Nie wspominając o teorii, debilnych pytaniach, od których opadały cycki - zdane za 3 razem - 62, 66 i 74 pkt. Trafiłem za trzecim razem na 10 +/- pytań tak kretyńskich, że byłem pewien, że z 50pkt będę mieć, a tu 74/74... Do dziś wydaje mi się, że to błąd, ale zdane to zdane o/
Zacznę od tego, że kurs rozjebanym samochodem w którym sprzęgło działało od odpuszczenia jego połowy, skrzynia działała tak, że żeby wrzucić 4 musiałem dać luz i w dół...
1. Oblane na łuku, jak hamowałem na końcu łuku gasł mi... tak 2x - poczułem, że coś jest nie tak, inaczej pracuje samochód egzaminacyjny
2. Robiąc milimetrowe ruchy sprzęgłem dałem radę zrobić łuk, jednak górka gasł mi... (instruktor wytłumaczył mi żebym lekko odpuścił sprzęgło i dodał gazu odpuszczając sprzęgło)
Tak oto 2x nie wyjechałem z placu przez instruktora, który mnie nie nauczył i nie próbował nawet uczyć + rozwalony samochód.
Kupiłem 2h w normalnej szkole, od nowa uczyłem się ruszać, łuk, górki (powiedział bym odpuścił sprzęgło do warkotania i dał gaz na 2000 obrotów = nie może się nie udać), trochę jazdy po mieście
3. Płyn, światła, łuk, górka w 3minuty, jazda na miasto trochę już trwała ale jadąc w lewo, koleś z naprzeciwka w prawo (w tym samym kierunku ze mną) na dwupasmówkę, byłem pewien, że zajmie prawy pas, a ja lewy = git. Koleś mi WJEBAŁ SIĘ pod maskę na lewy pas, babka dała mi po heblach, co było dobre bo bym w niego walnął.
W środę zapiszę się na kolejny czwarty raz...
+ zabawny fakt - kolega 3 lata bez prawka jeździ (Suwałki), zachciało mu się do ruskich po wahe i fajki ciskać, więc prawko musthave, za 5 razem zdał. Koleżanka niedawno za 7.
U nas nie ma tramwajów, tuneli itd. ale zdawalność jest tragicznie niska, biorą w takie osiedla i gównomiejsca gdzie mieszkańcy nie wiedzą gdzie obowiązuje, a gdzie nie prędkość 30km/h...
Zakładki