Ja jeszcze wrócę do sprawy wiele razy omawianej przez TORGową poradnię prawną, mianowicie rzekomy zakaz picia alkoholu w miejscu publicznym.
Otóż mam dla Was - prawników, policjantów i innych użytkowników dobrą wiadomość - polskie prawo nie przewiduje czegoś takiego jak zakaz picia alkoholu w MIEJSCU PUBLICZNYM!!!!!
Stąd też wynika wiele nieporozumień z tym związanych, a ludzie dla świętego spokoju przyjmują niesłusznie nałożone mandaty (lub też pod wpływem nacisków od strony funkcjonariuszy).
Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi z 1982 r. (+ z dodatkami w 2001 roku) opisuje jasno i dokładnie miejsca, w których nie można spożywać alkoholu: są to ulice, parki, place, szkoły zakłady pracy, środki komunikacji publicznej ( i może coś jeszcze). Czyli, moim zdaniem w sytuacji gdy funkcjonariusz wypisuje mandat pt.: "złamanie zakazu picia w miejscu publicznym" oznacza to, że ukarał was za coś co nie funkcjonuje w polskim prawie, a przecież podstawa prawna musi być wypisana (art. blablabla kk. itp) i bez problemu można się od tego odwołać - to tak jak gdyby funkcjonariusz pod uchwałę miejską o zakazie chodzenia w kominiarkach podciągnął fakt posiadania blond włosów i karał za to mandatami, absurdalnie prawda? Po drugie, zakładając, że nawet wypisał prawidłowo odpowiedni artykuł kodeksu karnego, to... przecież musicie się znajdować, w którymś z miejsc wymienionych w ustawie prawda? Jeżeli pije w lesie, to przecież nie jest to ani ulica, ani plac, ani park. Jeżeli znajduje się na terenach przyrzecznych - tak samo. Pijąc na klatce schodowej, przed blokiem na ławce (o ile znajduje się on w odgrodzonym miejscu), łące również nie popełniam wykroczenia. Tak samo na terenie prywatnym, który nie jest niczym odgrodzony (no właśnie wszelkiego rodzaju pola, tereny zalesione itd.) - on również nie podlega pod ustawę.
Zdaję sobie oczywiście sprawę z wielu aspektów, tj.: miasto odpowiednimi uchwałami może doprecyzować inne miejsca, w których zakaz ten obowiązuje (np.: miejskie plaże), a także, że teoria w tym temacie nijak się ma do praktyki.
Druga sprawa: załóżmy, ze siedzę sobie w tym niedozwolonym miejscu z ustawy (np.: park) z alkoholem w ręku (jest otwarty), a ja sam wykazuje stan po spożyciu. Zakładając, że nikt nie złapał mnie za rękę gdy to spożyłem, w jaki sposób mi mogą udowodnić, że akurat w tym miejscu wypiłem ten alkohol? Mogłem być na before party u siebie w domu, przechylić trochę alkoholu, wziąć pod pachę i pójść w miasto (docelowo np.: do domu znajomych). Wystawianie mandatu za spożycie alkoholu jest w tej sytuacji absurdem. Wiem, ze istnieje coś takiego jak mandat za usiłowanie spożycia - ale również, czy otwarta butelka i mój stan upojenia są warunkami wystarczającymi do usiłowania spożycia? Czy jak idę do sklepu kupić nóż, to jest to warunek wystarczający do usiłowania zabójstwa? Nie wydaję mi się.
Wiem, że i to również skończyło by się pewnie sprawą sądową i mozolnym tłumaczeniem, ale z punktu widzenia lajka taka sprawa powinna być do wygrania.
Trzecia sprawa:
czy ktoś może podać więcej przykładów miejsc, w których nie trzeba obawiać się o łamanie ustawy (czyli takich, które są ewentualnie do wybronienia w sądzie)? Jaką definicję ulicy, placy, parku należy przyjąć, aby nie wpaść we własną pułapkę? Czy to ma być definicja drogowa? definicja prawna? Definicja obyczajowa? Definicja ze słownika języka polskiego? a może definicja geograficzna? Co jeśli nie ma takiej definicji?
Dużo pytań, nie linczujcie mnie jeśli znajdziecie sporo błędów w moim toku rozumowania - lubię czasami poszukać jakiś luk prawnych hobbystycznie, a może to być użyteczne również dla innych :)
Zakładki