Ogółem nie opowiadam o sobie na forach internetowych ludziom, których nie znam ale krew mnie zalewa jak czytam, nie które bzdury.
Większość osób śmieję się z osób pracujących za marne grosze. Szkoda tylko, że Ci co się śmieją są to osoby siedzące na garnuszku rodziców, nie mające problemów typu "nie mam co do gara włożyć". Po co wypowiadacie się na takie tematy nie mając o nich pojęcia? Sporo osób robi za marne grosze, ale większość takich ludzi dostało "przekope" od życia w taki czy w taki sposób. Przytoczę tu trochę swoich doświadczeń by mój post nie był wypocinami bez poparcia jak większość tutaj.
Pracować zacząłem w wieku 12-13~ lat (przełom podstawówki i gimnazjum) dlatego, że w domu było ciężko, jeżeli chciałem sobie cokolwiek kupić, czy to jakąś głupie spodnie, koszulkę czy nawet plecak do szkoły to musiałem sam na to zarobić bo babcia, z którą mieszkałem miała tyle by kupić coś do żarcia i dać na czynsz. Za małolata jest to jedyna robota jaką możesz łatwo dostać, na ulotkach płacą różnie (zależy od pizzeri, knajpy - przynajmniej ja takie ulotki roznosiłem) od 5 do 7zł/h. Jest też system jedna ulotka/grosz, ale to gorsza opcja niż hajs/h. Na szczęście miałem opcje robić za godzinę. Robiło się 5h dziennie zazwyczaj 3-4 dni w tygodniu. Praca była o tyle dobra, że dostawało się te ileś ulotek, zapierdalało się 3h a potem siedziało 2h na dupie. Oczywiście sprawdzali nas więc nie było opcji wyjebać ulotek i iść po kasę bo była wylota.
Po gimnazjum gdy już miałem te 16 lat chciałem znaleźć sensowniejszą robotę. W roku szkolnym robiłem dalej na ulotkach + imałem się różnych dorywczych zajęć w weekendy jak się dało, w wakacje zacząłem jeździć po knajpach i pytać czy nie potrzebują kogoś do pracy (szukanie pracy na internecie to nie szukanie pracy), w końcu mi się udało znaleźć. Miałem szczęście bo trafiłem na zajebisty zespół. Kucharze byli lajtowi, zazwyczaj na lokalu był syn szefa, który był okej. Na początku robiłem w stylu przynieś podaj pozamiataj, a najczęściej zmywak. Robiłem od 8 rano do północy, wypłatę miałem codziennie po robocie co było dużym plusem. Po pewnym czasie chciałem robić coś więcej by lepiej zarabiać, proponowałem, że zrobię coś za kucharzy, uczyłem się co i jak. Na zmywak zatrudnili Ukrainke taką, miła kobieta była, ale strasznie życie jej dokopało, zawsze była smutna. Ja zostałem pomocnikiem kucharza, robiłem tam trochę i dostawałem zajebiste pieniądze, za "dniówke" czyli 16h dostawałem 180zł~+napiwki, zebrane przez kelnerki (dzielili je na kuchnie też, oczywiście ja dostawałem najmniej jako małolat). Lubiłem tą robotę, co prawda nie miałem zbytnio życia oprócz wolnego, ale na kuchni zawsze było z kim pogadać, wyjść na przerwę na papieroska. Niestety w końcu przyszła zima, obroty spadły i szef mi powiedział dowiedzenia. Potem robiłem w wielu miejscach, kuchnie, pomoc na imprezach, wszystko co było. Jak mówię chodziłem i pytałem czy nie potrzebują kogoś do pracy. Potem był okres w życiu, że straciłem szkołę i dom. Mieszkałem na squacie. Przez cały czas szukałem jakiejś roboty by się wyrwać stamtąd. Ludzie byli w porządku. Mimo wszechobecnemu myśleniu większość tych ludzi to nie były nieroby żerujące na "dobrych prawych ludziach" i nie chcące iść do roboty. Sporo z nich miało historie takie, że można by nakręcić o nich dramat, który by dostał oscara (życie ich tak przekopało, że by to na dziesięciu można podzielić). Oczywiście były też osoby mające gdzieś wszystko wolące chlać cały dzień. Więc nie można wsadzać wszystkich do jednego worka, ale dobra konkrety bo znów offtop.
Odbiłem się od dna i aktualnie mieszkam, ze znajomym w małym mieszkanku. Ostatnio pracowałem w fabryce. Wymogiem było tylko posiadanie statusu osoby uczącej się, akurat uczęszczam do zaocznej szkoły ( chcę zdać maturę, dla siebie, za gnojka sobie obiecałem, że ją zdam, trochę bezsens ;d). Pracowałem na nocki. Od 22 do 6 rano. Płacili dobrze, 8zł/h za normalny dzień i 9zł/h za weekend. Praca była o tyle fajna, że często nie było co robić. W nocy nie mogli odsyłać ludzi do domu jak się zjebała maszyna bo fabryka była na zadupiu i pierwszy autobus po 5 dopiero. Często były nocki, że robiło się z 3h a resztę czasu siedziało na papierosku lub w miejscu gdzie nas nie zobaczy czasem brygadzista lub szef działu robiący akurat obchód. Akurat w fabryce jest tak, że masz robić to co masz robić a więcej nie możesz bo dostaniesz opierdol (raz obsługiwałem maszynę nakładającą sklejki na gazety na taśmę i potem się dowiedziałem, że miałbym lipę jakby mnie szef zobaczył, że robię na maszynie, na którą nie mam uprawnień). No i ogółem praca polegała na układaniu gazet z taśmy na palety, kładzenie sklejek na taśmę, kładzenie jakiś gównianych dodatków na gazety na taśmie i takie bzdety. Niestety zrobili cięcia i sporo osób poleciało, niestety jako szarak też dostałem kopa w dupę i narazie. Aktualnie straciłem robotę, ale już praktycznie ogarnąłem nową, jutro idę na dzień próbny. I nie mogę powiedzieć, nie będę robić za tyle i tyle bo gadaniem nie zapłacę za czynsz ani nie włożę nic do gara.
Cieszcie się, że macie rodziców, którzy Wam dadzą to i tamto. Ja już trochę przeżyłem chociaż mam dopiero głupie 20 lat, i dalej uważam, że mało wiem o życiu. Sporo ludzi przeżyło tyle, że moja historia to dla nich komedia.
Zakładki