uwaga, w wielkim stylu haxigi wrócił na siłownie. Mrożąca krew w żyłach historia poniżej.
Poniedziałek, endokrynolog zalecił badania, a że w moim mieście kosztowały one 260zł, wybrałem się do innego miasta oddalonego o 30 km dalej aby zrobić te same badania za 45zł. Wymagania: bycie na czczo.
Wstaję o 9:30 i ok 10 wyruszyłem w trasę. Krew pobrana i odwiedziłem najbliższy punkt spożywczy. 10:25 to se myśle - ide do makdunalda na wrapa z jajecznicą i bekonem. Pani mówi, że do 10:30 oferta śniadaniowa i o 10:25 już mi nie sprzeda bo już pozmieniali maszyny czy coś.
Kurwa dobra... głodny jestem to wleciały nuggetsy. Pokręciłem się jeszcze tam na mieście i wróciłem do siebie. W domu przyjąłem 1tabs hyperlean fx7 i pojechałem na siłkę. Po drodze wbiłem na biedrę by kupić 12 jogurtów z dodatkowym białkiem, twaróg i jakiegoś batonika bo mi burczało w brzuchu.
Wchodzę na siłkę o 14:00 i rozpoczynam trening, lajtowo bo samo machanie powietrzem sprawi że będą jutro domsy. Poleciało WL, brama, DIP, pompki tyłem na trica i tricek na bramie, a po wszystkim wbiłem na treadmil i zakurwiłem interwały.
Po tricku już czułem że jestem zajechany jak PKS do częstochowy, zaczęło mi się robić niedobrze, ale chuj. Ambicje są, nie ma opierdalania się, michok będzie dumny.
Opanowałem maszynę o 14:45 (niezwykle szybki trening (4 serie w każdym ćwiczeniu)) i lecę. 1 minuta wolno i 1 minuta troszkę szybciej. Wyglądało to tak:
1 min - wolno (speed 2)
1 min - szybciej (speed 5)
1 min - wolno (speed 3)
1 min - szybciej (speed 6) - tu musiałem zeskoczyć i przerwać bo nie ogarniałem z przebieraniem nogami w miejscu. Wąska bieżnia i w ogóle już mi pikawa robiła dubstep
1 min - wolno (speed 3)
1 min - szybciej (speed z 7 wrzuciłem na 5.8)
zatrzymałem i zszedłem bo już byłem cały zlany potem i nie mogłem wyrobić z oddechem. O ile to po chwili się unormowało, tak cały brzuch był twardy jak skała i ściśnięty. Zrobiło mi się niedobrze, zlałem się potem i poszedłem usiąść.
o 14:55 usiadłem na ławeczkę i taki helikopter mnie złapał że nie mogłem usiedzieć, szybko do kibla ruszyłem. Normalnie uczucie identyczne jak raz co się najebałem alkoholem. Gwiazdki w oczach, ciężko utrzymać równowagę, metaliczny posmak w ustach i nadprodukcja śliny. Stoję nad kiblem, czuję że muszę beknąć i bełt poszedł. Spłukałem, i usiadłem na kiblu. O 15:15 patrzę a ja obok kibla leżę na ziemi. Chyba się zsunąłem i musiałem stracić przytomność. Poczułem że trochę wróciły siły i wyszedłem, patrzę w lustro czy krwi nie ma czasami i w coś nie zajebałem, ale było ok. Usiadłem na ławeczkę i znowu mi się słabo zrobiło.
Ja pierdole coś strasznego. Szybko się przebrałem w miarę sił i spierdoliłem do auta. Zimno mi się zrobiło, drgawki dostałem, zimno się zrobiło to w aucie trochę poczekałem aż się ogar włączy żebym dał radę do domu dojechać.
Kierownicę to jedną ręką nie miałem siły trzymać. Teraz na chacie siedzę, zimno mi jak nie wiem co. W domu wypiłem jakieś węgle bo sobie wcześniej przygotowałem i mi się zaczęło poprawiać.
Kurwa no aż się przestraszyłem co teraz. Bez kitu już się zastanawiałem czy zamiast do domu nie jechać na pogotowie.
To nie pierwszy raz tak mi się robi, ale teraz to normalnie apogeum
Zakładki