Ludzie.... jest to moje pierwsze opowiadanie wiec nie oceniajcie zbyt nisko :P
Jedziemy....
Zalogowałem sie jakieś 40 minut temu na mojego Paladyna z zamiarem pujścia na exp Ghouls, Beho, Mumy kolo kazo... Nom wiec wziołem speary i zaczołem wiec w strone wyjścia z kazo. Gdy wychodziłem po schodkach zaczeło mnie bić 2 pk... miałem skile 55 i bp hp wiec i ja zaczołem ich lać... Rąbaliśmy sie tak z 5 minut po czym zaczeło mi brakowac heath potionow... wiec latałem po schodkach... Po kiilku minutach padlem.. poszedł skill...a tam. Gdzy wychodzilem z światyni zobaczyłem jak mój zabojca bije sie z inną ofiara... no wiec chciałem mu pomóc i zaczołem nawalać boltami, kolo przezucił sie na mnie wiec nie miałem co robic tak ponowić stary myk ze schodkami... po 2 minutach padlem. Poszedł MAMOOTH FUR CAPE o.O :(:( wkurzyłem sie... kupiłem 40hp 300 boltów i wyruszyłem na wojne(tutututum...). Red skul ktory mnie zabijał stał nie ruszajac sie. Pomyslałem ze afk i zaczołem go rypac boltami. Ten sie chyba ocknoł "ahh..." i jazda mnie... miał snakebite rooda ale w Ch...j mp... Trzymałem sie dzielnie. Po 10 minutach red skul poszedl do swoich kolegów ktorzy trenili na monkach... jemu sie mp zkonczyło a kumple go ihali... Mi zostało z 5 heath potionów... zaczołem uciekać... oni za mna... po chwili iher zwatpił... ja wyczułem moment i zaczołem nawalać... Padł <jupi> <radocha> jacyś gapia zarabali lot... ale to sie nie liczy... Zemsciłem sie na zabojcy!!... Po licznych dedach nie chce mi sie grac w tibie... Mysle co by tu teraz robic na kompie :):)
Sry za all błedy :)
Pozdro... hail forum :)
Moj Nick "Kalix Man" jak chcecie zobacznie na dedy ^^
... CYa :)
Zakładki