Była ciemna noc, jak zwykle o tej porze, siedziałem w podziemiach miasta Venore popijając piwko w miejscowej knajpie. Z nudów bawiłem się także magią, chociaż mi, jako wojownikowi magia była raczej niepotrzebna. Zwłaszcza od czasu, kiedy straciłem umiejętność posługiwania się magią runiczną, kiedy runy lecznicze nie działały już tak dobrze jak kiedyś. Zmusiło mnie to do używania eliksirów, których miałem przy sobie ponad osiemdziesiąt. Działały one niewiele lepiej niż stare runy. Faktem jest, że istniały bardziej zaawansowane eliksiry, lecz mój organizm nie był w stanie przyjąć tak potężnej dawki leczniczej magii, musiałem więc polegać na tych podstawowych. Po spędzeniu nocy w knajpie, nad ranem wyszedłem na świeże powietrze. Udałem się na południe miasta Venore, do sklepu z bronią by sprzedać ostatnio zdobyte zbroje i oręż. Było dość ciemno, mało co widziałem a czaru światła nie miałem. Żal było mi czasu na naukę i pieniędzy by płacić tym nędznym magom za ich wiedzę. Tak więc szedłem pogrążonymi w mroku ulicami Venore. Skręciłem uliczką w lewo w stronę sklepu z bronią. Usłyszałem w oddali jakieś sapanie. Może to elfy znów zaatakowały miasto? Postanowiłem to sprawdzić. Ruszyłem w stronę miejsca, z którego dochodziły te dziwne dźwięki. Nie były to jednak elfy, ujrzałem człowieka. Jego oczy były na wpół zamknięte a skóra była blada jak u trupa.
- Cholerny.. Nekromanta.. - wysapał.
- Co się stało?! - spytałem zaintrygowany
- W siedlisku trolli bagiennych.. nekromanta.. zabija.. - rzekł. Nie był w stanie nic więcej powiedzieć. Jako mieszkaniec Venore, czułem obowiązek obrony swojego miasta. Pobiegłem czym prędzej do siedliska bagiennych trolli. Na miejscu poczułem dość znany mi smród rozkładających się ciał. Roiło się tam od pełzaczy ziemnych i bagiennych trolli, jednak nie było to żadną przeszkodą dla mnie i mojego miecza. Po trupach kolejnych potworów zagłębiałem się we wnętrze dobrze znanej mi jaskini. Jak byłem młody, często urządzałem tam polowania, wiedział też, że kręcą się tam wszelkiej maści złodzieje i zabójcy, lecz zawsze wychodziłem cało ze wszelkich opresji. Myślałem, że teraz też tak będzie, jakże się myliłem.. Po pewnym czasie odnalazłem owego "nekromantę". Siedział skulony pod ścianą i jadł surową rybę, wokoło niego walały się ciała trolli, w ręku trzymał dymiący kij z czaszką nałożoną na jego koniec. Zaraz.. To była kobieta. To jednak nie ważne, ruszyłem do ataku, nie przejmowałem się niczym, gdyż zło miała wypisane w oczach i zasługiwała na śmierć. Pierwszy cios z zaskoczenia omal nie zabił rywalki, ta jednak korzystając z mrocznej mocy szybko się uleczyła. Dym z jej magicznej różdżki zaczął dość szybko płynąć w moją stronę, po chwili całkowicie mnie otoczył. Czułem jak stopniowo opuszczają mnie siły. Teraz już wiedziałem dlaczego człowiek, którego spotkałem na ulicach Venore był tak osłabiony i wystraszony. Dym ten to czysta śmierć! Miałem przy sobie kilkadziesiąt run leczniczych, faktem jest, że były słabe, lecz na tyle silne by obronić się przed atakiem morderczyni i uzupełnić stracone siły życiowe. Uciekała a ja goniłem ją, raz po raz tnąc jej pół martwe ciało moim błyszczącym mieczem. Czasem przeszkadzały mi trolle, lecz chwilę po tym ich puste głowy z charakterystycznym odgłosem upadały na błotnisty grunt. Moja przeciwniczka opada z sił, jej magia śmierci ledwie na mnie działała. Byłem na wygranej pozycji, zużyłem zaledwie trzy runy a miałem ich jeszcze pięćdziesiąt siedem, nie wspominając już o eliksirach. Wtedy stało się coś, czego nie byłem w stanie przewidzieć. Z ciemności wyłoniła się dziwna postać, również kobieta.
