W 1 klasie miałem dwa komis, z niemca i fizyki. Wstyd się przyznać, ale młody i głupi byłem xd.
To wygląda tak. Z każdego przedmiotu masz dwa egzaminy. Ustny oraz pisemny. Wystarczy, że zaliczysz jeden z nich i przechodzisz do następnej klasy. Część ustna wygląda tak, że wchodzimy do sali po 2 osoby. Kiedy jedna odpowiada, druga siedzi na końcu sali i przygotowuje się do odpowiedzi (zna już swoje pytania). W moim przypadku było na to 10 minut czasu. Mogłeś sobie wszystko notować lub układać w głowie, jak kto woli. Następnie siadam przed komisją i po kolei czytam pytania z kartki oraz na nie odpowiadam.
Pisemny to już pikuś. Wygląda jak normalny sprawdzian. Babka na koniec roku podała nam zakres z którego mamy się nauczyć (jakieś 3/4 roku). Kiedy zobaczyłem zadania na kartce momentalnie banan na twarzy. Na 2 pytania z 6 znałem odpowiedź, bo rozwiązywałem identyczne podczas nauki do komisa. Pozostałe 4 były tak banale, że miałem 100% z pisemnego i postawili mi 3 na koniec. Generalnie właśnie tak to wygląda, że jak ładnie zdasz ustny, a z pisemnego będziesz mieć 95%+ to stawiają Ci nawet dwie oceny wyżej niż pała.
Kiedy ja miałem komisa, jednocześnie gościu poprawiał matmę. Pisemnego oczywiście nie zaliczył, ale myślał, że poratuje się ustnym. No cóż...jeśli miał przedział <-3; 5) i nie potrafił wybrać z niego liczb naturalnych to co się dziwić.
Zakładki