Halunek napisał
minely 24godziny i nikt nie podal zadnego sensownego argumentu przeciw demokracji(przypominam, ze demokracja nie istnieje tylko w PL) smutne, ze tacy ludzie innych nazywaja lemingami, a sami bezrefleksyjnie powtarzaja to co korwin(którego szanuje) im wmawia
Sorry, nie miałem wcześniej czasu podać argumentów. Już się za to zabieram.
Otóż demokracja jest ustrojem, w którym rządzący muszą nieustannie przekupywać lud. Kiedy stoczniowcy wyszli na ulice w latach 80 (tak zwana Solidarność) nie żądali oni demokracji. Żądali podwyżek płac, obniżek cen produktów i dłuższych urlopów. Wtedy jedynym sposobem żeby naciągnąć władzę na takie ustępstwa były protesty i rozruchy. Dzisiaj wystarczy odpowiednio głosować.
Załóżmy, że jestem prezydentem Nibylandii. W Nibylandii mieszka jakieś 40 milionów ludzi. Żeby wygrać wybory w systemie większościowym potrzebuję jakieś 35% głosów czyli, przy założeniu że wszyscy głosują, 14 milionów głosów. 7 milionów ludzi to zagorzali katolicy - więc będę rozdawał nieswoje pieniądze na fundusz kościelny, kapelanów wojskowych i nauczanie religii w państwowych szkołach. 2 miliony to urzędnicy i ich rodziny, więc podniosę płace w budżetówce. Co mnie obchodzi kto za to płaci - na pewno nie ja. 5 milionów ludzi domaga się lepszej służby zdrowia więc zwiększę wydatki na ten cel o jakiś miliard złotych.
Z czego pokryję te ogromne koszty? Podniosę podatki najbogatszym i przedsiębiorcom, bo stanowią oni tylko pół miliona osób i nie mają zbyt dużo głosów. Lud jest zbyt głupi, żeby zrozumieć, że firmy obciążone wyższymi podatkami tworzą mniej miejsc pracy i zacznie się tworzyć bezrobocie. Dla mnie to dobrze, że powstaje bezrobocie. Będę mógł przekupić parę milionów bezrobotnych "darmowymi" zasiłkami. Lud nie rozumie też, że najbogatsi napędzają konsumpcję oraz stanowią naturalną warstwę filantropów i mecenasów kultury. Lepiej dla mnie będzie ich opodatkować i stworzyć państwowe Ministerstwo Kultury oraz rozdawać państwowe zasiłki ubogim. Wtedy prosty ciemny lud będzie miał wrażenie, że o niego dbam i tym bardziej na mnie zagłosuje.
Prosty lud nie rozumie, że żeby rząd mógł stworzyć jedno miejsce pracy w ramach jakiegoś "programu rządowego" to musi nałożyć na przedsiębiorców podatki, które w efekcie niszczą dwa miejsca pracy.
Prosty lud nie rozumie, że prywatna służba zdrowia kosztuje tyle samo co publiczna służba zdrowia minus koszty ministerstwa zdrowia, instytutów zdrowia i związków zawodowych lekarzy i pielęgniarek.
Prosty lud nie rozumie, że jeśli rząd daje mi 1000 złotych, to najpierw musi mi zabrać 1400 w podatkach. Za te dodatkowe 400 opłaci urzędnika który ściąga podatki oraz urzędnika który rozdaje dotacje.
Prosty lud nie zna zasad ekonomii i nie rozumie, że płace kształtują się na przecięciu popytu na pracę i podaży pracy. Lud nie rozumie, że rząd podnosząc podatki przedsiębiorcom obniża popyt na pracę i w ten sposób kreuje bezrobocie. Lud myśli, że przedsiębiorcy płacą ludziom za mało "bo są chciwi i pazerni" i dlatego trzeba ich opodatkować.
Zakładki