Trochę muszę wypluć z siebie rzeczy...
Pierwszą sprawą jest branie towaru w sportach (chociaż ja kulturystyki nie uważam za sport, ale to nie jest tu ważne) związanych z ciężarami.
W podnoszeniu ciężarów jest zabawa w kotka i myszkę od lat, niby jest na pierwszym miejscu pod względem ilości branego dopingu.
Ale pewnie na ilość osób które wpadają ma wpływ to, że jest tutaj największa restrykcja i kontrole są ostre.
W Crossie polska topka leci na koksie i właściwie nie trzeba testów żeby zobaczyć poprzerastanych facetów wyglądających jak kulturyści i kobiety które stają się jak zawodniczki z byłego NRD.
I nadal to jest promowane jako super zdrowe, w ogóle wpierdalamy paleo i jesteśmy fit. Mówię tu oczywiście o "zawodowym" CF.
Pora na kulturystykę i wszystkie fitnessy, gdzie przemysł suplementów zrobił już takie bagno, że trudno wyobrazić sobie osobę ćwiczącą nie biorącej żadnych suplementów. Właściwie, z karnetem na siłownie powinno się dostawać kilo przedtreningówek na start.
Ilość zawodników czy trenerów którzy robią fotki z "fit" jedzeniem czy cheat meal'ami sięga zenitu. Szkoda, że nie pokazują towaru, pewnie lajków było by mniej ;/
Kolejną sprawą jest ciągłe pierdolenie o planach treningowych i powstawanie co jakiś czas kolejnych guru-trenerów. Skoro ludzie ćwiczący dwubój i crossfit potrafią się zbudować bez stricte kulturystycznych programów, to może jednak coś jest na rzeczy?
Przejdźmy do diety. To też nie jest czarna magia jak się wydaje. Wiedza która jest w necie na wyciągnięcie ręki zastępuje dietetyka, tylko trzeba eksperymentować. I generalnie wpierdalać duże ilości jedzenia przy masowaniu i jeść i zwracać uwagę na to co się pakuje do ust.
I zdajcie sobie sprawę, że trzeba do tego wszystkiego mieć zdrowe podejście i może w niektórych przypadkach, mniej czasu na to poświęcać i uświadomić sobie, że duży biceps czy kilogramy na sztandze dla większości ludzi tylko tym będą. Nie zapłacą rachunków, nie rozwiną was w innych sferach życia i o dziwo... nie poprawią relacji z kobietami.
Zakładki