Penthagram napisał
No właśnie, dlatego ja też postaram się ograniczyć do krótszych wypowiedzi sięgających sedna.
Pewnie, że jest - ale ja nigdzie tak nie napisałem. Napisałem, że mogą do tego prowadzić, ale nie muszą. W przypadku planu Marshalla najprawdopodobniej (nie na pewno) w pewnych przypadkach (nie wszystkich) do tego doprowadziły. Napisałem też wyraźnie, że "nie twierdzę oczywiście, że nie powinno się takiej pomocy akceptować - jak to mówią, im więcej, tym lepiej. Nie można jednak z wyżej podanych powodów się tym zadowalać, bo jest to marnotrawstwo potencjału." Sens wypowiedzi natomiast był taki, że to nie plan Marshalla odpowiada za różnicę w dobrobycie państw Europy - i tego podważyć się nie da. Odpowiada za to polityka gospodarcza. To niskie podatki i wolność gospodarcza prowadzą do dobrobytu, pomoc rządowa z zagranicy (choć może być pomocna), nie jest wcale konieczna. Dlatego priorytetem rządu powinna być deregulacja, redukcja podatków i cięcia wydatków połączone z prywatyzacją.
Różnica pomiędzy inwestycjami realizowanymi przez przedsiębiorców i "inwestycjami" państwa (tutaj cudzysłów celowy, bo to nie są inwestycje) nie sprowadza się do semantyki, a jest to różnica jakościowa. Te pierwsze prowadzą do maksymalizowania zadwolonia konsumentów przy jednoczesnym minimalizowaniu kosztów, które wiążą się ze sfinalizowaniem inwestycji. Te drugie - nie. Co z tego, że państwo zbuduje "zainwestuje" w budowę basenu, skoro koszt alternatywny jego budowy przerasta korzyści? Gdyby było inaczej, to struktura popytu konsumenckiego pozwoliłaby na jego budowę przez sektor prywatny. Wniosek stąd, że "inwestycje" państwowe to wydatki realizowane na podstawie arbitralnych decyzji polityków i urzędników, a inwestycje prywatne to wydatki realizowane na podstawie potrzeb tych, którym mają służyć - konsumentów. Dlatego te pierwsze nie podnoszą jakości ich życia tak, jak te drugie.
Stąd konieczność powiązania nauki z biznesem - przecież żaden przedsiębiorca nie zainwestuje w taki projekt, którego nie mógłby wdrożyć w życie...
Wydaje mi się, że mylisz proces migracji kapitału z jego akumulacją. Jest jasne, że kapitał migruje tam, gdzie (między innymi) płace są niskie. Ale tym samym ubywa kapitału w państwach, gdzie są wysokie. Akumulacja z kolei proces, w którym reinwestycje prowadzą do zwiększenia ilości dostępnego kapitału bez jego uszczuplenia gdzie indziej - w tym przypadku niskie płace nie mają bezpośrednio przełożenia na ten proces. Ludzie mogą zarabiać sporo, ale też sporo oszczędzać - wtedy stopy procentowe są niskie i istnieje dużo środków do uzyskania przez przedsiębiorców na unowocześnienie metod produkcji.
W odniesieniu do wschodu są wysokie, w odniesieniu do zachodu - niskie. Natomiast dane statystyczne pokazują, że 2013 rok był pierwszym, w którym z Polski nastąpił odpływ inwestycji. Między rokiem 2011 i 2013 spadek jest dramatyczny, płace na przestrzeni tego okresu nie urosły tak, by wytłumaczyć tę zmianę - musiało zmienić się coś innego, np. bezpieczeństwo inwestowania w Polsce - i nic dziwnego, skoro optymalizacja podatkowa już od jakiegoś czasu jest na celowniku naszego parlamentu, który chce ją ukrócić. Innymi słowy, gdybyśmy odwrócili ten proces i wszelkie ustawy utrudniające transfer zysków za granicę znalazłyby się w koszu, a podatki spadłyby, to inwestycje zagraniczne w Polsce byłyby większe. Ponadto, podatki w Polsce mogą wydawać się relatywnie niskie tylko wtedy, kiedy z definicji podatków usuniemy takie daniny na rzecz państwa jak składki - co jest absurdem. Z ekonomicznego punktu widzenia "składka" płacona pod przymusem państwu i normalny podatek ma ten sam skutek.
Czasem tak, a czasem nie. Gdyby to było takie proste, jak piszesz, to już przy głosowaniu nad ustawą w sejmie przed możliwym wetem 3/5 choćby obecnych posłów głosowałoby za, a tak nie robią. Poza tym Twój argument sprowadza się do tego, że prezydent nie jest najważniejszym organem władzy - co jest strawmanem, bo nikt tak nie twierdzi. Polska to nie USA czy to Francja. Ale to też nie Niemcy, gdzie rola głowy państwa jest tylko reprezentacyjna. Równie dobrze mógłbyś pisać, że nie ma sensu głosować na senatorów, bo senat też może tylko oddać ustawę do ponownego głosowania w sejmie - mało tego, oddalenie weta senackiego jest jeszcze prostsze, bo potrzebna jest tylko większość bezwzględna.