tam prosić dobry kawał czasu (tak przynajmniej jest w moim przypadku) , zawsze stoi jakiś pk przed depo, ludzie są najczęściej chamscy lub noobscy i w ogóle ble. Ale wróćmy do historii. Potrzebowałem tp , bo chciałem iść expić , a itemy miałem w Ab. Oczywiście ile ja się naprosiłem ( prosiłem konkretnie ludzi , a nie stałem w miejscu i " tp plx" ) . Wreszcie wylądowałem w moim kochanym elfickim mieście. Teraz szybko do dp. Biorę bp hmm , bp ih'ów no i bag explo na wszelki wypadek. Jeszcze tylko po mana potionki i kilka life i mogę ruszać.Udałem się do Mintwalin . Z początku szło nieźle . Mana potionki wolno schodziły ihy też . Gdy nabiłem 35 lvl poszedłem do thais , odwiedzić kumpli , zagrać w różnego rodzaju loterie ( typu wygrywasz 4x tyle ile postawiłeś ). Po drodze zobaczyłem pk team. Który od razu mnie zbloczył . Dokładnie zapoznałem się z sytuacją pisząc przy tym do paru kumpli by przyszli na pomoc. Ten PK team składał się z 4 kolesi. 23 sorcerer , 25 ek , 20 knight i 19 pall . Wiedziałem , że na darmo przyjdzie mi proszenie o litość czy straszenie , że mam pro 200 + lvl itd. Wolałem zaryzykować i stanąć do walki... Walnąłem w tego knighta kilkoma hmm , a ten odsunął się trochę . Wtedy uciekłem z ich pułapki i szybko zużyłem cały bag explo. Jednak każdy z nich miał albo ihy , albo potionki . Zacząłem walić z hmm i wraz z ostatnim strzałem zakończyłem żywot paladyna , który hicił mi dość dużo. Dwaj " najci " nie hicili mi nic bo nie mogli mnie dogonić chociaż mag co raz rzucał przedemnie magic walle i hitneli mi z raz , ale dzięki time ring szybko wyrywałem do przodu. Dlatego pall walił mi duże hity ze spearów , a mag walił we mnie z lmm , jednak szybko dedł , gdyż potiony mu się skończyły i nie uleczał się mimo , że miał red hp . Wtedy kilka strzałów i nie ma maga ... Uff... Najci mnie nie dogonią ,a ja piszę swojemu pro , żeby czekał przy moście z dwarfami . Tak się złożyło , że mój pro tamtędy przechodził . Więc biegłem w kierunku mostu , kiedy niestety time ring się skończył . Najci mnie dogonili i zaczęli mi hicić , jednak na utamo vicie dobrze się trzymałem dopóki nie skończyły się mana potionki . No więc przeżuciłem się na resztkę ihów. Byłem już blisko ... Na mapie biały krzyżyk rodem z paint'a , znajdował się coraz bliżej szarego kwadratu. Nadszedła chwila prawdy. Ihy się skończyły. Mogłem już polegać tylko na nielicznych butelkach life potionków. Jeszcze kilka . I... NIE MAM NIC !! Jeszcze trochę do schodów , widzę pro , a on widzi mnie . Zszedł na dół i wystrzelił dwa sd w najtów. Jednak oni nadal mięli się czym leczyć . Ja już padłem i ujrzałem świątynie w Ab. Jednak liczyłem , że mój Pr0 da sobie radę z takimi levelami. Przecież mógł teraz używać takich czarów jak exevo gran mas vis itd. Wreszcie napisał mi bym wrócił po itemy. Właściwie straciłem tylko swój bp i plate legi , ale najbardziej było mi żal nowonabitego 35 lvl. Wziąłem itemki tych knajtów no i oczywiście moje.Dzięki tej przygodzie zyskałem knight legi , pół bp life potionków i plate armor , ale straciłem 1 lvl .
Moje pierwsze opowiadanie :D Może nie jest taka 10/10 ale proszę o wyrozumiałość. :D
Zakładki