- Exevo vis hur - wyszeptała. Oj jak to bolało, czysta energia przechodzi przez całe ciało, tutaj słaba runa już nie pomoże, musiałem wypić eliksir. Rany szybko się zagoiły. Zapomniałem o powinności, o walce w służbie Venore, teraz liczyło się jedynie uratowanie własnej skóry. Czarodziejka wciąż atakowała mnie falami energii, piłem jak oszalały jeden eliksir za drugim. Cholerne trolle zagrodziły mi drogę, ze strachu trzęsły mi się ręce jednak pozabijałem stwory i dalej biegłem przed siebie. Zarzuciłem linę i wspiąłem się na wyższy poziom, ta demoniczna kobieta nie traciła czasu na zabawę z liną, wystarczyło jej trochę magii by znaleźć się tuż obok mnie. Dalej biegłem, spojrzałem za siebie, zauważyłem że przestała mnie gonić, stoi w miejscu.. Pije coś..
- Exevo gran mas vis! - krzyknęła. Nagle dookoła mnie rozpętała się straszliwa burza, mimo iż byliśmy pod ziemią, pioruny strzelały niczym z nieba. Jeden z nich trafił prosto we mnie. Bolało to o wiele bardziej niż atak falą energii. Ledwo byłem w stanie wypić eliksir, po chwili następny i jeszcze jeden. Dopiero wtedy odzyskałem czucie w nogach i mogłem biec dalej. Udało mi się opuścić jaskinię trolli. Przez całą drogę do miasta byłem atakowany, kolejne fale energii przenikały przez moje ciało niszcząc każdy organ, każdą tkankę, każdą komórkę. Eliksiry powoli zaczynały mi się kończyć. Gdy wbiegłem po schodach do Venore, wypiłem ostatni eliksir.
- Już nie daleko do depozytu miejskiego, tam będę bezpieczny! - ta myśl dodała mi sił, biegłem przed siebie coraz szybciej, wciąż otrzymywałem ciosy falami energii, moje ręce niemal automatycznie sięgały do plecaka po kolejne runy..
- One są za słabe! Już po mnie, prawie nie czuję w sobie życia! - Nie potrafiłem już logicznie myśleć. Biegłem do przodu i spoglądałem za siebie.
- Dlaczego ona tak na mnie patrzy?!
- Exevo vis hur!
Nogi, ręce, całe ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Upadłem na ziemię, nie byłem w stanie się ruszyć a co dopiero uciekać. To koniec. Moje oczy zalała ciemność, po chwili ucichły wszystkie dźwięki... Nie wiem ile minęło czasu, obudziłem się w świątyni w Venore. Z trudem udało mi się wstać, ledwo chodziłem. Wiedziałem, że przez długi czas będę dochodził do siebie.
A teraz konkrety :
Byłem 39 knight, jakiś 10lvl na red hp, którego spotkałem jak szedłem sprzedać loot z dc, powiedział mi, że na swamp trollach jest pk, 19 drut. Poszedłem tam, walczyłem z tym drutem, miała pełno mf. Po jakimś czasie przyleciała jej koleżanka, 59 MS. Napieprzała z vis(dawniej mort) hurów i raz walnęła z czegoś, co kiedyś było znane jako UE. Podczas ucieczki skończyły mi się lifefluidy, zostały mi uhy, padłem jakieś 20 pól od dp. Dwa levele w dół, nie wypadło nic oprócz bp.
Zakładki