no ale co w tym dziwnego. gdzies slyszalem tekst, ze te biegi 40km+ to sie biegnie juz głównie głową, a nie nogami i w tym przypadku jest podobnie. jak masz mocna psyche i tone determinacji to wsiadziesz i przejedziesz ten dystans.
zarasz szukam kabla gdzies i wkleje foty
edit
a tu chyba najciekawsza czesc trasy. nie mogac znaleźć noclegu w kwidzyniu w senswonej cenie, co utrudnial mi rozbity telefon postanowilem na wkurwie dojechac przez noc do gdanska.
niestety sklep po drodze byl juz zamkniety a ja od kilku h nic nie jadłem, mialem wnogch juz 150km tego dnia i resztki wody. wkurwienie jednak nie pozwolilo sie zatrzymac, dojechalem do drogi chyba wojewodzkiej(do dzis nie rozroniam od czego te nazwy zaleza xD) i sie obsrałem.
Bylo juz ciemno, kompletne zadupie(kto jezdzil po pomorskich prowincjach ten wie o czym mowa) droga zmasakrowana doszczetnie, ŻADNEGO oswietelnia, do tego zaczal nakurwiac deszcz. O moim wyczerpaniu psychicznym i fizycznym juz nie mowie. Mimo wszystko ruszam dalej. Slalomem miedzy dziurami nasluchuje zblizajacego sie auta zeby mnie nie rozkurwiło w tych ciemnosciach, kapliczki i znicze dodaja niezłego kopa adrenaliny. Przypominam sobie jak w poludnie widziałem w grudziadzu gościa, którego auto rozkurwiło na pasach.
Zakładam lampke na głowe, bo nie widac juz zupełnie nic, do tego pojawia sie mgła spowodowana sąsiedztwem Wisły.
Co kilka kilometrów staje na jakims zadaszonym przystanku zeby sie wytrzec i chociaz mniej wiecej zorientowac na mapie gdzie jestem, o nawigacji nie bylo jakiejkolwiek nawet mowy.
Po kilku godzinach dojezdzam do jakichs przepompowni na wisle, klimat jak w kurwa horrorze. Ciemno jak w dupie ale widze, ze sa one ogromne. Idealne miejsce zeby kogos zajebac i wrzucic. Nie ma juz za bardzo odwrotu wiec przez nie przejezdzami moim oczom ukazuje sie to

Nazwa nie przypadkowa bo teraz zaczyna sie najgorsza czesc trasy. Po minieciu tej wioski zaczyna sie kompletnie pusty teren, same pola i krzaki + wał powodziowy po lewej.
Po godzinie jazdy w kompletnej ciemnosci, po rozjebanej drodze, wśród pól zaczynam schizowac. We łbie coraz dziwniejsze mysli, zastnawianie sie czy to jest sen czy ja naprawde jade. Klimatu dodaja jakies szumy w krzakach. Brak żadnej łuny światła na horyzoncie wprowadza w potworne przygnebienie. Kiedy blisko północy zaczalem widziec przebiegajace dzikie zwierzeta przez droge i swiecace oczy wsrod pól zaczalem czuc potworny strach, nie ma szans zeby to opisac, gorzej niz bohater creepypasty. Kot który stal na srodku drogi a jego oczy swiecily juz z daleka, przyprawil mnie o stan przedzawałowy.
Wtedy cos we mnie peklo i kiedy tylko zobaczyłem łune puściłem sie jak strzala w jej kierunku nie zwazajac juz na nic, rozjebalem sobie na przez to na dziurach nadgarstki ale wtedy tego nie czułem. W najblizszej wiosce przy przystanku byla mapa, obczailem co i jak i z predkoscia swiatła znalazłem sie na drodze 22 i ledwo zywy dojechalem do najblizszego hotelu(kurewsko drogiego zreszta).
Chyb nigdy nie zapomne tych ~5h. Jazda w nocy wzdłuż wału przeciwpowodziowego Wisły? NIGDY KURWA TEGO NIE RÓBCIE
ale ogolnie to chyba bylo najlepszych 6dni zycia, cała gama emocji kazdego dnia sprawiała ze wieczorem przed snem mimo wszystko czułem sie szczesliwy jak małe dziecko po całym dniu przygód
Pozdro
Zakładki